- A przecież grał już nasz czarnoskóry rodak, Olisadebe - odezwie się ten i ów. - W Afryce pewnie nie mówi się po polsku!
Kiedy Oli zaczął strzelać bramki dla Polski, nikt nie zastanawiał się, czy na Wigilię przygotuje maniok i bataty zamiast pierogów z kapustą. Podejrzewam, że w wolnych chwilach nie czytywał naszej rodzimej poezji romantycznej i nie recytował "Pana Tadeusza". Jestem natomiast pewien jednego słowa, które koledzy kopacze zaszczepili mu jako polską wizytówkę. To słowo klucz do naszej słowiańskiej kultury. Ma tak wiele znaczeń, że nawet najwybitniejsi lingwiści ukorzą się przed potęgą pięciu liter składających się na słowo k…a. Wymawiamy je, kiedy coś się stało. Wykrzykujemy je, kiedy coś nas zadziwi. Pomaga nam zarówno w ciężkich, jak i w cudownych chwilach. Gdyby chcieć wytłumaczyć obcokrajowcowi, w jakich okolicznościach przywołujemy to proste i jędrne słowo, odpowiedź jest tylko jedna - możemy używać go zawsze i wszędzie.
Więcej felietonów Jarka Janiszewskiego
Można przyjąć, że kiedy naturalizowani Polacy, podobnie jak Olisadebe, opanują słynną k…ę, powinni doskonale rozumieć się na boisku. Trzeba będzie tylko donośnie krzyczeć, bo stadiony na Euro 2012 są dość spore. Wyobraźmy sobie taką oto sytuację: "polski" piłkarz, który przyjechał z Francji, wychodzi na czystą pozycję. W środku pola dostrzega prowadzącego piłkę kolegę z Niemiec. Pada okrzyk "naszego" Francuza: " k…a". Jest to sygnał, że czeka na piłkę.
Po chwili "nasz" Niemiec potwierdza odbiór przekazu i odpowiada w ten sam sposób: "k…a". W następnej chwili pojawia się genialne dośrodkowanie i pada bramka. Miliony kibiców ryczą ze szczęścia. Prezydent Komorowski, przyodziany w biało-czerwony szalik, zaczyna intonować słynną stadionową pieśń - "Polska, biało-czerwoni". Wszyscy są szczęśliwi. Jedno magiczne słowo sprawia, iż cały naród w przypływie kosmicznej dumy zaczyna lewitować w patriotycznym uniesieniu.
To nic, że podstawą sukcesu stało się słowo uważane za wybitnie wulgarne. Ważny jest wynik.
Przedstawiona wizja jest mocno euforyczna. Wypadki mogą potoczyć się zupełnie inaczej. Przypuśćmy, że prezes Lato, za namową współpracowników, z panem Kręciną na czele, wpadnie na pomysł zatrudnienia kilku nauczycieli języka polskiego. Piłkarze, zamiast solidnie kopać, przystąpią do intensywnej nauki karkołomnych zwrotów. A prawda jest prosta - powinni nauczyć się odbierać słowo "k…a". Kiedy ono pada, wiadomo, że dzieje się coś ważnego. Reszta jest bez znaczenia. Wie o tym każdy, kto kiedyś oglądał obrady Sejmu prowadzone przez reprezentanta PSL, marszałka Zycha. Ten wybitny polityk także użył przytaczanego wcześniej słowa. Zapomniał tylko o włączonym mikrofonie. Tym samym pokazał, jak należy operować językiem, aby zwrócić uwagę na palące problemy młodej demokracji.
W przygotowaniach do legendarnych piłkarskich zawodów należy postawić na maksymalnie prostą komunikację pomiędzy Polakami z importu. Na boisku liczy się szybkość. Nie ma co kombinować. Prawda jest zarazem piękna i okrutna - kilka siarczystych k..w zdziała więcej niż wieloletnie wykłady profesora Miodka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?