Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podczas badania dziecko spadło z kozetki. Rodzice skarżą gdański szpital do prokuratury

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Rodzice boją się, że upadek z lekarskiej kozetki może trwale odbić się na zdrowiu Patrycji
Rodzice boją się, że upadek z lekarskiej kozetki może trwale odbić się na zdrowiu Patrycji T.Bolt
Patrycja urodziła się 7 maja jako donoszony noworodek. Podczas osłuchiwania dziecka lekarzy zaniepokoiły szmery, jak się potem okazało, powodowane wrodzoną wadą serca. Noworodek wymagał szczegółowych badań w poradni kardiologii dziecięcej w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym. Rodzice zgłosili się na nie 21 maja. I wtedy właśnie doszło do dramatu.

- Podczas echokardiografii serca moja dwutygodniowa córeczka została zrzucona przez lekarza na podłogę - twierdzi ojciec dziewczynki Patryk Odrowąż-Petrykowski. - Nie było to oczywiście umyślne, lekarka zrobiła to przez nieuwagę. Próbując wpisać dane do komputera, odwróciła się i pociągnęła za sobą kocyk, na którym leżało dziecko, Patrycja spadła z kozetki lekarskiej całym ciałem na podłogę.

W tym czasie w gabinecie przebywało jeszcze kilka osób, oprócz lekarza, dziecka i jego rodziców - druga lekarka i trzy studentki. Byli więc świadkowie zdarzenia.

- Początkowo lekarze zbagatelizowali wypadek, twierdząc, że nic się nie stało, bo tak małe dzieci są bardzo "elastyczne" - opowiada ojciec Patrycji. - Nie chcieli wykonać żadnych badań, by wykluczyć, czy przypadkiem nie doznało ono jakiś urazów wewnętrznych. W końcu, na moje stanowcze żądanie, wykonano dziecku USG główki, po czym przebadał ją neurolog i pediatra, którzy orzekli, że "wszystko jest w porządku".

Ojciec nalegał na zrobienie dziecku tomografii komputerowej główki, jednak bez skutku. Według Patryka Odrowąż-Petrykowskiego - lekarze stwierdzili, że nie ma wskazań, by wykonywać tomografię komputerową i dodatkowo naświetlać dziecko w sytuacji, gdy nie ma żadnych objawów, by stało mu się coś poważnego.

Tata Patrycji przyznaje jednak - dzięki kardiologom dziecięcym z UCK - ciężko chore dziecko prosto z poradni przetransportowane zostało do innego szpitala w Gdańsku i od razu trafiło w ręce kardiochirurgów.

Wada serca okazała się złożona. Pierwszą operację, z powodu groźnego dla życia zwężenia cieśni aorty, dziewczynka przeszła pod koniec maja, drugą z powodu ubytku w przegrodzie międzykomorowej - 8 października. Również tę drugą operację zniosła dobrze. Rodzice mieli ją odebrać, gdy nagle przestała sama oddychać.

- Pomoc przyszła natychmiast, na szczęście opieka na kardiochirurgii jest wspaniała - chwali tata Patrycji. Badanie TK wykazało, że bezdech spowodowany był krwawieniem w okolicy pnia mózgu. Jego przyczyny nie udało się jednak wyjaśnić.
Lekarze z Pomorskiego Centrum Traumatologii nie są w stanie wykluczyć, że nie ma ono związku z wypadkiem w UCK.
- Liczę na to, że to właśnie rozstrzygną biegli - twierdzi Patryk Odrowąż-Petrykowski. Sprawę bada już prokurator, zajmuje się nią też adwokat, który w imieniu rodziców będzie żądał od szpitala odszkodowania.

- Rzeczywiście doszło do ześlizgnięcia się dziecka w kocyku podczas robienia echo serca, ale badania i konsultacje dziecka przez kilku specjalistów nie wykazały żadnych bezpośrednich następstw tego zdarzenia - zapewnia Tadeusz Jędrzejczyk, zastępca dyrektora UCK ds. medycznych. - Wypadek na pewno nie powinien był się zdarzyć, ale nie ma związku przyczynowo-skutkowego z tym, co wydarzyło się po upływie ponad pięciu miesięcy. Badanie ultrasonograficzne główki jest u tak małego dziecka badaniem dokładnym, natomiast TK - do którego trzeba pacjenta znieczulić - bardzo obciążającym.

Od tygodnia mała Patrycja przebywa w Klinice Neurologii Rozwojowej GUMed na obserwacji, jest w stabilnym stanie. Jej rodzice wciąż umierają z niepokoju o jej życie. Boją się też, że "wypadek" może zaważyć na jej zdrowiu również w przyszłości.

Szpital ponosi za ten wypadek pełną odpowiedzialność

Z mecenasem Adamem Przałą, gdańskim adwokatem rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz.

W trakcie badania echokardiograficznego przeprowadzanego na terenie szpitala mały pacjent spadł na podłogę. Według jego ojca noworodek został nieumyślnie "zrzucony", według dyrekcji placówki - ześlizgnął się w kocyku.
Nie ma znaczenia, jak to nazwiemy, jedno jest pewne - szpital ponosi pełną odpowiedzialność za niezapewnienie bezpieczeństwa pacjenta podczas badania przez lekarza. Ani dziecko, ani osoba dorosła nie ma prawa spaść i to obojętne, czy z kozetki, stołu czy wózka. Powinny być zabezpieczone, na straży tego stoją standardy, procedury. Mieliśmy już podobne sprawy, w jednej z nich starsza pani spadła podczas transportu przez pogotowie.

Na czym polega ta odpowiedzialność?
Chodzi o konsekwencje wynikające z odpowiedzialności cywilnej, jaką ponosi szpital. Pacjentowi należy się odszkodowanie i zadośćuczynienie. Nie wiadomo, jakie będą konsekwencje tego zdarzenia dla zdrowia dziecka w przyszłości. Każda taka sprawa jest rozwojowa.

A może ojciec dziecka jest po prostu "roszczeniowy", awanturuje się bez przyczyny?
Ojciec dziecka zachowuje się jak najbardziej prawidłowo i racjonalnie.

Od 20 lat reprezentuje Pan pacjentów w dochodzeniu ich praw w placówkach ochrony zdrowia. Czego one dotyczą?
Rzadko są to skargi na lekarzy prowadzących indywidualne praktyki, najczęściej są to skargi na szpitale, gdzie stosowane procedury są najbardziej skomplikowane. Również do komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych przy wojewodzie, której jestem członkiem, trafiają skargi na szpitale, ale w tym przypadku to ustawa nie pozwala komisji zajmować się np. skargami na przychodnie.

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki