Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po mężu Karolina. "Chciała, żebyśmy wierzyli, to udawaliśmy, że wierzymy. Tak, jakby nikt nie widział, jak ją Karol tłukł"

Małgorzata Gradkowska
123rf
Ale że to Karolina zabiła Karola, a nie on ją - to wszystkich zaskoczyło - tekst ukazał się na naszych łamach w 2004 roku.

W szopie stała szubienica - domowa robota, ale porządna, wszystkie kawałki do siebie dopasowane, bo Karol był dokładny i akuratny. To widać na przykład po skrzatach, zdobiących furtkę do domu - wszystkie takie same, czapeczki wygięte pod tym samym kątem, każdy bucik czerwony, buźki wesołe. Albo po wiatraku na dachu szopy - kogucik na nim jak żywy, Karol sam wycinał i malował. Jakby dzieci w tym domu mieszkały, wszystko takie radosne. I to mimo tego, że od roku nikt się tymi skrzatami i kogucikiem nie zajmował.

Więc ta szubienica też była porządna - i dyby, które też on zrobił, były podobno bardzo solidne. Jedno i drugie dla Karoliny, żony Karola. Ziemianka, w której ją zamykał na całe dnie, też drzwi i zamknięcie miała solidne. Stały w obejściu od lat, wszyscy je widzieli, nawet widzieli, jak Karol Karolinę w te dyby zakuwał i wpychał do ziemianki.

Ale że to Karolina zabiła Karola, a nie on ją - to wszystkich zaskoczyło. Bo wieś spodziewała się, że coś w końcu się może stać, ale raczej przypuszczali, że to ona umrze, po tym wszystkim, co jej Karol zgotował. A tu niespodzianka, to Karolina zabiła męża.

***

Byli małżeństwem prawie czterdzieści lat. Pobrali się, jak Karol był w wojsku, zaraz pojawiły się dzieci. Mieli ich pięcioro.

- Zawsze był okrutny - mówi Aniela, Karolowa siostra. - Taki zimny, dla nikogo w domu ciepłego słowa nie miał. Poszedł do tego wojska i nikt nawet za nim specjalnie nie tęsknił. Współczuliśmy trochę Karolinie, że za niego idzie, ale swój rozum miała, widziała, kogo bierze, że chłop zimny i na swoim zawsze chce postawić. A ona zakochana była bardzo, przez całe lata złego słowa nie dała o nim powiedzieć, nawet rodzinie.

Aniela przez całe życie przyglądała się temu, co się u Karolów działo, bo jak oni przeprowadzili się do Pętkowic zza drugiej strony Wejherowa, to jej się też tam zaraz mieszkanie i praca trafiły. Mieszkali przez płot.

- Jak dzieci małe były, to potrafił wyrzucić płaczącego malucha nocą na mróz, bo mu spać nie dawał. Karolina szła za dzieciakiem, ale do domu nie wolno jej było wrócić, zanim mały nie przestanie beczeć. Na wszystko się godziła.

Dzieci po kolei wyprowadzały się z domu, jak tylko była okazja. Żadne nie zostało w Pętkowicach, poprzenosiły się na inne wsie, wszystkie sobie poukładały jakoś życie. Jak matka uciekała od ojca, czasem do nich, czasem gdzie indziej, zawsze w końcu po nią jechał. Nawet gdy ją córka zabrała do Słupska, Karol tam za nimi trafił.

- Prośbą, groźbą, biciem, błaganiem, ale w końcu potrafił ściągnąć ją do domu - mówi Beata, jedna z córek. - Ona nie umiała chyba żyć z dala od niego.

***

Pani Mariola, która się do Pętkowic sprowadziła dwadzieścia siedem lat temu, nawet nie pamięta, żeby u S. kiedykolwiek było inaczej. Widywała ich często, bo jej ogród jest akurat naprzeciwko ich domu.

- Bita była zawsze - zapewnia. - Nie miał litości dla zwierząt i dla niej. Kiedyś schowała się przed nim w samochodzie, wyciągnął ją za włosy, kopał, kamieniami rzucał jak w psa. Raz mi się poskarżyła, dziewięć lat temu, że Karol jest dla niej niedobry. Ale zaraz potem zaczęła mówić, że to tak, jak u wszystkich, raz jest dobrze, raz źle. Mnie się wydawało, że tam zawsze źle, ale wie pani, to zawsze są sprawy rodzinne, różnie u ludzi bywa, ale rzadko chcą, żeby się wtrącać.

- Karolina zawsze mówiła, że on jej żadnej krzywdy nie zrobi, że to taki charakter, że się szybko denerwuje, musi się wyładować, ale zaraz się uspokaja - przyznaje pani Bronisława, która od dwunastu lat mieszka po sąsiedzku i właściwie wszystko widziała. - Nieraz chodziła po wsi z poobijaną twarzą, z siniakami pod okiem, ale za każdym razem było, że to się o jakieś drzwi uderzyła, że łopata jej z ręki wypadła albo na grabie nadepnęła. Chciała, żebyśmy wierzyli, to udawaliśmy, że wierzymy. Tak, jakby nikt nie widział, jak ją Karol tłukł.

- Bała się go potwornie - mówi Ania, która, jak wszystkie dzieci, dorastające we wsi, od lat widywała poobijaną Karolinę. - Do tego stopnia, że jak ją wiózł do lasu i kazał przenosić na samochód wielkie pnie, to z tego strachu, że jej coś zrobi, dźwigała sama takie ciężary, których mężczyźnie nie daliby rady podnieść. Zaszczuta była kompletnie, jak pies się kuliła na jego głos.

***

Do Ani, jak kiedyś przyszła obejrzeć nowo narodzone szczeniaki, i do innych dzieci mówił „aniołku”, do kobiet „kochanie”, „laleczko”. W sklepie kupował czekoladę i nosił do biura PGR-u, dla urzędniczek.

- Dobry był chłop, jak go ktoś poprosił o pomoc, to zawsze pomógł - mówi pani Bronisława. - Dla innych kochany człowiek, tylko w rodzinie coś w niego wstępowało, po wódce najczęściej.

- Miał takiego dżipa, sam go zrobił, z silnikiem od ciągnika - opisuje pan Stefan i od razu mówi, że on tak naprawdę nic nie wie, bo mieszka przecież na drugim końcu wsi, z trzysta metrów od S., a do tego jako jedyny we wsi ma gospodarstwo. Rano w pole i dopiero wieczorem się wraca, więc naprawdę nie ma czasu, żeby się interesować tym, co się u ludzi po domach dzieje. - Jak jeszcze był PGR, to Karol pracował tam jako traktorzysta. I był taki swojski mechanik, zaradny, wszystko naprawił. Zawsze, jak się poprosiło, to tym dżipem przewiózł, co trzeba, nawet byczki przewoził.

A Karolina cicha i spokojna, w alkoholizm podobno wpadła przez niego, bo ją zmuszał do picia. Czasami rzeczywiście chodziła pijana, kiedyś Karol podobno ją nawet rozebrał do gołego i na drodze zostawił na pośmiewisko, do domu nie wpuszczał. Ale przecież nie musiała siedzieć przy mężu, który ją bił, prawda? Albo mogła powiedzieć choć słowo. A ona nikomu się nie skarżyła, w sobie trzymała.

***

Aniela, siostra Karola, kilka razy wzywała policję, na przykład wtedy, gdy Karol wyrzucał Karolinę nago z domu, albo gdy uciekała w nocy i szła spać na pole pod krzak. Do Anieli wtedy nie przychodziła, bo już wiedziała, że Karol przyjdzie za nią i będzie wyzywał wszystkich od ostatnich i rzucał się do bicia. Policja przyjeżdżała, zabierała Karola i niedługo wypuszczała z powrotem, bo Karolina nie wnosiła oskarżenia, nie chodziła na obdukcje. A w sprawy rodzinne to za bardzo policja przecież nie chce się wtrącać. Potem w domu Karol spuszczał jej jeszcze większe manto.

- Raz chcieliśmy go sami podać do prokuratury, jak na tydzień zamknął ją w jednym pokoju, wykręcił żarowki, zabił gwoździami okna. Już wszyscy we wsi myśleli, że coś się stało, że jej zrobił coś złego, że nawet zabił. Bo on się często odgrażał, że ją zabije. Tę szubienicę zrobił, ciągał ją na łańcuchu po podwórku, zakutą w dybach też przecież niejeden ją widział. Albo jak machał na nią siekierą.

To jak tydzień nikt jej nie widział, to nawet pomyśleliśmy, że ją zabił. Karol chodził po wsi i gadał, że mu baba uciekła. A potem zobaczyłam, że z okna macha, zamknięta w domu. Cały ten czas nic do jedzenia jej nie dał. No, ale nie podaliśmy w końcu do tej prokuratury. Chociaż ja, to bać się go nie bałam, w końcu to brat. Ale nigdy nie wiadomo, co takiemu do łba strzeli.

***

Niektórym to tutaj z Karolami wcale nie było źle - mówi młoda dziewczyna. - Awanturowali się u siebie, na końcu wioski, tam pili, tam się bili, jak kto nie chciał, to przecież nie musiał słuchać. - Usłużny był zawsze, czasem za parę groszy, czasem za piwo czy wódkę albo tylko za dziękuję. Jeśli mógł pomóc, to pomógł.

Ona też była dobra, pracowita - zapewnia Aniela. - Jak chorowałam, to przynajmniej na chwilkę, ale przychodziła, coś do jedzenia przygotowała. Pilnowała, żeby Karol nie widział i choćby jabłko, to przez płot podała albo proponowała, że w ogrodzie pomoże. Tylko taka zaślepiona. O tym, że, że on ją sprzedawał, to pani słyszała?

Za noc kazał chłopom płacić 50 złotych. Za samo potrzymanie za kolano 20 złotych. Ostatnio to już było tak, że jak któryś tylko na nią popatrzył, to kazał wódkę przynosić.

- Czasami Karolina szła do mojego ojca i mówiła, że nie może wrócić bez pieniędzy, bo ją zabije - denerwuje się pani Bronisława. - Żeby ojciec dał 50 złotych, to mu przynajmniej rozporek rozpinała! A to przecież stary człowiek, siedemdziesiąt parę lat! Skąd on miał brać, z emerytury? A czasami, jak któregoś przyprowadzała do domu, to ona z nim w łóżku, a Karol kieszenie opróżniał.

- Przystojna kobieta, powabna, to łazili do niej - przyznaje pani Aniela. - Ale ona tylko ze strachu się zgadzała. I ze względu na wódkę, bo ją brat wpędził w alkoholizm.

***

Gdy po wsi poszła wieść, że u S. jest policja i było zabicie, to wszyscy byli pewni, że Karol już Karolinę wykończył.

- Tego dnia cały czas była zupełnie trzeźwa, w ogrodzie pracowała - mówi pani Aniela. - Dopiero pod wieczór, jak się pijacy zaczęli schodzić, to ona też piła. O ósmej była już zupełnie pijana. Czy pijana kobieta może rozebrać męża, nałożyć piżamę, a potem zabić siekierą? Karolina taka pijana była, że nie miałaby siły.

- A może tylko się broniła? Zawsze tak dobrze o Karolu mówiła, „tatuś”, „tatuś”, nigdy złego słowa nie powiedziała - zapewnia pani Mariola. - Nie wierzymy, że to ona zabiła, a jeśli już, to nieświadomie.

Wyrok sądu brzmiał - pięć lat. Teraz Karolina jest w jakimś specjalnym zamkniętym ośrodku i pani Aniela, jak tylko będzie można, to do niej pojedzie. Wyleczą ją tam, dojdzie do siebie, będzie mogła zacząć nowe życie, przecież jeszcze młoda kobieta z tej Karoliny, koło pięćdziesiątki dopiero.

Pani Aniela, mimo że w końcu to był brat, uważa, że sąd nawet za dużo Karolinie zasądził. Ona już swoje przeszła, niejeden wyrok przeżyła.

- Ale to takie normalne dla nas było, jakby tak już miało być - wzdycha pani Mariola. - Jak wróci, to wszyscy ją z otwartymi rękami przyjmiemy.

***

A wie pani, że ona tak naprawdę nie ma na imię Karolina, tylko Regina? Ale tak jakoś najbardziej z Karolem się ją zawsze kojarzyło, to i od jego imienia ją nazywaliśmy. Nikt na nią nie mówił inaczej. Dopiero teraz, po tym wszystkim, co się stało, jak w gazetach zaczęli opisywać i w sądzie pod swoim imieniem występowała, to zaczęliśmy się przyzwyczajać i między sobą też tak na nią mówimy. Regina.

Reportaż Małgorzaty Gradkowskiej pt. „Po mężu Karolina” otrzymał nominację do Grand Press 2004 w kategorii reportaż prasowy.

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki