Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podróżować znaczy żyć

Redakcja
O życiu na rowerze, szkockich zamkach i bałkańskich drogach opowiada Anna Kitowska (uczestniczka wyprawy Scotland Castle Tour 2009) oraz Maria Durtan i Jerzy Kuleszo (organizatorzy wyjazdu na Bałkany)
O życiu na rowerze, szkockich zamkach i bałkańskich drogach opowiada Anna Kitowska (uczestniczka wyprawy Scotland Castle Tour 2009) oraz Maria Durtan i Jerzy Kuleszo (organizatorzy wyjazdu na Bałkany) Archiwum Studenckiego Klubu Turystycznego PG "Fify"
O życiu na rowerze, szkockich zamkach i bałkańskich drogach opowiada Anna Kitowska (uczestniczka wyprawy Scotland Castle Tour 2009) oraz Maria Durtan i Jerzy Kuleszo (organizatorzy wyjazdu na Bałkany)

Dlaczego akurat Szkocja?
Ania Kitowska: Szkocję wybrał Szymon, mój chłopak. Od dawna interesował się zamkami, średniowieczem, tamtym regionem. Namówił mnie i swego przyjaciela Radka, a Agata dowiedziała się o wyjeździe ze Studenckiego Klubu Turystycznego PG "Fify". Poznaliśmy ją dopiero w dniu wyjazdu.

A dlaczego wasz wyjazd nazwaliście BZIK?
Jerzy Kuleszo: Bo to pasowało do Bałkany Zachodnie Intensywnie i Konkretnie (śmiech).

I tak było?
Marysia Durtan: Było intensywnie, bo drogi tam są ciężkie, brukowane albo bez asfaltu. Już na początku zgubiliśmy się w macedońskich górach. Zamiast czterech dni, które planowaliśmy, spędziliśmy tam tydzień.
J.K.: Ale poznaliśmy tamtejszy folklor, ludzi. Wszyscy pomagali nam znaleźć nocleg, jedzenie, bo wzbudzaliśmy ogromną ciekawość. Gdy zobaczyli ośmiu ludzi na rowerach, patrzyli na nas jak na ufoludki z kosmosu.
Jak wam się udało zobaczyć tyle miejsc w ciągu miesiąca, przemieszczając się na rowerach?
J.K.: W sumie przejechaliśmy 1700 km po górzystych terenach. Dziennie od 20 do 120, bo zaczęliśmy od Skopie, gdzie dojechaliśmy pociągiem.

Gdzie wam się najbardziej podobało?
M.D.: W Albanii! Wszyscy nas straszyli, że tam jest niebezpiecznie, dziwni ludzie i mamy nie jechać, choć nikt tam nie był. Ale tak naprawdę byliśmy mile zaskoczeni. Albańczycy są bardzo otwarci i pomocni.
A.K.: W Szkocji też nam pomagali. Dawali nam wodę. Chociaż z noclegiem bywały problemy. Jak ktoś miał ładnie przystrzyżoną trawę, to nie chciał, żebyśmy się tam rozbijali. Ale spaliśmy w wielu ciekawych miejscach, np. w zamku, w opuszczonym domu, pod mostem.

Dlaczego wybraliście rowery jako środek transportu?
M.D.: Bo łatwiej i więcej można zwiedzić niż na piechotę. Jak coś ci się spodoba, zatrzymujesz się i tyle.
J.K.: Na rowerze jedzie się takim tempem, że wszystko można obejrzeć, kontemplować. W samochodzie by się spało.
A.K.: Poza tym np. w Szkocji wiele zamków jest nieoznakowanych. Żeby je odnaleźć, musieliśmy się przedzierać przez pola, stada owiec, druty kolczaste, miejsca, gdzie samochód by się nie dostał.
Jak fizycznie przygotowaliście się do wyjazdu?
M.D.: Jak już się jeździ trzy dni, to potem się człowiek przyzwyczaja i może jeździć i jeździć.
A.K.: My mieliśmy plan przygotować się kondycyjnie, ale wyszło nam tylko kilka wypadów za miasto. Wątpliwości przyszły pierwszego dnia, który dla mnie był kryzysowy. Myślałam, że będzie łatwo, bo jedziemy wybrzeżem, a paliło słońce, było 15 stopni pod górkę i ponad 100 km do przejechania. Zastanawiałam się, czy dam radę. Chłopcy mówili, że najgorsze góry będę pod koniec wyjazdu, a ja pierwszego dnia miałam dość.
J.K.: Dla nas większy problem był z dojazdem pociągiem, a nie rowerami. Pociągi międzynarodowe nie lubią rowerów. Nie ma na nie miejsca i trzeba za nie płacić łapówki.

Czym dla was jest podróż?
J.K.: Ja jak wiem, że mam jechać latem w podróż, to mi się nie nudzi zimą.
A. K.: Pierwszą połowę roku przygotowujemy wyprawę, a drugą wspominamy.
M.G.: Już na wyprawie rozmawiamy, gdzie pojedziemy następnym razem. Całe życie kręci się wokół tego. Reszta, praca czy studia, są przy okazji.

Czy do waszych podróży jest wam potrzebny Studencki Klub Turystyczny Fify?
M.D.: Tak. Tam znaleźliśmy ludzi o podobnych zainteresowaniach. Wcześniej nie było z kim jeździć. Niektórzy się śmieją, że to klub matrymonialny. Ludzie się tam poznają i mamy średnio cztery śluby rocznie. Jak się z kimś wyjedzie, to przyjaźń przechodzi na wyższy poziom wtajemniczenia (śmiech).

Co wam dają podróże?
M.D.: Inne spojrzenie na życie. Pewne problemy, z którymi się zmagamy tutaj, w trakcie podróży stają się mniej ważne. Nabiera się dystansu. Poznaje się innych ludzi, kultury. Zawsze coś się wydarzy, jakaś dętka pęknie. Można odpocząć (śmiech).
J.K.: Fajniej jest się martwić, jak naprawić bagażnik, a nie czy znajdę pracę.

Jaki był wasz najbardziej kryzysowy moment?
M.D.: Gdy zostało nam już tylko 20 km do Belgradu, skąd mieliśmy wrócić pociągiem do domu, większość dopadły problemy żołądkowe.
A.K.: Dla nas najgorsze były muszki, które gryzły. Było ich pełno i nic na nie nie działało. Pytaliśmy miejscowych, jak sobie z nimi poradzić, a oni kazali nam szybciej jeździć.

Rozmawiała Anna Mizera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki