Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podsumowanie sezonu gdańskich hokeistów. GKH Stoczniowiec najgorszy w lidze, ale nie tak słaby, jak mu wróżono

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Zawodnicy Stoczniowca Gdańsk w meczach przeciwko lepiej wyszkolonym rywalom przeciwstawić mogli głównie ambicję i wolę walki.
Zawodnicy Stoczniowca Gdańsk w meczach przeciwko lepiej wyszkolonym rywalom przeciwstawić mogli głównie ambicję i wolę walki. Polska Press
Wysoką porażką 0:10 na wyjeździe z aktualnym mistrzem Polski, GKS-em Tychy, zakończyli zmagania w sezonie 2020/2021 Polskiej Hokej Ligi zawodnicy gdańskiego Stoczniowca. Zgodnie z przewidywaniami zespół znad morza okazał się najgorszy w całych rozgrywkach i nie awansował do fazy play-off, jednak zdołał sprawić kilka niespodzianek.

GKH Stoczniowiec Gdańsk jako jedyny w ligowej stawce walczył w PHL zespołem opartym niemal wyłącznie na zawodnikach z Polski. Wyjątkiem był grający asystent trenera Josef Vitek oraz młodzi, niedoświadczeni Białorusini, Dzimitryj Bandarenka, Ilja Kruk i Artiom Żurawski. Trójkę ostatnich trudno jednak uznać za stranierich, którzy byliby zdolni ciągnąć grę zespołu.

Natomiast Vitek, 40-letni już Czech, był najlepiej punktującym zawodnikiem z Gdańska w klasyfikacji kanadyjskiej. Strzelił dziewięć bramek, do których dołożył jedenaście asyst. Obok Czecha do prawdziwych, ligowych wyjadaczy zaliczyć można było jeszcze tylko w Stoczniowcu Mateusza Rompkowskiego, dawniej etatowego reprezentanta Polski. Pozostali zawodnicy, jak dla przykładu bramkarz Michał Kieler, Jakub Stasiewicz, Filip Pesta, Oskar Lehmann, Maciej Rompkowski, Mateusz Strużyk, Dawid Maciejewski, czy Krystian Mocarski, mieli znacznie mniejsze doświadczenie na poziomie PHL. Co więcej, nigdy w tych rozgrywkach nie zaliczali się do czołowych postaci. Wielu innych zawodników Stoczniowca Gdańsk nie grało wcześniej w PHL wcale. Młodzi hokeiści, w tym wicemistrzowie Polski juniorów z 2019 roku, dopiero mieli zbierać doświadczenie na tym poziomie.

Taki zestaw kadrowy powodował, że przed sezonem wielu ekspertów skazywało Stoczniowca Gdańsk na komplet porażek w rozgrywkach, w tym w przeważającej mierze w dwucyfrowych rozmiarach. Aż tak fatalnie jednak nie było. Gdańscy hokeiści co prawda przegrali 34 z 36 spotkań w sezonie zasadniczym, jednak zdołali sprawić jedną niespodziankę i kolejną wręcz sensację. Za taką z pewnością należy uznać pokonanie przez Stoczniowca 4:2 w listopadzie w hali Olivia wicemistrza Polski, zespołu Re-Plastu Unii Oświęcim, którego prowadzenie dopiero co przejął wówczas Amerykanin Kevin Constantine, szkoleniowiec z doświadczeniem w najlepszej, hokejowej lidze świata NHL, współpracujący dawniej w Pittsburgh Penguins m.in. Jaromirem Jagrem, jednym z najlepszych zawodników w historii dyscypliny.

Po drugie zwycięstwo gdańscy hokeiści sięgnęli także w listopadzie, zasłużenie pokonując u siebie 3:0 Zagłębie Sosnowiec. Był nawet moment, że opuścili ostatnie miejsce w tabeli PHL. Dwucyfrowych porażek zaliczyli natomiast trzy.

- Przed rozpoczęciem sezonu wiedzieliśmy, że będzie ciężko – nie ukrywa Krzysztof Lehmann, trener Stoczniowca. - Jestem realistą i brałem pod uwagę także dwucyfrowe porażki. Na szczęście jednak nie można całego sezonu spisać na straty. Nie tylko sięgnęliśmy po dwa zwycięstwa, ale także zagraliśmy inne, wyrównane mecze w żadnym z nich nie będąc faworytem. Minimalnie, jedną bramką przegrywaliśmy z ekipami KH Energi Toruń i JKH GKS Jastrzębie, w końcówce ściągając bramkarza. Wyrównane boje toczyliśmy z Ciarko STS Sanok. W jednym meczu przeciwko temu rywalowi byliśmy lepsi. Gdyby nie dziwne decyzje sędziów mogliśmy sięgnąć po kolejny triumf.

Szkoleniowiec Stoczniowca Gdańsk dodaje, że kiedy miał do dyspozycji podstawowego bramkarza, reprezentanta Polski Michała Kielera, jego zespół przegrał w dwucyfrowych rozmiarach tylko raz, u siebie 1:13 z Tauronem KH Podhalem Nowy Targ. Kolejne, tak bolesne pogromy nastąpiły już w samej końcówce sezonu. Michał Kieler wypożyczony został wówczas do JKH GKS Jastrzębie, gdzie może nadal występować i podnosić umiejętności pod okiem Roberta Kalabera, selekcjonera reprezentacji Polski. W ostatnich spotkaniach sezonu zasadniczego PHL w bramce „Stoczni” meldowali się w związku z tym kompletnie niedoświadczeni na tym poziomie debiutanci, Wiktor Soliński i 17-letni zaledwie Mikołaj Szczepkowski. Gdańszczanie przegrali dwucyfrowo jeszcze dwa razy, u siebie 0:11 ze wzmocnionym obcokrajowcami z Rosji Zagłębiem Sosnowiec i 0:10 we wspomnianym już starciu z GKS-em Tychy na zakończenie fazy zasadniczej rozgrywek. Szkoleniowiec Stoczniowca Gdańsk nie ma jednak wielkich pretensji do swoich młodych bramkarzy za te pogromy.

- Oni dopiero się uczą i nabierają doświadczenia niezbędnego szczególnie na tej pozycji - mówi Krzysztof Lehmann. - Mikołaj Szczepkowski pokazał już potencjał broniąc ze skutecznością ponad 90 procent w przegranym 2:3 meczu z Ciarko STS Sanok. Spotkania w Tychach i to z Zagłębiem Sosnowiec naszym bramkarzom nie wyszły, ale tacy młodzi, niedoświadczeni zawodnicy zawsze będą mieli wahania formy. Zdecydowaliśmy się wypożyczyć Michała Kielera, który był naszą ostoją w bramce, bo wiadomo było, że i tak już o nic nie walczymy. Tymczasem Michał w tym sezonie bardzo się rozwinął, bronił cały czas i nabrał pewności siebie. Skoro działacze i trenerzy JKH GKS Jastrzębie uznali, że im się przyda, nie chcieliśmy mu blokować możliwości dalszej gry.

Szkoleniowiec Stoczniowca Gdańsk mówi, że oprócz Michała Kielera oraz wspomnianych już wcześniej Josefa Vitka i Mateusza Rompkowskiego na pochwały w jego zespole zasłużyli także m.in. młodzi zawodnicy, Krystian Mocarski, autor ośmiu bramek i siedmiu asyst, Michał Zając, który jednak w opinii trenera musi jeszcze mocno popracować nad grą w defensywie oraz Michał Sadowski.

- Szczególnie dwaj ostatni rzuceni zostali na głęboką wodę do rywalizacji w PHL, wcześniej występując jedynie na zapleczu ekstraklasy lub w rozgrywkach juniorskich, gdzie poziom jest nieporównywalnie niższy - mówi Krzysztof Lehmann. - Pokazali jednak, że mają potencjał. Mam nadzieję, że za ich przykładem pójdą także inni, młodzi zawodnicy.

Krzysztof Lehmann nie ukrywa też, iż przed rozpoczęciem sezonu zdawał sobie sprawę, że jego podopieczni dysponują gorszymi umiejętnościami od hokeistów innych zespołów PHL. Tę różnicę nadrabiać mogli jedynie ambicją i walką na tafli. Jednak czasami i to było trudne, szczególnie, gdy zespół został zdziesiątkowany przez kontuzje i choroby. Trener Krzysztof Lehmann oraz kilku innych zawodników zaraziło się koronawirusem. Byli wyłączeni z meczów i treningów. Sytuacja kadrowa momentami była tak trudna, że dla przykładu w meczu przeciwko Comarch Cracovii u siebie w hali Olivia pod koniec października trener nie był w stanie skompletować nawet trzech pełnych formacji.

- Z pewnością nie ułatwiało to pracy i koniec ubiegłego roku był w związku z tym ciężki - mówi Krzysztof Lehmann.

Dodatkowo w trakcie sezonu z powodów rodzinnych zrezygnować musiał z dalszej gry Dawid Maciejewski, jeden z najbardziej doświadczonych obrońców. Karierę wznowił z kolei Maciej Rompkowski. Do zespołu dołączył też młodzieżowy reprezentant Polski Stanisław Drozd-Niekurzak, wracający do Gdańska po występach w Niemczech. Już w trakcie rozgrywek działaczom udało się pozyskać nowego sponsora, Olivię Business Centre. Nie poskutkowało to jednak żadnymi, znaczącymi wzmocnieniami, tak, aby zespół mógł myśleć o równorzędnej walce z rywalami w lidze.

Pojawia się w związku z tym pytanie, co dalej. Krzysztof Lehmann deklaruje, że Stoczniowiec Gdańsk zamierza przystąpić do kolejnych rozgrywek. Wiadomo, że jeszcze jeden sezon występować chce na tafli Josef Vitek, który zastanawiał się już nad zakończeniem zawodniczej kariery.

- Rozmawiałem z nim w autokarze podczas powrotu z meczu w Tychach i cieszę się z jego decyzji - mówi Krzysztof Lehmann. - On jest wzorem i wielkim wsparciem dla naszych młodych zawodników nie tylko na lodzie. Wziął pod swoje skrzydła Krystiana Mocarskiego. Bardzo pomaga w jego rozwoju. Nie da się jednak ukryć, że bez dodatkowych wzmocnień nie wykonamy jakiegoś znaczącego skoku jeśli chodzi o wyniki. Zespołowi przydałoby się dwóch doświadczonych, klasowych obrońców i jeden solidny atak, jak dla przykładu Finowie w Sanoku, który wziąłby na siebie ciężar zdobywania bramek. Fakty są takie, że nasi młodzi zawodnicy, którzy jeszcze ciągle uczą się gry na tym poziomie, nawet jak już dochodzili do dogodnych sytuacji strzeleckich, często nie potrafili ich wykorzystać. Wiadomo też, że musi zostać Michał Kieler. Mam nadzieję, że będzie nadal u nas grał.

Ewentualne wzmocnienia zależały będą jednak oczywiście od tego, jaki budżet uda się zgromadzić działaczom Stoczniowca Gdańsk przed kolejnymi rozgrywkami. Póki co zawodnicy po meczu w Tychach dostali tydzień wolnego. Jednak w marcu i kwietniu wracają na lód, szlifować formę już przed nowym sezonem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki