Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po Gdańsku jeździć będzie tramwaj imienia wybitnej choreografki Janiny Jarzynówny-Sobczak

Grażyna Antoniewicz
Grażyna Antoniewicz
Ona sama rzadko jeździła tramwajem. Ciągle w biegu, spieszyła się z jednych zajęć na drugie, więc z konieczności wybierała taksówki. Nazywana polską Piną Bausch wybitna choreografka, pedagog Janina Jarzynówna-Sobczak była legendą już za życia. Dzięki niej powstała gdańska szkoła baletowa, stworzyła też balet Opery Bałtyckiej i pierwszy w Polsce teatr tańca. Wkrótce zostanie patronką jednego z gdańskich tramwajów.

Opowiedzieć historię baletu na Wybrzeżu, pomijając Janinę Jarzynównę-Sobczak? To niemożliwe!

Wszystko zaczęło się w domu przy Jaśkowej Dolinie we Wrzeszczu. To tutaj, we wrześniu 1946 r., pod numerem 6 C (dzisiaj jest to numer 11) Janina Jarzynówna zamieszkała z mężem Brunonem i czteroletnim synkiem - Brunkiem. Zostawiła mieszkanie w Krakowie, zrezygnowała z interesujących propozycji angaży, by stworzyć pierwszą na Pomorzu Szkołę Tańca Artystycznego.

Rodzina znajdowała się w trudnej sytuacji materialnej. Brakowało dosłownie wszystkiego. Nie tylko jedzenia, ale i sprzętów do mającej powstać placówki. Brunon Sobczak, mimo iż ciężko chory, majstrował meble ze starych desek, przerabiał lub reperował znalezione przedmioty wyrzucone przez kogoś na śmietnik. Nikt z rodziny nie wierzył, że uda się otworzyć to miejsce. Tymczasem chętnych zjawiło się wielu. Przyszły matki z dziećmi, młodzież, a nawet ludzie starzy.

- Zapisy do szkoły zamknęłam liczbą 100 - przyznała kiedyś Jarzynówna. - Sama nie podołałabym uczyć więcej, a na Wybrzeżu nie było pedagogów. Błagania i protesty sprawiły, że uległam. Ostatecznie przyjęliśmy 150 uczniów.

Waldorff na klęczkach
Najzdolniejsi chcieli być zawodowcami, więc Janina Jarzynówna-Sobczak zorganizowała dla nich specjalny kurs z innym programem ćwiczeń. To oni po czterech latach zostali pierwszymi tancerzami zespołu baletowego Studia Operowego, późniejszej Opery Bałtyckiej.

Jarzynówna-Sobczak zrealizowała przeszło czterdzieści spektakli. Do najwybitniejszych zalicza się „Cudownego mandaryna”, „Dafnis i Chloe”, „Niobe”, „Tytanię i osła”, „Małą suitę”. Po obejrzeniu „Mandaryna” Jerzy Waldorff uklęknął przed nią w obecności całego zespołu. O rodzącym się nowym, oryginalnym gatunku teatru tańca mówiła cała Polska, a Waldorff napisał wtedy:

„Niemałym szczęściem Opery Bałtyckiej i jej wygraną na Loterii Kariery stało się to, że od pierwszych chwil baletmistrzem i choreografem jej zespołu tanecznego była Janina Jarzynówna, artystka myśląca i działająca niezwykle inteligentnie, samodzielnie, oryginalnie. Rezultat oczywisty: tworzy dzieła choreograficzne bardzo dobre albo bardzo złe, nigdy mierne, za to wszystkie dyskusyjne. Tak i z „Panem Twardowskim”, nad którym stare ciotki drą biustonosze, obwieszczając profanację narodowych świętości i naturalnie żądając wobec Jarzynówny represji politycznych”.

W pędzie na paluszkach
- Nie pamiętam mamy w tramwaju - zapewnia syn Bruno Sobczak, znany scenograf. - Wszędzie jeździła taksówkami, aby zdążyć z jednej pracy do drugiej i trzeciej. Miała zajęcia także na Politechnice Gdańskiej, potem szybko jechała do Szkoły Baletowej lub Opery Bałtyckiej, nie dałaby rady jeździć tramwajami. Miała kilku zaprzyjaźnionych taksówkarzy, którzy ją wozili, było ich wtedy w Gdańsku niewielu.

- Jako dziecko pamiętam, że babcia zawsze była w pędzie, na paluszkach biegała, fruwała po domu - wspomina wnuczka artysta plastyk Monika Konca. - Słychać było tylko jej pantofle, tak zwane charakterki z cieniutkiej skórki, zrobione przez szewców operowych, miała tak odkształcone od ciągłego tańca stopy, że w żadnych innych nie czuła się dobrze. Nie bardzo umiała gotować, nigdy nie miała do tego serca i czasu, ale robiła fantastyczne naleśniki i kogel mogel. Jaka była? Nie wspominała, zawsze patrzyła do przodu, to ona pytała, interesowała się co u mnie słychać i ogóle była bardzo ciekawa świata. Kiedy po latach zobaczyłam rekonstrukcję baletu „Tytania i Osioł” do muzyki Zbigniewa Turskiego, zdałam sobie sprawę, jak wielką indywidualnością artystyczną była.

Dała mi duszę
Jarzynówna-Sobczak wykształciła wielu wybitnych tancerzy. Jej ulubiona uczennica słynna primabalerina Alicja Boniuszko mówiła: Tak wiele zawdzięczam mojej mistrzyni. To ona mnie stworzyła, dała mi „duszę”. Nauczyła też aktorstwa, bez którego nie ma baletu. Jednym z jej uczniów był także Janusz Wojciechowski, który tak wspomina tamten czas:

- W Gdańskiej Szkole Baletowej byłem przez ostatnie dwa lata. Bardzo się starałem, żeby dostać dyplom tancerza, bo z jednej szkoły już mnie usunięto (ze Szkoły Baletowej w Bytomiu). Za co? Lubiliśmy się z pewną dziewczyną, przytulaliśmy się, nie, nie było seksu, ale nauczyciele nasze zachowanie uznali za niedopuszczalne.

Zostaw moje dziewczyny
- Gdańską szkołę udało mi się skończyć, dzięki „świętej” Janinie Jarzynównie-Sobczak, bo zauważyła we mnie talent - wspomina. - Przyjęła mnie do szkoły, ale gdy wychodziłem po pierwszym spotkaniu z jej gabinetu, szepnęła: „Tylko zostaw te moje dziewczyny w spokoju”.

Mam tańczyć Osła?
- Zdziwiłem się, jestem tancerzem, a mam tańczyć osła? - opowiada Janusz Wojciechowski. - Okazało się, że wspaniałe libretto do tego baletu napisała Agnieszka Osiecka. Sala baletowa z jedną ścianą - lustrem. Wzdłuż ściany drążki, w rogu fortepian. Tyłem do lustrzanej ściany - mała, zgrabna, delikatna postać. Szczupła, wyprostowana dama; Janina Jarzynówna-Sobczak. Z Alicją Boniuszko pod jej kierunkiem pracowaliśmy. Pani Jarzynówna czytała na głos libretto, wprowadzała nas w temat, mówiła, jak sobie wyobraża ruch, historię Tytanii i osła, historię znaną z szekspirowskiego „Snu nocy letniej”. Staliśmy z Alicją przed lustrem, słuchaliśmy muzyki, a ona mówiła: Wyobrażam sobie ruch, który jest pomiędzy ludzkim a troszeczkę zwierzęcym. Z Alicją rozumieliśmy się doskonale. Zacząłem się poruszać. Pani profesor mówiła: Janusz: „Zatrzymaj, to dobre!”, albo: „Zmieńcie to”. Robiłem jakiś ruch, a Lilka Boniuszko, obejmowała mnie, szliśmy razem, stawaliśmy, leżeliśmy i tak wspólnie tworzyliśmy choreografię. Jestem niezmiernie wdzięczny profesor Jarzynównie, że dała mi szansę, aby odkryć własną osobowość, zachęcała do odwagi i twórczych dyskusji...

- Krótko przed jej śmiercią otrzymałem od niej list, w którym bardzo pięknie napisała, że kochała wszystkich tancerzy a było ich wielu, ale z tancerek najbardziej ceniła Alicję Boniuszko, a z tancerzy Janusza Wojciechowskiego, co mnie niezmiennie bardzo wzrusza. - Dostrzegała utalentowanych i doceniała pracowitych. Mówiła: Przełamywać się! Słuchać muzyki. Pobudzać wyobraźnię - to było jej motto. Zawsze bardzo uważnie obserwowała ćwiczących i tańczących. Pracowała stojąc. Na scenie - w czasie prób - stała w charakterystycznej pozie, w pantoflach na wysokich obcasach, tyłem do widowni, jeszcze ciemnej, pustej, tajemniczej...

Uroczyste nadanie tramwajowi imienia Janiny Jarzynówny-Sobczak odbędzie się 30 kwietnia, o godz.11.30 na pętli tramwajowej na Chełmie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki