Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po co nam Rosjanie

Piotr Dominiak, ekonomista
Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Prawie rok temu umożliwiono tzw. mały ruch graniczny pomiędzy obwodem kaliningradzkim a niektórymi powiatami województw pomorskiego i warmińsko-mazurskiego. Liczba Rosjan przyjeżdżających na zakupy na te obszary gwałtownie wzrosła. Trudno oszacować wartość zakupów naszych sąsiadów. Z pewnością jest ona znacząca. Nie tylko dla wielkich centrów i hipermarketów.

Również, a może głównie, dla małych sklepów rozrzuconych wzdłuż naszej granicy. Wszyscy powinni być zainteresowani, aby klientów zza miedzy przybywało - biznes, władze regionalne i centralne. Czy tak jest?

Czy usprawniliśmy proces wydawania zezwoleń na przekraczanie granicy przez Rosjan? Ponoć trochę tak, ale do ideału jeszcze daleko. Czy służby na granicy zrozumiały, że coś się zmieniło i raczej swoją postawą powinny zachęcać, a nie obrzydzać przybyszom wjazd i wyjazd z Polski? Mam wrażenie, że przyjeżdżający na zakupy Rosjanie traktowani są z lekceważeniem i podejrzliwością. Z lekceważeniem, bo to przecież cwaniacy, którzy chcą wykupić nam ze sklepów nasze towary. Z podejrzliwością - bo to pewnie spekulanci i może nawet kryminaliści. Na naszych granicach nie zauważono dość oczywistej zmiany. Za mało towarów w sklepach to było za komuny. Bardzo szybko transformacja sprawiła, że produktów do kupienia jest mnóstwo, klientów natomiast brakuje. Turysta "handlowy" nie zubaża, ale wspiera naszą gospodarkę.

Powinniśmy sobie przypomnieć, jak to onegdaj bywało, gdy to my jeździliśmy po najróżniejsze dobra do Niemiec, Austrii, Węgier, Turcji itd. I gdy traktowano nas na tych granicach tak jak my traktujemy często teraz Rosjan i Ukraińców, byliśmy święcie oburzeni. Zresztą wtedy gorzej podchodzili do takich "turystów" nasi rodzimi celnicy i strażnicy. Sytuacja się zmieniła, ale nie wszyscy to jeszcze dostrzegają.

Nawet tak ograniczony, jak obecnie, ruch graniczny stanowi silny bodziec do rozwoju lokalnej przedsiębiorczości. Przed podpisaniem układu z Schengen wzdłuż polskiej wschodniej granicy wyrosło mnóstwo drobnych firm produkujących na potrzeby sąsiadów. Drogi przygraniczne obrosły szybko dwujęzycznymi reklamami. Po przystąpieniu Polski do Schengen nastąpiła głęboka zapaść na przygranicznych terenach. Teraz też szybko rozwinie się biznes nastawiony na Rosjan. Pojawią się rosyjskie napisy, informacje: "Tu mówi się po rosyjsku" na sklepach i restauracjach. I tak powinno być. Nie lekceważyłbym także efektu polityczno-kulturowego. Więcej bezpośrednich kontaktów, nawet tak banalnych jak przy sklepowej ladzie, osłabia uprzedzenia. Krótko mówiąc - poprawia stosunki międzynarodowe.

Choć wiem także, że pojawiają się głosy, że oto Rosjanie zaczynają się u nas panoszyć, że wszędzie ich pełno. Cóż, ksenofobów zawsze trochę się znajdzie. Na pewno warto byłoby, by część obecnych "turystów handlowych" stało się turystami, którzy po wyjściu ze sklepów będą chcieli coś zobaczyć, coś poznać. Na pewno dobrym krokiem w tym kierunku jest pomysł, aby obok polskich, angielskich i niemieckich napisów i drogowskazów pojawiły się rosyjskie. Szkoda, że coraz mniej Polaków je rozumie, ale może ten mały ruch graniczny wywoła wzrost zainteresowania językiem rosyjskim. Trochę żal, że przybysz z Kaliningradu szybciej dogada się ze sprzedawcą po angielsku niż po rosyjsku. No, ale pamiętajmy też, że tureccy kupcy ze Stambułu też potrzebowali w latach 80. więcej niż pół roku, aby nauczyć się polskiego.

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki