Pobyt naszych strażaków w Nepalu trwał około dwóch tygodni. Działali tam w ramach tzw. ciężkiej grupy poszukiwawczo - ratowniczej HUSAR (Heavy Urban Search And Rescue; USAR Poland - Urban Search And Rescue). W jej składzie grupy Nepalu było 81 strażaków Państwowej Straży Pożarnej.
- Do Katmandu dolecieliśmy samolotem Polskich Linii Lotniczych – wspomina starszy kapitan Maciej Sapieha, nieetatowy dowódca specjalistycznej grupy poszukiwawczo–ratowniczej z Gdańska. Polacy w Katmandu musieli być samowystarczalni, bo miasto jest zniszczone. Zabrali ze sobą nie tylko jedzenie, ale też wodę pitną, której wystarczyło na tydzień. Potem kupowali na miejscu, butelkowaną
Ratownicy pracowali w trudnych warunkach, w upale, temperatura powietrza przekraczała 30 stopni Celsjusza. Zagrożenie było duże, bo zdarzały się wstrząsy wtórne. Zresztą, i bez tych wstrząsów było bardzo niebezpiecznie, w każdej chwili gruzowiska i jeszcze stojące budynki mogły runąć na ratowników.
Bardzo pomocne były psy. - Tylko one potrafią wyczuć żywego człowieka, który nie może ani wołać o pomocy ani w inny sposób dać sygnału, że żyje. Psy kaleczyły sobie łapy, pracując na gruzach – mówi starszy sekcyjny, Michał Szalc, instruktor szkolenia psów ratowniczych, przewodnik ratownika Kali.
Polscy ratownicy pracowali nie tylko w stolicy Nepalu – Katmandu. Z pomocą medyczna wyjeżdżali do miejscowości odległych nawet 50 kilometrów. Korzystali z pojazdów nepalskiego wojska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?