Przed kilkoma dniami w ogniu stracili niemal cały dobytek - mowa o Małgorzacie i Piotrze Nastały, gospodarzach z Nawcza pod Lęborkiem. W pożarze, do którego doszło w ubiegły czwartek, spłonęły dwa budynki gospodarcze, sprzęt rolniczy, zwierzęta. Cudem ocalał dom mieszkalny. Gospodarz i jego syn mają poparzone dłonie, bo próbowali ratować zwierzęta z płonących obór. Rodzinie przed świętami bardzo przyda się pomoc.
Ogień strawił większość tego, czego przez lata dorobiła się rodzina, od sprzętów gospodarskich, przez samochód po zwierzęta. - Oni stracili dorobek życia - mówi ciotka małżeństwa, która mieszka w tej samej miejscowości i w środku nocy przybiegła ratować krewniaków. - Strażacy wodę lali na dom, żeby pożar na niego nie przeszedł. A po dachu to już iskry szły - opowiada. - Najbardziej zwierząt żal. Dla tej rodziny to ogromna tragedia. To przecież dorobek ich życia. Lata na to pracowali. Dobrze że chociaż dom ocalał - dodaje.
Z jednego z budynków gospodarczych, w którym trzymane były zwierzęta zostały zgliszcza. Powyginane żelazne belki dają pojęcie o tym, jakie temperatury panowały, kiedy szalał tam ogień. A w środku oprócz ognia był też sprzęt gospodarski i auto.
Pan Piotr i jego syn chcieli ratować jednak zwierzęta. Ta próba zakończyła się poparzonymi rękoma. - Stały tam dwa konie, jałówki, świnie, baran, 150 sztuk drobiu - wylicza żona właściciela załamując ręce. - Wszystkie te zwierzęta spłonęły...
Z nowej chlewni udało się uratować większość zwierząt, ogień zabił tylko 3 świnie.
Odwiedziliśmy rodzinę po pożarze - widok jest przykry i przejmujący. Z prawej strony obejścia straszy doszczętnie spalona obora. Ta, w której stały zwierzęta. Spaliła się też w dużej części druga chlewnia. Dla rodziny gospodarzy była to ogromna strata. Zwłaszcza, że nie było gdzie schować uratowanych zwierząt.
Co dalej? Na pomoc ruszyła rodzina i zupełnie obce osoby, które pomagały w porządkowaniu obejścia - zadziałała ludzka solidarność. - Większość to obcy ludzie, tyle co ciotka tu jedna z rodziny - podkreśla pani Małgorzata.
- Nikogo o pomoc nie prosiliśmy, ludzie sami przyszli - dodają po chwili zgodnie Małgorzata i Piotr Nastały. - To osoby, z którymi stykaliśmy się prowadząc gospodarstwo. Od których kupujemy paszę, czy inne materiały. To oni przyszli nam z pomocą, choć my zupełnie o to nie prosiliśmy - powtarza pani Małgorzata.
Pomogła też gmina Nowa Wieś Lęborska.- Przekazaliśmy środki finansowe tej rodzinie. Obdzwanialiśmy też co większych gospodarzy prosząc o pomoc, dzwoniliśmy do sołtysów. Były też odczytywane ogłoszenia w kościele - mówi Ryszard Wittke, wójt gminy Nowa Wieś Lęborska.
Strażacy nie chcą mówić o przyczynach pożaru. W tej sprawie prowadzone jest policyjne dochodzenie.
Rodzinie przed świętami przydałoby się praktycznie wszystko. Przede wszystkim jednak proszą o folię, która jest bardzo potrzebna, żeby położyć dach na odbudowywanej chlewni.
- Przydałyby się też jakieś deski- dodaje pani Małgorzata. Ale przyda się o wiele więcej, na pewno zboże czy pasza dla zwierząt. Także sprzęt gospodarski, jeśli ktoś ma taki na zbyciu...
Kontakt do pani Małgorzaty: 501202529.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?