Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pobił i próbował przejechać samochodem. Prokuratura umorzyła dochodzenie

Tomasz Słomczyński
mat.policji
W listopadzie zeszłego roku dwa zawiadomienia wpłynęły na policję: Adam zawiadomił, że Patryk go pobił (chciał go zabić), Patryk zgłosił, że Adam go pobił i potem, wraz z Mariuszem - kierowcą samochodu, do którego wskoczył - chcieli go zabić.

- Jest 13 listopada. Godzina 12, jestem w warsztacie, pracuję przy samochodzie. Przyjeżdża pan z ubezpieczalni, ogląda samochód, pomagam mu rozkręcić przedni zderzak. Wtedy podchodzi do mnie jakiś mężczyzna. Widzę, że drugi stoi w oddali. Mówi, że rok temu był u mnie w warsztacie, coś mu tam robiłem i że mu podmieniłem alternator, że chce ode mnie dwa tysiące złotych. Zaczynam się denerwować. Mówię mu, że u mnie w warsztacie nie dzieją się takie rzeczy. Uderza mnie w twarz, jestem w szoku, czuję ból, nie wiem, co się dzieje. On wyciąga gaz i używa go w kierunku mojej twarzy. Oczy mnie pieką, nic nie widzę, krzyczę, że to jest napad. Pan z PZU nie reaguje, stoi za mną. Wycieram oczy, widzę, że obydwaj mężczyźni uciekają. Gonię ich.

Adam i Mariusz, a za nimi Patryk, wybiegają z podwórza, wbiegają na chodnik przy ul. Schuberta w Gdańsku.
- Łapię jednego z nich.

Złapany zostaje Adam, ten który miał pretensje o alternator, Mariusz zdołał uciec.
- Przewracam go, trzymam na ziemi. On stara się psikać gazem w moim kierunku, ja jednak trzymam go to za jedną, to za drugą rękę. Wstajemy, skupiam się na tym, żeby utrzymać go do przyjazdu policji.
Przybiega sąsiad, na miejscu jest jeszcze trzech kolegów Patryka. Duży ruch na ul. Schuberta, co chwilę mijają ich auta.
- Po chwili wyrywa mi się do nadjeżdżającego samochodu.
Adam przebiega w poprzek ul. Schuberta, tam na chodniku stoi skoda, którą podjechał Mariusz.
- Wsiada przez tylne drzwi, ja biegnę na drugą stronę chodnika, staję przed przodem do ich samochodu, mówię: "czekajcie, zaraz przyjedzie policja". Słyszę pisk opon, widzę, że on rusza gwałtownie w moją stronę, nie mam czasu odskoczyć, to się za szybko dzieje. Jestem przerażony, nie jestem w stanie tego opanować, jestem na masce, samochód rozpędza się coraz bardziej, wpadam na szybę, widzę, że nie mają zamiaru zatrzymać się, samochód nabiera coraz większej prędkości, wpadam na dach i kręcę się całym ciałem po samochodzie, nagle spadam, dalej nic nie pamiętam.

***
Powyżej zacytowaliśmy fragmenty tekstu, który napisał Patryk podczas terapii (wciąż ją przechodzi). Nie może pozbierać się z traumy, jakiej doznał 13 listopada przed swoim warsztatem samochodowym. "Ujawnia wysoki poziom lęku, poczucie zagrożenia społecznego, wzmożony niepokój. Wysokie wskaźniki w skali stresu. Wysokie wyniki w skali histerii, psychastenii, depresji. Triada neurotyczna" - napisał psycholog w ośrodku zdrowia.

***
W listopadzie zeszłego roku dwa zawiadomienia wpłynęły na policję: Adam zawiadomił, że Patryk go pobił (chciał go zabić), Patryk zgłosił, że Adam go pobił i potem, wraz z Mariuszem - kierowcą samochodu, do którego wskoczył - chcieli go zabić.
Mówi Mariusz (ten, który prowadził samochód): - Przyjechaliśmy do warsztatu. Stałem w oddaleniu i widziałem na podwórku szarpiących się Adama i tego Patryka. Potem uciekaliśmy. Potem widziałem, jak na chodniku przy ul. Schuberta nad Adamem stało czterech typów. Podjechałem samochodem. Zaparkowałem na chodniku. Adam odbiegł od nich i wsiadł na tylne siedzenie. Wtedy Patryk wskoczył mi na maskę, z maski na dach, ja ruszyłem, on się zsunął na jezdnię, na nogi. Powtórzę - nie było żadnego potrącenia, on sam wskoczył mi na maskę, potem na dach. A potem nawet nie upadł, tylko się zsunął na nogi na jezdnię. Nic mu się nie stało. Nie wiem, dlaczego stracił przytomność, to jest dla mnie dziwne...
Adam: - Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie, nie życzę sobie żadnego artykułu na ten temat, jeśli dalej będziecie do mnie dzwonić albo mnie nachodzić, to spotkamy się w sądzie.

Dwie wersje wydarzeń. Kto ma rację? Sprawę mogą rozstrzygnąć świadkowie.
Przesłuchani zostali: sam Patryk, jego koledzy, którzy byli na miejscu, oraz Adam i Mariusz. Dwie strony podały dwie sprzeczne wersje wydarzeń. W jednej było bezpardonowe potrącenie i ucieczka z miejsca zdarzenia, w drugim - skok Patryka na maskę samochodu.

Dodatkowym świadkiem jest matka Adama. Opowiedziała policjantom, jaki - według niej - był przebieg zdarzenia. Potwierdziła wersję wydarzeń swojego syna, wg której Patryk sam wskoczył na maskę. Jednak nikt jej na miejscu nie widział. Skąd więc wiedziała, jak zdarzenie wyglądało?
Zeznała, że akurat, przez przypadek, jechała ulicą Schuberta, kiedy to się działo. Taki zbieg okoliczności.

***
W takiej sytuacji potrzebni są świadkowie bezstronni. Tacy, jak pan z ubezpieczalni, który wszystko widział, którego z żadną ze stron nic nie łączy. Jest też pani Karolina, która wtedy jechała ulicą Schuberta (zgłosiła się na świadka po tym, jak w DB ukazało się ogłoszenie o poszukiwaniu osób, które były na miejscu): - Widziałam mężczyznę stojącego na chodniku przed maską samochodu. I nagle - widziałam to dokładnie - samochód ruszył z piskiem opon do przodu. Człowiek ten wylądował na masce, potem przeleciał przez cały samochód. To nie mogło być nieumyślne. Nie mam wątpliwości - widziałam, jak specjalnie na niego najechali z impetem. Zresztą - gdyby to było nieumyślne, każdy kierowca zatrzymałby się, sprawdził, co się stało, udzielił pomocy. A ten samochód szybko odjechał po tym, jak człowiek spadł na jezdnię.
Pani Karolina wszystko to opowiedziała policjantom.
Innym świadkiem - tak jak pani Karolina, zeznawał w tej sprawie na policji - jest pan Andrzej, który mieszka przy ul. Schuberta. Spoglądał przez okno, kiedy zobaczył szarpiących się mężczyzn. To był moment, w którym Patryk, po krótkiej pogoni, złapał Adama na chodniku.
- Rozpoznałem Patryka, widzę, że trzyma jakiegoś faceta. Wybiegłem z domu. Pytam, co się dzieje, potem zadzwoniłem na policję, potem tuż przy mnie to się stało. Patryk stał przed maską samochodu, krzyczał, żeby nie jechali, że zaraz będzie policja. A oni z piskiem opon ruszyli prosto w Patryka! Dzida do przodu! Jak tak można? W biały dzień chcieli go zabić po prostu! W jakim kraju my żyjemy?! To jakaś mafia!
Ostatnie retoryczne pytanie padło w związku z prokuratorskim postępowaniem w tej sprawie. Pan Andrzej dowiedział się ostatnio o umorzeniu sprawy, w której jest świadkiem i w której - jak sam twierdzi - ktoś ewidentnie chciał zabić jego sąsiada.

***
12 marca 2013 roku prokurator Iwona Matczak postanowiła umorzyć dochodzenie w sprawie "naruszenia czynności narządów ciała" Patryka Odrowąż- Petrykowskiego.
Powód? Uderzenie w twarz i potrącenie nie spowodowało naruszenia prawidłowych czynności ciała na okres powyżej siedmiu dni. Przepisy mówią, że w takiej sytuacji - jeśli nie ma interesu publicznego w ściganiu sprawcy, dochodzenie można umorzyć jako takie, które nie jest objęte ściganiem z urzędu. Inaczej mówiąc: Patryk sam może założyć sprawę Adamowi i Mariuszowi. Jego dolegliwości - zdaniem biegłego lekarza powołanego do sprawy przez prokuratora - nie są dotkliwe.
Z jezdni zabrała go karetka. Ocknął się w szpitalu. Dobę spędził na ortopedii. Przez 14 dni po wyjściu ze szpitala Patryk nosił kołnierz ortopedyczny.

Od 13 listopada minęło ponad pięć miesięcy. Patryk nosi rękę na temblaku, przez ten cały czas jest na zwolnieniu lekarskim. Czeka go rehabilitacja. Tyle, jeśli chodzi o dolegliwości ortopedyczne. Ale są też i inne problemy - Patryk spędził 3 tygodnie w szpitalu psychiatrycznym na Srebrzysku. Pokazuje kolejne zaświadczenia, opinie od lekarzy psychiatrów. - Boję się wyjść z domu - mówi.

Decyzja o umorzeniu powoduje dziś oburzenie Patryka. Bo też wychodzi na to, że prokurator, która sama w umorzeniu wskazuje na to, że doszło do potrącenia, nie widzi problemu w tym, że ktoś najeżdża na pieszego stojącego na chodniku, wiezie go na masce i dachu samochodu i ucieka z miejsca zdarzenia. Przestępstwa nie ma?
Chyba że pani prokurator nie dała wiary zeznaniom żadnej ze stron. I najprawdopodobniej tak było: w umorzeniu jest napisane, że "brak jest obiektywnych i bezpośrednich świadków zdarzenia" i w efekcie: "Brak jest danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa". Zapytaliśmy śledczych, dlaczego np. panią Karolinę uznali za świadka niewiarygodnego. Przyszła odpowiedź : "Dobro prowadzonego postępowania sprzeciwia się udzielaniu informacji w niniejszej sprawie".

Dowodem w sprawie jest również samochód - został przebadany przez biegłych, ich opinia jednak nie spowodowała powstania aktu oskarżenia. Nikt jej już nie zweryfikuje. Samochód nigdy nie zostanie zbadany przez biegłych. Spłonął. Dlaczego? Policja stwierdziła, że to był samozapłon. Ot, tak po prostu sam z siebie się zapalił.

***
- Jesteś w pracy, ktoś przychodzi, wali cię po pysku, potem próbuje cię przejechać samochodem i nie ma sprawy? To kim jest ten Adam, że takie rzeczy uchodzą mu na sucho? - pyta Patryk. Złożył skargę na umorzenie śledztwa. O tym, czy zostanie podjęte, zadecyduje teraz sąd.

Imiona Adam i Mariusz nie są prawdziwe. Obaj panowie kategorycznie zaprotestowali przeciwko ujawnianiu ich personaliów.
Współpraca J. Wierciński

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki