Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Półwysep Helski: Urzędnicy chcą spotkania "na szczycie" w sprawie kempingów

Łukasz Kłos
SMIOUG / materiały RDOŚ
Ujawniają się tarcia między instytucjami odpowiedzialnymi za stan przyrody na Półwyspie Helskim. Choć wszystkie deklarują pełną współpracę (ba, uczestniczą nawet w tych samych czynnościach służbowych), to w relacjach między urzędami trudno nie wyczuć napięcia.

Gdy urzędnicy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku podkreślają "My swoje lekcje odrobiliśmy. Teraz czas, by także pozostali włączyli się w działania", dyrekcja gdyńskiego Urzędu Morskiego studzi emocje, podkreślając, że działa, ale sytuacja nie jest prosta.

Tymczasem - bez względu na atmosferę współpracy - trwa wymiana korespondencji między urzędami. RDOŚ już zapowiada, że kolejną porcję dokumentacji prześle poszczególnym instytucjom. Najnowsza - ta powstała po ostatniej kontroli na kempingu Polaris - ma trafić m.in. do magistratu we Władysławowie oraz do Urzędu Morskiego w Gdyni.

Do kompetencji pierwszego należy nadzór nad tym, by zgodnie z przepisami składowane były... odpady.
- Bez dwóch zdań za odpad należy uznać m.in. gruz budowlany, który nasi urzędnicy ujawnili podczas kontroli w ośrodku - podkreśla Hanna Dzikowska, szefowa Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku.

Według nieoficjalnych informacji, służby miejskie Władysławowa już podjęły pierwsze czynności. Miejscowi urzędnicy na celownik mieli wziąć nie tylko kemping Polaris, ale też niektóre inne ośrodki położone na brzegu Zatoki Puckiej.
Jednak to na Polarisie sytuacja jest teraz najpoważniejsza. Jeszcze niedawno zza płotu ośrodka można było dostrzec wysokie hałdy. Wschodnia część kempingu, która niegdyś była podmokłą łąką, została zasypana grubą na metr warstwą gruzu, tłucznia oraz ziemi gliniastej. Do tego dochodzi kwestia rowów odwadniających. Właściciel powinien uzyskać na nie pozwolenie od starostwa. Dlatego starostwo powiatu puckiego również znalazło się na liście adresowej RDOŚ.

- Nasza kontrola stworzyła swoisty precedens. Rzadko udawało się urzędnikom dostać na teren ośrodka, a co dopiero zgromadzić materiał - mówi szefowa RDOŚ. - Chcemy, by zgromadzony przez nas materiał posłużył zgodnie z przepisami możliwie największej liczbie instytucji, które w ramach swoich kompetencji będą mogły prowadzić własne postępowania.

Rzeczywiście, dotąd właścicielowi Leszkowi B. udawało się skutecznie unikać urzędniczych wizyt na terenie ośrodka. Strategia była prosta - gdy wyczerpywała się lista dozwolonych kruczków prawnych, korzystał z siły... męskich ramion. Wynajęci przez niego ochroniarze często blokowali nie tylko dostęp na teren ośrodka, ale też nie wpuszczali urzędników na tereny Skarbu Państwa.
Tak było w ostatni poniedziałek, gdy do ośrodka wybrali się urzędnicy miejscy oraz Urzędu Morskiego. Zbliżywszy się do terenu Polarisa, spotkali się z oporem ze strony kilku ochroniarzy. Urzędnicy musieli więc odstąpić od czynności, gdyż nie mieli uprawnień do wkroczenia bez zgody właściciela.

- Tak jest zawsze, gdy usiłuje się zrobić oględziny. Ponieważ przepisy każą się nam zapowiadać, z reguły właściciel jest odpowiednio przygotowany: albo go nie ma, albo jego ochroniarze nas przeganiają - słyszymy od urzędnika, który już kilka razy podejmował próbę sprawdzenia, co się dzieje na Polarisie.

Władze Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska proponują Urzędowi Morskiemu, by ten sięgnął po poważniejsze środki, jakie daje mu ustawa o ochronie przyrody. - Nie możemy prowadzić postępowań obejmujących obszar będący pod jego zarządem - tłumaczy Hanna Dzikowska. - Z naszych ustaleń wynika wprost, że niszczona jest tam morska część siedlisk przyrodniczych objętych ochroną programu Natura 2000.

Dlatego osobna korespondencja ma wkrótce trafić do Urzędu Morskiego w Gdyni. Anna Stelmaszyk-Świerczyńska, zastępca dyrektora Urzędu Morskiego ds. technicznych, informuje, że dokumenty jeszcze nie dotarły. - Jak pojawią się w urzędzie, to oczywiście przeanalizujemy je - dodaje. Przyznaje jednak, że dotąd urząd nie prowadził postępowań "przyrodniczych" na tym obszarze. - Musimy przeanalizować nasze kompetencje w obecnej sytuacji, bo przepisy nie są w tej kwestii jednoznaczne - zaznacza Stelmaszyk-Świerczyńska.

Za to na korytarzach urzędów coraz głośniej mówi się o potrzebie kolejnego spotkania "na szczycie", podczas którego ustalono by dokładnie, kto za co odpowiada. Podobne odbyło się w 2009 r. pod auspicjami ówczesnego wojewody Romana Zaborowskiego. Jak się dowiedzieliśmy, obecny wojewoda Ryszard Stachurski też zamierza takie zorganizować w najbliższych tygodniach, ale konkretnego terminu jeszcze nie wyznaczył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki