Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pluralizm się broni

Dariusz Szreter, szef magazynu Rejsy
Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
Spotkałem ostatnio w barze kolegę, w pewnym sensie po fachu, bo choć nie jest dziennikarzem - od jakiegoś czasu ma stałe okienko w gazecie, gdzie z lubością wystawia co tydzień na widok publiczny perły swoich przemyśleń. I ten kolega, być może nie bez wpływu napojów wyskokowych, które tego wieczoru spożywał, zwierzył mi się ze swojego rozczarowania.

Liczył, że objawi prawdę swoim czytelnikom, otworzy im oczy, ruszy z posad jeśli nie bryłę świata, to przynajmniej zaskorupiałą bryłę ich uprzedzeń, przesądów i kompleksów, z jakimi podchodzą do rzeczywistości. A tu nic: kioski niepoprzewracane przez żądną jego tekstów publikę, czytelniczki go seksualnie nie molestują, mężczyźni, nawet jak stawiają wódkę, to rozmowy kierują na inne tory niż te poruszane przez niego w gazecie. O braku propozycji podwyżki z strony naczelnego już nie wspominając. Jedyny odzew to komentarze w kółko tych samych dwóch internautów, silących się na złośliwość i przeważnie nie na temat. Krótko mówiąc - smutek.

- Stary - uspokajałem go w obawie, żeby mi zaraz nie zaczął szlochać w publicznym miejscu, jednocześnie dyskretnie odsuwając sprzed jego oczu kolejną szklankę z płynem, jakim się raczył - a na co ty liczyłeś? Przekonywać za pomocą logicznych argumentów można jedynie tam, gdzie obowiązuje mocne kryterium racjonalności. Kraj, w którym 30 procent obywateli wierzy, wbrew zdrowemu rozsądkowi i raportowi rządowej komisji, że w Smoleńsku dokonano zamachu na prezydencki samolot, słabo się nadaje do takich działań. Tu przekonywać można już tylko przekonanych, a reszta i tak swoje wie, choćbyś był nawet byłym doradcą prezydenta USA.

Kolega się strapił, ale gestem głowy przyznał mi rację.
- Kryzys prasy to nic - kontynuowałem. - Najgorsze, że bez płaszczyzny porozumienia nie da się uprawiać demokracji. Jak dyskutować, jeśli rozmówca nie zadaje sobie trudu, żeby nas zrozumieć, tylko szuka okazji, żeby wbić szpilę?
Tu, dla odmiany, ja się strapiłem.
- I jak tu żyć w podzielonym kraju, jak żyć, panie paprykarz? - spytałem retorycznie.
Wtem kolega ożywił się, zerkając w migający w kącie lokalu telewizor plazmowy.
- Może jednak jakoś się da. Pluralizm się broni. Zobacz - w Warszawie każdy miał swój własny marsz niepodległości. I prawie się nie bili.
- A jaka awantura była, jak prezydent podpisał znowelizowaną ustawę o zgromadzeniach publicznych, że to jak u Putina albo u Łukaszenki teraz tu będzie - przypomniałem.

W tym momencie jak spod ziemi wyrosła przy naszym stoliku kelnerka.
- Panowie, jak chcecie chwalić rząd i prezydenta, to proszę przejść do drugiej sali.
- Czemu do drugiej, a tu nie można?
- Nie, za dużo awantur było. Jedni, że zamach, inni, że brzoza, jedni, że zdrada, inni, że zgroza - zarymowała. - Musieliśmy podzielić lokal. Ta sala jest dla smoleńskich. Klientów niesmoleńskich obsługujemy na pięterku. Proszę za mną, pokażę drogę.

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki