Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podręcznik dla pierwszoklasistów. Szkoły są przeciwne?

Anna Mizera-Nowicka
Nauczyciele przestrzegają też, że "wymieszanie w jednej superksiążce materiałów z polskiego, matematyki i przyrody, wprowadzi bałagan".
Nauczyciele przestrzegają też, że "wymieszanie w jednej superksiążce materiałów z polskiego, matematyki i przyrody, wprowadzi bałagan". P. Świderski/archiwum DB
Darmowy i przekazywany kolejnym rocznikom - taki już we wrześniu będzie podręcznik dla pierwszoklasistów. W kolejnych latach z takich podręczników uczyć się będą także uczniowie drugich i trzecich klas - zapowiedziała minister edukacji, Joanna Kluzik-Rostkowska i wywołała prawdziwą burzę.

Pomysł ministerstwa z entuzjazmem przywitali rodzice uczniów, także tych z Pomorza, którzy na książki i pomoce szkolne wydają krocie. Nie zabrakło jednak nauczycieli ostro protestujących przeciwko proponowanym zmianom. O swój los już się boją także właściciele i pracownicy księgarni oraz wydawnictw.

- Naszą troską jest ograniczenie kosztów rodziców - mówił przed kilkoma dniami premier Donald Tusk. - Koszt produkcji podręcznika dla pierwszoklasistów (550 tysięcy dzieci w 2014 r.) nie powinien przekroczyć 10 mln zł. Dzisiaj rodzice wydają blisko 140 mln zł. Nie można dłużej tolerować tego mechanizmu.

Jak wyjaśniają pracownicy Departamentu Informacji i Promocji Ministerstwa Edukacji Narodowej szkoła podstawowa będzie więc nieodpłatnie wypożyczać uczniom klas I-III podręczniki. Znajdą się w nich materiały z języka polskiego, matematyki, edukacji społecznej i przyrodniczej. - Wyposażenie szkół w podręcznik zapewnia natomiast MEN - podkreślają. - Podręczniki będą własnością szkoły. Mają służyć trzem kolejnym rocznikom uczniów.

Takie informacje cieszą więc rodziców, którzy, jak się czasem zdarza, zaciągają pożyczki, aby wyposażyć swoje pociechy w podręczniki i przybory do szkoły.

- Same książki dla mojej córki, która idzie do pierwszej klasy gimnazjum, kosztują 700 zł. Podręczniki do pierwszej klasy podstawówki dla syna to kolejne 330 zł. Do tego dochodzą inne wydatki. Przy naprawdę skromnych zakupach wydamy 1,5 tys. zł - skarżyła się nam tuż przed rozpoczęciem obecnego roku szkolnego Monika Spryngacz. - Tak nie powinno być!
Nie mniejsze koszty poniosła przed rozpoczęciem tego roku szkolnego także pani Magdalena, mama 10-letniego Igora. - Co roku przeznaczam blisko 400 zł na same podręczniki. Już niejednokrotnie zdarzyło się, że niektóre pozycje w ogóle nie były używane przez nauczycieli! - podkreśla. - Dzieci dźwigają bardzo ciężkie plecaki, co ma wypływ na stan ich kręgosłupów. Najlepsze byłyby więc e-podręczniki, ale pomysł wprowadzenia jednego podręcznika też uważam za trafiony.

Zupełnie inaczej komentują go jednak nauczyciele. Nie zgadzają się też, aby tornistry uczniów były wypełnione ciężkimi książkami. - Są wydawnictwa, które na każdy miesiąc przygotowują osobny, cienki zeszyt ćwiczeń i książkę, przez co nie są one wcale ciężkie. A jeśli uczeń faktycznie nosi ciężary, to warto sprawdzić, co ma w plecaku. Z doświadczenia wiem, że jest tam wiele niepotrzebnych rzeczy - mówi Grażyna Mariańska, nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej w Szkole Podstawowej nr 82 w Gdyni. Dodaje też, że pomysł wprowadzenia jednego podręcznika jej nie przekonuje. - Kiedyś nauczyciele korzystali z jednego podręcznika Mariana Falskiego czy Ewy i Feliksa Przyłubskich. Odeszliśmy od tego m. in. na rzecz zeszytów ćwiczeń. I niech tak zostanie. Absolutnie nie wyobrażam sobie nauczania bez korzystania z ćwiczeń. Nawet mając cały ich wachlarz, poświęcam sporo czasu na przygotowanie jeszcze dodatkowych materiałów.

Także dyrektor SP nr 1 w Sopocie uważa, że najmłodszym uczniom nie wystarczy czytanie z elementarza i pisanie w zeszycie.
- Aby się rozwijać, dzieci muszą wycinać, kolorować, rysować itd. - mówi Wojciech Jankowski. - Prywatnie jestem też przeciwny ustalaniu dla wszystkich szkół i uczniów tego samego, jedynego słusznego podręcznika. Jego wybór powinien należeć do szkół.
Nauczyciele przestrzegają też, że "wymieszanie w jednej superksiążce materiałów z polskiego, matematyki i przyrody, wprowadzi bałagan".

Pomysł ministerstwa niejednoznacznie ocenia też przewodniczący Sekcji Oświaty gdańskiej Solidarności, która od lat apelowała do MEN o ograniczenie kosztów rodziców. - Oczywiście trzeba pochwalić inicjatywę, która ma odciążyć rodziców, ale nie można tego robić w ten sposób - mówi Wojciech Książek. - Wprowadzanie takich zmian trzeba poprzedzić merytoryczną debatą. Mam niestety wrażenie, że naprędce zwołana konferencja i hasła o darmowych podręcznikach to kiełbasa wyborcza. Szczególnie, że jest ona rzucona sfrustrowanym rodzicom 6-latków, które od września po raz pierwszy obowiązkowo trafią do szkół.

Szykowane zmiany mrożą też krew w żyłach pracowników wydawnictw i księgarni. Jak podaje bowiem portal Money.pl, rynek związany ze sprzedażą książek szkolnych stanowi nawet ponad 31 proc. całego rynku księgarskiego w Polsce. Obowiązujący od września nowy podręcznik przygotują zaś nie wydawnictwa, a specjaliści współpracujący z MEN. Ponieważ będzie rozdawany za darmo, stracą również księgarze. - Rynek dotyczący książek dla klasy pierwszej to 68-70 milionów złotych. Dla klas 1-3 to nawet 200-230 mln zł. Źle się stanie, jeśli te pieniądze znikną nagle z rynku - mówi Jarosław Matuszewski z Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych.

TU kupisz e-wydanie "Dziennika Bałtyckiego"!

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki