Notę biograficzną na temat Jana Zbonika otrzymaliśmy przed pierwszą rozprawą w Sądzie Okręgowy w Gdańsku 29.01.2020 r. z Kancelarii Radcy Prawnego Anny Bufnal reprezentującej wiekowych dziś syna i córkę mężczyzny.
Wynikało z niej, że w latach 1920-1939 J. Zbonik służył w wojsku (zdobywając odznaczenia m.in. Brązowy Krzyż Zasługi, Medal Niepodległości, Medal za Wojnę 1918 r., Medal za Długoletnią Służbę, Medal Wolności i Zwycięstwa).
Później wstąpił do tajnej organizacji o kryptonimie Semper Fidelis Victoria, dowodzonej przez majora Stanisława Pietrasiewicza (ps. „Orlicz”, „Orski”), będącej komórką organizacyjną (Okręg XII Gdańsk-Morski) ogólnopolskiego ruchu niepodległościowego o nazwie Narodowe Zjednoczenie Wojskowe, gdzie działał na rzecz niepodległościowego bytu Państwa Polskiego.
Właśnie w związku z przynależnością do tajnego zrzeszenia, został aresztowany w marcu 1946 roku, a wyrokiem wydanym niespełna rok później skazany na 10 lat pozbawienia wolności oraz dodatkową karę pozbawienia praw publicznych i obywatelskich praw honorowych przez okres 5 lat, a także przepadek całego mienia. Ostatecznie za kratami, dzięki amnestii, spędził ponad 5 lat, bo równe 1841 dni – niewiele ponad połowę pierwotnego wyroku. Jak jednak tłumaczą prawnicy, na przedwczesną śmierć J. Zbonika w wieku 54 lat, w 1954 roku - kilka lat po zwolnieniu do domu - wpłynęły warunki izolacji i śledztwa.
„(…) znęcali się nad nim w formie fizycznej i psychicznej w celu zniszczenia jego woli, w szczególności poprzez długotrwałe, wielogodzinne, wielokrotne przesłuchania o różnych porach doby w tym głównie w porze nocnej połączonych z groźbami i zadawaniem tortur: pozbawianiem snu i jedzenia, biciem i zastraszaniem na różny sposób (…)”
- napisano w cytowanym we wniosku o zadośćuczynienie i odszkodowanie wyroku, którym ostatecznie Sąd Marynarki Wojennej w Gdyni w 1990 roku uniewinnił Jana Zbonika. Jak się również dowiadujemy, mężczyzna, który nie wiedział czy kiedykolwiek wróci do rodziny ani czy przeżyje, „był tak dotkliwie bity po twarzy, że w pewnym momencie wbito mu w oczodół okulary, które nosił, co spowodowało trwałe uszkodzenie oka i konieczność wykonania skomplikowanej operacji. Dodatkowo ojca wnioskodawców umieszczano w tzw. karcerze, czyli bardzo ciasnym, przeważnie betonowym i zimnym pomieszczeniu, pełniącym funkcję izolatki. Tam stosowano wobec niego kolejną torturę, polegającą na skrępowaniu go w ten sposób, by na jego głowę spadały krople wody, co po pewnym czasie powodowało bardzo duży dyskomfort."
- Dochodzimy zadośćuczynienia, czyli rekompensaty za krzywdę, którą doznał Jan Zbonik przez 5 lat pozbawienia wolności. Podnosimy rozmiar jego cierpienia, podnosimy okoliczności jego represjonowania również przez ówczesne władze polskie i to wszystko sąd powinien wziąć pod uwagę - mówiła w styczniu 2019 r. dziennikarzom poza salą rozprawa radca prawna Katarzyna Szybowska z Kancelarii Radcy Prawnego Anny Bufnal.
- Mama prosiła, żebym siedziała w oknie i dawała znaki, żeby nikt do nas nie wchodził – zeznała na temat sytuacji tuż po aresztowaniu ojca, 86-letnia córka mężczyzny, dziś emerytka. Na pierwszej rozprawie 29 stycznia 2020 r. mówiła też, że organizacja, w której działał ojciec była tajna, a po jego zatrzymaniu agenci Urzędu Bezpieczeństwa siedzieli w korytarzu mieszkania przez wiele dni oczekując na gości. Zaznaczyła, że zwłaszcza po śmierci ojca sytuacja materialna rodziny była bardzo trudna, a ona dwukrotnie nie dostała się na studia, mimo zdania egzaminów. - Odpisano mi, że nie ma dla mnie miejsca na żadnej uczelni w Polsce – mówiła łamiącym się głosem.
Wspominała też o problemach ojca ze zdrowiem już po opuszczeniu więzienia: dolegliwościach żołądkowych, kłopotach ze wzrokiem. W jej relacji mężczyzna stał się małomówny, a wcześniej o jedynej wizycie w zakładzie karnym, w której uczestniczyła powiedziała: - Był wychudzony.
- Byłem świadkiem jak więźniowie byli zaprzęgnięci do wozu załadowanego kamieniami – relacjonował z kolei 76-letni dziś syn mężczyzny (dziś również emeryt), opisując wstrząsający widok, jaki zastał w 1949 roku w zakładzie karnym, gdzie przebywał ojciec. Opowiedział też o swojej reakcji na pytanie jednej z przedszkolnych opiekunek na temat doświadczenia wizyty, co skończyło się jego relegowaniem z placówki w wieku 6 lat: - Złapałem kałamarz i wyrżnąłem w [portret] Stalina, który spadł.
- Ojciec harował od rana do północy, żeby tylko wynagrodzić swoim dzieciom i żonie te trudy, które musieliśmy znosić – mówił na temat sytuacji po zwolnieniu ojca do domu i zastrzegł, że był on stale nieobecny lub przemęczony, a dzieci cieszyły się gdy miały okazję zagrać z nim w szachy. - Zabrano mu co najmniej 25 lat życia – twierdził.
Jan Zbonik zmarł na raka mózgu, a rodzina jego chorobę łączy z faktem, że w zakładzie karnym umieszczany był w karcerze w takiej pozycji, że woda kapała mu na głowę (co było elementem tortury). - Ja potrzebowałem ojca, dla mnie był wszystkim, autorytetem największym. Niestety go nie miałem – zastrzegł syn.
Pełnomocnicy dzieci mężczyzny domagali się łącznie ok. 9,5 mln zł, o czym pisaliśmy tutaj, jednak Sąd Okręgowy w Gdańsku dla syna i córki zasądził odpowiednio po 770 tysięcy złotych zadośćuczynienia i po prawie 70 tys. zł odszkodowania.
W środę 30.09.2020 roku zaś prawomocne orzeczenie utrzymujące takie kwoty przyjął Sąd Apelacyjny w Gdańsku obciążając wydatkami postępowania odwoławczego Skarb Państwa.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?