Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polscy rybacy odchodzą z zawodu i likwidują jednostki

Tomasz Turczyn
Ryszard Pietrasz
Rybacy alarmują, że coraz ciężej jest im wytrzymać konkurencję z potężnymi kutrami zagranicznymi - tzw. paszowcami, które z wielkimi ładunkami dorszy zawijają do polskich portów. Wielu rybaków decyduje się na odejście z zawodu.

To nie wszystko, bo także mówią, że dorsz jest coraz chudszy. - Masa dorsza jest mniejsza, niż w poprzednich latach - potwierdza obserwacje rybaków Jerzy Safader, prezes Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb.

Skąd się to bierze? Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich z Ustki uważa, że to wina paszowców.
- Wyławiają one też bardzo wiele ryb pelagicznych, a więc śledzi i szprot, którymi się żywi dorsz - mówi Hałubek. - Tym samym dorsz, ryba decydująca u nas głównie o rentowności kutrów rybackich, nie ma pożywienia.

Prof. dr hab. Jan Horbowy, kierownik Zakładu Zasobów Rybackich Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni ocenia dorszową sytuację inaczej. - Obserwujemy od paru lat wychudzenie dorszy, ale trudno jednoznacznie wskazać, jakie są przyczyny tego zjawiska. Bo zasoby pokarmu dorszy, np. ryby pelagiczne, nie zmniejszyły się znacząco. Sądzimy, że za niższą masę dorszy odpowiadają warunki środowiskowe, ale nie wiemy jakie - mówi prof. dr hab. Horbowy. - Bo kłopot jest tego typu, że, mówiąc najprościej, dorsz nie płynie za pokarmem. Zamiast w miarę wzrostu swojej biomasy przenosić się w kierunku północno-wschodnim, aż do Zatoki Fińskiej, trzyma się głównie obszaru morskiego od Bornholmu do Zatoki Gdańskiej. Według prof. dr. hab. Horbowego twierdzenie przez rybaków, że zagraniczne duże kutry - tzw. paszowce - przetrzebiły szproty i śledzie (ryby pelagiczne, którymi żywi się dorsz) nie znajduje potwierdzenia w wynikach badań.

- W naszych analizach nie widać znaczących różnic w przyłowie młodych ryb w rybołówstwie konsumpcyjnym i paszowym. Poza tym zasadniczo zasoby śledzi i szprotów w Bałtyku od wielu lat się nie zmieniły - akcentuje naukowiec. - Kłopot jest w tym, że dorszy jest liczbowo dużo i trzymają się one jednego rejonu, a więc nie podążają za pokarmem. Tymczasem w latach 80., gdy zasoby dorszy były duże, ryby te docierały do Zatoki Fińskiej.

Z kolei Waldemar Śmigielski, dyrektor Zarządu Portu Morskiego w Darłowie mówi, iż obserwuje, że polscy rybacy są coraz bardziej zniechęceni do rybołówstwa morskiego.

- Nie wytrzymują konkurencji z zagranicznymi paszowcami, które też zawijają do naszego portu - mówi Śmigielski. - Rodzime rybactwo w naszym porcie zanika. Armatorzy likwidują jednostki i odchodzą z zawodu.
Według dyrektora do Darłowa, w okresie największego nasilenia połowów dorszy, tygodniowo wpływa kilka kutrów z pełnym ładunkiem dorszy.

- To jednostki mające ładowność po 20-25 ton każda - wylicza dyrektor Śmigielski. - Rybacy mówią, że paszowce łowią wszystko, co wpadnie do sieci i twierdzą, że łowiska są wręcz spustoszone.
Grzegorz Hałubek dodaje, że jeśli polski rząd nie zareaguje na tę sytuację, to niebawem może nie być na naszym rynku polskiego dorsza. Według niego prof. dr hab. Horbowy nie widzi na co dzień dorszy, a rybacy patroszą ich tysiące.
- I jeśli w brzuchach dorszy nie ma szprot i śledzi, to gdzie one są? - pyta retorycznie Hałubek. - Za to są paszowce, które łowią ryby na potęgę. Sprawa jest więc jasna.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki