Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po studiach pewne jest tylko bezrobocie

Michał Kowal
G. Mehring/ archiwum
Maciek za studia zaoczne na politologii płacił cztery tysiące złotych rocznie. Wydał na nie 20 tysięcy zł. Po dwóch latach rozpoczął równolegle drugi kierunek - administrację. Tym razem dziennie. W zeszłym roku obronił dwa dyplomy: magisterski z politologii i licencjacki z administracji. Wszystko na nic.

- Spodziewałem się, że będzie ciężko, ale nie sądziłem, że aż tak - żali się Maciek, ponieważ od pół roku daremnie szuka pracy. - Wysłałem łącznie ponad sto CV, a byłem tylko na trzech rozmowach o pracę.

Cena doświadczenia
Scenariusz niemal zawsze jest ten sam. Zaczyna się od lektury ogłoszeń pod szyldem "zatrudnię" w gazetach i na portalach internetowych. W odpowiedzi na nie absolwent wysyła swoje CV i listy motywacyjne. Potem czas na rozczarowanie.

- Szukałem od października. Przez cztery miesiące oddzwonili tylko z jednego miejsca - wspomina Wojtek. W tym roku skończył ekonomię. - Nikt nawet nie tłumaczy się kryzysem. Po prostu nie oddzwaniają.

Okazuje się, że dyplom ukończenia studiów nie jest magiczną przepustką do pracy. Entuzjazm zastępuje rozczarowanie.

- Pracodawca oczekuje od przyszłego pracownika konkretnych umiejętności, a nie tylko suchej wiedzy - twierdzi Piotr Sarnecki, ekspert z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.
Pytanie o doświadczenie pada na każdej rozmowie o pracę. Młodzi ludzie wprawdzie często pracują na studiach, ale robią to głównie po to, aby dorobić. W momencie, gdy kończą edukację, nie mają czym pochwalić się potencjalnemu pracodawcy.

- Przez pięć lat studiów pracowałem na budowach i w magazynach - wspomina Maciek. - Przecież musiałem jakoś opłacić uczelnię. Teraz szukam pracy w administracji publicznej i okazuje się, że nie mam doświadczenia! A kiedy miałem je zdobyć? Byłem na praktykach w urzędzie wojewódzkim, odbywałem też wolontariat w komendzie policji. Okazało się, że to za mało. To absurdalne! O doświadczenie pytano mnie nawet podczas rozmowy o... staż!

I tego stażu nie dostał. Właśnie z powodu braku doświadczenia. Maciek trochę żałuje, że nie wziął podczas studiów urlopu dziekańskiego. Mógłby wtedy odbyć staż i zdobyć to cenne doświadczenie. Może to by pomogło? Próbuje teraz. Po kilku miesiącach bezowocnego poszukiwania pracy dostał się w końcu na staż w administracji państwowej za pośrednictwem urzędu pracy. Nie widzi tam jednak perspektyw.

- Mam teraz pół roku stażu, a potem mi podziękują. Tak przeważnie robią. Staż jest dla firm wygodny. Za pracownika przez pół roku płaci urząd pracy. Następnie można taką osobę zwolnić i czekać na kolejnego niewolnika - żali się Maciek.
Kłopoty w procentach

Absolwenci to grupa społeczna, wśród której bezrobocie rośnie lawinowo. W porównaniu z poprzednim rokiem jesienią liczba bezrobotnych absolwentów zwiększyła się aż o 56,4 proc. To w skali kraju. W naszym województwie nie jest lepiej. W 2008 r. w Powiatowym Urzędzie Pracy w Gdańsku było zarejestrowanych 152 absolwentów szkół wyższych do 26 roku życia. W 2009 r. już 353. Skąd taki dramatyczny wzrost?

- Główną przyczyną jest brak doświadczenia młodych ludzi, a także wciąż niedostosowane do potrzeb rynku pracy programy kształcenia - wyjaśnia Łukasz Iwaszkiewicz, rzecznik Powiatowego Urzędu Pracy.

Z tą opinią zgadza się Piotr Sarnecki: - Zbyt wiele osób przy wyborze kierunku studiów kieruje się nie oczekiwaniami rynku pracy, a łatwością. W tym roku na rynku pracy znowu pojawi się zbyt dużo humanistów.

Oprócz złego wyboru kierunku problemem zaczyna być także liczba osób z wykształceniem wyższym. Nakładają się na to dwa czynniki. Po pierwsze aktualnie studia kończą ludzie, którzy urodzili się w końcówce wyżu demograficznego. Po drugie odsetek osób rozpoczynających studia jest dużo większy niż parę lat temu. Niemal co druga młoda osoba stara się zdobyć wykształcenie wyższe! W efekcie spada wartość dyplomu.

- W PRL wyższe wykształcenie oznaczało prestiż - mówi socjolog dr Janusz Erenc. - Dziś jest inaczej. Nie ma jasnej perspektywy, co robić po studiach.
Bumerangi i doktoranci

Po skończeniu studiów młodzi ludzie czują się zagubieni. - Podejmowanie ryzyka w postaci kredytu na mieszkanie czy podążanie za konsumpcyjnymi wzorami jest bardzo trudne. Istnieje duża przepaść między pierwszymi zarobkami a chociażby ceną mieszkania - alarmuje dr Erenc. - W efekcie młodzi starają się opóźnić wejście na rynek pracy i w dorosłość.

Jak to zrobić? Można na przykład przedłużyć edukację. Krzysiek ukończył studia na wydziale chemii na UG z wyróżnieniem. Nie zdecydował się jednak na szukanie pracy. Dodatkowo kończy studia na Politechnice Gdańskiej, gdzie zdobędzie tytuł inżyniera. Rozpoczął też studia podyplomowe i doktoranckie.

- Będę studiował jeszcze z jakieś 3-4 lata - ocenia Krzysiek. - Marzy mi się dalsza praca na wydziale chemii. Nie muszę brać pieniędzy od rodziców. Dostaję stypendium doktoranckie na uniwersytecie oraz stypendium naukowe na politechnice. Łącznie to prawie dwa tysiące.

Rodzice innych dorosłych studentów niekoniecznie mają taki komfort. Młodzi bowiem coraz dłużej pozostają na ich utrzymaniu. Portfel mamy i taty służy im nie tylko w liceum i na studiach, ale także w późniejszym okresie życia.

Już dziś mówi się o tym, że mamy do czynienia ze zjawiskiem Boomerang Generation (generacja bumerangów). Dlaczego akurat bumerangów? Bo młodzi ludzie coraz częściej po spróbowaniu samodzielności wracają do rodziców jak wyrzucony bumerang. Chociaż termin nie doczekał się jeszcze polskiego odpowiednika, to jednak samo zjawisko występuje.

Marta właśnie kończy studia. Jest na piątym roku filologii polskiej i nie wie, co dalej. - Przecież nie będę nauczycielką. Zresztą nawet bym nie mogła, bo nie wybrałam żadnej specjalizacji. Właściwie to te studia na nic mi się nie przydadzą.

Po co straciła na nie tyle czasu? - Rodzice kazali się uczyć, a żeby się dostać na filologię nie trzeba się było starać. Wolnych miejsc więcej niż kandydatów - tłumaczy Marta.

Rodzice też płacili za jej edukację. 400 zł za stancję we Wrocławiu, 200 zł na nowe buty, 100 zł na jedzenie i jeszcze pobawić się za coś trzeba. Lekką ręką tysiąc złotych miesięcznie. Czasem więcej. Gdyby nie to, że współlokatorka po znajomości załatwiła jej ostatnio posadę w firmie znajomego, nadal leżałaby całymi dniami przed komputerem. Kilka dni temu Marta się zwolniła. Mimo że zaproponowano jej awans. Miała być asystentką szefa jednego z działów wydawnictwa. Ta dotychczasowa lada dzień idzie na urlop macierzyński. Dostała też zapewnienie, że gdy koleżanka z urlopu wróci, ona zostanie szefem działu korekty - bo akurat będzie po studiach.

- Odmówiłam, nie będę się zaharowywać, za młoda jestem - przyznaje bez ogródek. - Mam na głowie magisterkę, chcę odpocząć. Dalej jakoś to będzie. Rodzice zawsze pomogą.

- Młodzi ludzie boją się wyzwań dorosłości. Część z nich decyduje się więc na pozostanie przy rodzicach. Niestety, to zjawisko będzie prawdopodobnie się pogłębiało - prognozuje dr Erenc.
Uczelnie bez pełnego obrazu

Dlaczego absolwenci uczelni wyższych mają problemy ze znalezieniem pracy w wyuczonym zawodzie? Piotr Sarnecki przekonuje, że to wina uczelni.

- Znakomita większość tworzy program pod swoją kadrę, a nie pod wymagania rynku pracy - ocenia.
Na Uniwersytecie Gdańskim uczy się około 33 tysięcy studentów. Co dzieje się z nimi po opuszczeniu murów uczelni? Czy prowadzony jest jakiś monitoring ich dalszych losów?

- Przyznam, że nie wygląda to najlepiej - zdradza rzecznik prasowy UG Beata Czechowska- Derkacz. - Kompleksowe badania przeprowadziliśmy ostatnio w 2003 r. Nowy system monitoringu ruszy już niebawem - obiecuje.

Również Politechnika Gdańska i Akademia Marynarki Wojennej nie wiedzą, co dzieje się z ich absolwentami. W tej pierwszej mają zostać przeprowadzone badania losów absolwentów. Kiedy - nie wiadomo.

Monitoring losów absolwentów może pokazać, które kierunki studiów mogą zagwarantować zatrudnienie, a po których nie ma co liczyć na pracę.

- Powinien funkcjonować - nie ma wątpliwości Piotr Sarnecki. - Pytanie tylko, kto miałby go robić? Najlepiej, jakby prowadzony był niezależnie. Taki jednolity system monito-ringu w połączeniu z doradztwem zawodowym już od liceum i gimnazjum mógłby poprawić sytuację na rynku pracy. Nie da się tego jednak osiągnąć bez zmian w prawie.

Beata Czechowska-Derkacz zaznacza też, że studia to nie szkoła zawodowa. Tutaj liczy się przede wszystkim wiedza.

Zgadza się z tym także część studentów. Andrzej skończył psychologię. Nie może znaleźć pracy w zawodzie, ale nie ma żalu do uczelni.

- Ja na studia poszedłem po wykształcenie, a nie po pracę. W końcu kończyłem studia magisterskie, a nie zawodowe.
Doskonalenie się i szczęście
Nawet jeżeli monitoring faktycznie miałby coś poprawić - nie stanie się to od razu. Absolwenci muszą się doszkalać i odbywać kolejne staże.

Można też liczyć na odrobinę szczęścia, jednak temu trzeba pomóc. Gosia zaczęła szukać pracy jeszcze na rok przed zakończeniem studiów na ochronie środowiska. Wysłała ponad sto CV do wszystkich firm z Pomorza, w których mogłaby się nadal rozwijać. Przyszła tylko jedna odpowiedź. Z dużego konsorcjum budowlanego.

- Na rozmowie strasznie się bałam, ale chyba wypadłam dobrze - wspomina Gosia.
Dostała pracę. Potem dowiedziała się, że miała szczęście. Jej CV doszło w momencie, w którym akurat zwolniło się stanowisko. Firma nie zdążyła jeszcze nawet dać ogłoszenia do prasy i internetu. To nie koniec szczęśliwych zbiegów okoliczności.

- Pierwszego dnia w pracy usłyszałam, że zostałam wybrana, ponieważ moja szefowa szukała kogoś z wykształceniem, ale nie doświadczeniem, ponieważ, jak to ujęła "chciała sobie wyszkolić pracownika".

Dziś pracuje już od roku i jest zadowolona. Bez znajomości i doświadczenia o pracę jest niezwykle trudno. Nie oznacza to jednak, że jest to niemożliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki