Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podpici awanturnicy, kryminaliści i złodzieje

Barbara Szczepuła
Mija właśnie czterdzieści lat od mordu z premedytacją, nazywanego w PRL wypadkami grudniowymi. 16 grudnia 1970 roku wicepremier Stanisław Kociołek w telewizyjnym wystąpieniu wezwał ludzi do powrotu do pracy.

Posłuchali go i następnego ranka na przystanku kolejowym Gdynia Stocznia weszli prosto pod kule karabinowe. Strzelali żołnierze Ludowego Wojska Polskiego i funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej.
W Gdyni od ran postrzałowych zginęło szesnaście osób w wieku od 18 do 34 lat. Dzień wcześniej w Gdańsku także zginęli ludzie, wielu zostało rannych. W sumie zabito 44 osoby.

Ministrem obrony narodowej był wtedy generał Wojciech Jaruzelski.

Decyzję o użyciu broni podjęto 15 grudnia w gabinecie I sekretarza Władysława Gomułki w obecności przedstawicieli MON i MSW. Podsunięto wtedy Gomułce nieprawdziwą informację o zabitych poprzedniego dnia milicjantach. Jak zachował się wtedy generał Jaruzelski, ten wielki polski patriota?

Sprzeciwił się i podał do dymisji? Spoliczkował Gomułkę? Wyszedł, trzaskając drzwiami? A może zasalutował i powiedział: - Tak jest towarzyszu pierwszy sekretarzu!? Zapewne znajdzie się Czytelnik, który do mnie napisze, przekonując, że Jaruzelski nie miał wyboru. A czy musiał być ministrem Obrony Narodowej? Mógł przecież zostać hodowcą owiec w Bieszczadach albo pisać pod pseudonimem artykuły do "Niewidomego spółdzielcy", jak dziennikarze na jego rozkaz wyrzuceni z pracy w stanie wojennym. Powie ktoś: gdyby się nie zgodził, inny generał zostałby ministrem obrony i wydał rozkaz strzelania.

Zgoda, ale wówczas sądzilibyśmy kogoś innego, a generał Jaruzelski byłby bohaterem, o którym lud śpiewa pieśni. Tymczasem proces w sprawie Grudnia ciągnie się latami i końca nie widać.
Teraz właśnie generał miał stawić się w sądzie, ale poszedł do szpitala. Dzień wcześniej pojawił się na spotkaniu w Pałacu Prezydenckim.

Był więc zdrowy, a następnego dnia, gdy miał rozprawę, już nie. Tak jest od dwudziestu lat.
Mataczy, więc ma coś do ukrycia. - Rozprawy mogłyby się odbywać bez generała - mówi prokurator Bogdan Szegda w rozmowie z Barbarą Madajczyk-Krasowską - ale on na to się nie zgadza.

Chce brać w nich udział. Chce, ale się nie stawia. I tak w koło Macieju. Pewnie więc nigdy osądzenia Wojciecha Jaruzelskiego nie doczekamy. I o to zapewne mu chodzi.

Co do jednego generał nie ma wątpliwości: "Uczestnicy protestów to podpici awanturnicy, kryminaliści i złodzieje".

Tak mówił w sądzie. Widocznie, jego zdaniem, do takiej hołoty Ludowe Wojsko Polskie mogło strzelać bezkarnie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki