Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policjanci przekroczyli uprawnienia? Kontrowersyjna interwencja mundurowych w Lęborku [WIDEO]

Robert Gębuś
kadr z filmu Lębork News
Policja użyła gazu łzawiącego podczas interwencji. Mężczyzna zarzuca funkcjonariuszom przekroczenie uprawnień. Sprawa trafiła do prokuratury, a komendant wszczął postępowanie wyjaśniające.

Wieczorna interwencja policji w Lęborku wobec dwóch mężczyzn zakończyła się użyciem gazu łzawiącego wobec jednego z nich. Jak twierdzi świadek zdarzenia, który nagrał całą sytuację, funkcjonariusze użyli gazu bezpodstawnie. Drugi z zatrzymanych twierdzi, że został przez policjantów wywieziony do lasu w okolicach Małoszyc, uderzony i groźbą zmuszony do podpisania czterech „czystych” mandatów.

- Bałem się, więc podpisałem in blanco - tłumaczy Mirosław Syldatk, który zgłosił już sprawę do prokuratury.

Policja nie zaprzecza, że wobec jednego z mężczyzn użyto gazu. Twierdzi jednak, że były ku temu podstawy i został on wcześniej ostrzeżony, co mu grozi. - Mężczyzna utrudniał interwencję - mówi asp. sztab. Marta Kandybowicz, oficer prasowy KPP w Lęborku, i zapewnia, że policja wyjaśnia okoliczności zdarzenia. - Zostanie sporządzona także notatka z rozmowy ze świadkiem i sprawdzimy materiał filmowy.

Nagranie

Lębork, sobota wieczór, po 21.00. Mirosław Syldatk wraz z kolegą idą na piwo do pobliskiego pubu Pacyfik. Po drodze mijają nadleśnictwo. Syldatk prowadzi ze sobą psa. - Przygarnąłem go, kiedy jego właściciel się powiesił. Nigdzie się beze mnie nie rusza - mówi.

Przy ulicy I Armii Wojska Polskiego, w okolicach Nadleśnictwa Lębork, zatrzymują ich policjanci.

- Podjechał patrol policji. Zaczepił mojego kolegę. Zabrali go do radiowozu. Kiedy spytałem o co chodzi, jego wypuścili, a wrzucili tam mnie - relacjonuje Mirosław Syldatk.

Na ulicy został kolega Mirosława Syldatka z jego psem.

Śmierć 29-latka w Kościerzynie. Prokuratura bada policyjną interwencję

Mniej więcej od tego momentu rozpoczyna się nagranie, wykonane z mieszkania przez wydawcę lokalnego portalu internetowego LeborkNews. Przedstawia ono widok z pierwszego piętra budynku. W mroku otwierają się drzwi radiowozu. Do samochodu wchodzi funkcjonariusz. Za nim idzie druga osoba. Staje przy samochodzie. Słychać głos „On nic nie zrobił!”. Policjant za chwilę wysiada, odpędza go, mężczyzna odsuwa się od auta: „Nie, dobra...”- mówi.

„Już, nie ma cię” - głos policjanta. Mężczyzna odsuwa się od radiowozu. Słychać niewyraźną wymianę zdań, policjanci uruchamiają silnik. Mężczyzna coś sobie przypomina i wraca. Podchodzi do auta i od kierowcy dostaje gazem łzawiącym w oczy. Zatacza się, radiowóz odjeżdża.

- Widziałem to zdarzenie, mężczyzna zapytał, co się stanie z psem kolegi, który został na chodniku - mówi Krzysztof Deyna, świadek zdarzenia. - Wcześniej padły słowa, że jak będzie utrudniał, to użyją gazu, ale on tylko pytał, niczego nie utrudniał. Gazu użyto, moim zdaniem bezpodstawnie.

Mirosław Syldatk twierdzi, że policjanci wywieźli go do lasu, poza miasto, w okolice Małoszyc. Dostałem w twarz i podsunęli mi do podpisania cztery mandaty in blanco - mówi. - Przestraszyłem się i podpisałem. Tam w mieście, na środku chodnika, został pies. Nie zainteresowali się, co z nim zrobić!

Syldatk złożył zeznania w prokuraturze. Mężczyzna twierdzi, że jeden z policjantów miał osobiste motywy interwencji. Wcześniej miał mu wlepić mandat za picie piwa, jak twierdzi, na prywatnym polu. - Dostałem kolegium, ale się odwołałem. Ten policjant chodził kiedyś do jednej klasy z kolegą, z którym mnie zatrzymali. Mieli konflikty.

Cztery mandaty

Policja wyjaśnia, że użyła gazu, bo mężczyzna utrudniał interwencję. - Był o tym ostrzegany - mówi asp. sztab. Marta Kandybowicz z KPP w Lęborku. - Natomiast drugi z mężczyzn dostał cztery mandaty: za palenie papierosów w miejscu publicznym, próbę wprowadzenia w błąd przy podawaniu danych, za utrudnianie korzystania z urządzeń publicznych. Położył nogi na ławce, a także, za to, że prowadził psa luzem.

Dlaczego pies nie został zabrany po tym, jak jego pan został zatrzymany przez policję, skoro mógł stwarzać zagrożenie i gdzie zawieziono mężczyznę? - To jest przedmiotem wewnętrznego postępowania wyjaśniającego - mówi Kandybowicz.

Cały artykuł przeczytasz w środowym papierowym wydaniu Dziennika Bałtyckiego z dnia 18.01.2017 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki