Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Planera wyobraźni rysownika Zbigniewa Stanisławskiego

Tomasz Turczyn
Robert Pietrasz
Zbigniew Stanisławski był przed laty jednym z rysowników popularnego "Bolka i Lolka". Odstawiony na boczny tor życia, od 33 lat własnym sumptem tworzy wymyślony przez siebie film animowany. Jest on już gotowy w... jednej trzeciej

W życiu Pan sobie nie radzi...
Ma pan na myśli pieniądze?

Tak.
Nie ukrywam, że nie potrafię ich gromadzić. Wydawnictwa, z którymi pracowałem, przestały istnieć. Nie dało się już ilustrować książek. I tak z dnia na dzień, rok po roku, zostałem bez pracy. Już nawet nie mam w domu niczego cennego, aby sprzedać w lombardzie. To, co miałem, wydałem na film animowany, który realizuję.

Realizuje Pan swoją autorską animację pt. "Planeta wyobraźni". Proszę opowiedzieć o tym projekcie.

Zajmuję się nim w sumie niedługo, bo Wawel jest starszy. Pracę zacząłem, gdy ogłoszono stan wojenny. Wtedy dopadła mnie beznadziejność. To było, gdy zamknęli nam studia filmowe, a przy moim biurku stał pan z "kałachem" i pytał: " Masz zezwolenie na rysowanie animacji?". Wziąłem się więc za coś swojego. "Planeta wyobraźni" to moja ucieczka od życia. Przecież marzenia ma każdy. Znalazłem swoją galaktykę. Wiem, jacy są tam mieszkańcy. Wiem, jam żyją, jak wyglądają. Oni cieszą się, gdy tam przylatuję statkiem intergalaktycznym. Narysowałem już około 1000 postaci, które tam żyją.

Jaka jest fabuła?
Zaczyna się od tego, że na Ziemi wszystko zniszczono wojnami. Garstka ocalałych ludzi zadomowiła się na biegunie południowym. Brak przyszłości sprawił, że zaczęli uciekać w marzenia. Nie ukrywam, że to nawiązanie do mojej sytuacji psychicznej. Beznadziejności życia codziennego, od której nie ma ucieczki. A jednak wyobraźnia i marzenia dają wyzwolenie. Ludzie na biegunie tworzą wszechświat wyobraźni: planetę, która jest rajem, spełnia marzenia - i tam się przenoszą. Zaczyna się sielankowo - planeta materializuje wszystkie marzenia. Wszystkie pragnienia. Jest tylko jeden problem: W każdym człowieku jest gdzieś ukryte głęboko zło. Zło, nad którym lepiej lub gorzej panuje. A planeta realizuje wszystkie marzenia, nie wybiera tylko tych dobrych. W grupie ludzi znajdują się tacy z fatalną przeszłością. Ci, którzy między innymi przyczynili się do zniszczenia Ziemi. Ich złe nastawienie, złe myśli stopniowo się materializują i po raz kolejny doprowadzają do zagłady. Myśląc o potworach - tworzą je. A gdy one się pojawiają - zaczyna się walka z nimi .

To projekt z gatunku science fiction?
Tak, ale oparty psychologicznie na fundamencie.

Jak chce Pan zrealizować taki śmiały projekt?
To bardzo kosztowne. Nie mam na niego pieniędzy, ale od 1982 udało mi się zrealizować jedną trzecią filmu. To bardzo dużo. Mam cały okres przygotowawczy za sobą - scenariusz, wszystkie postaci zaprojektowane i narysowane, wykonane ich figurki. Potrzebuję sprzętu, którym dysponują Amerykanie, skanerów 3D, programów do animacji, które kosztują 150 tysięcy złotych. Do tego fachowców potrafiących to obsłużyć. To cały sztab ludzi.

Czy ktoś Panu zaproponował, że pomoże w realizacji "Planety wyobraźni"?
Nie. Ani jedno studio, żaden producent czy ktokolwiek. Do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego się nie zwracałem, bo uważam je za wrogów takich ludzi jak ja.

Niedawno TVP wyemitowała reportaż o Panu. W czymś to pomogło?
Pod względem finansowym nie, ale mogę powiedzieć, że dzięki temu wróciłem do życia. Znów się moją osobą zainteresowano. Czuję się potrzebny. Oddycham pełną piersią. Przy okazji wyszła sprawa marazmu w polskiej animacji, odrzucenia ludzi poza nawias przez władzę po 1990 roku. Takich osób jak ja jest wiele, i to w wielu dziedzinach: muzycy, kompozytorzy, scenarzyści. To są ludzie bez pracy, bez emerytury, bez środków do życia. Ponadto są inicjatywy małych ludzi - ludzi nieważnych jak ja. Ludzi, którzy za 1,50 zł kupują papier śniadaniowy i robią na nim film animowany. Nie stać mnie na drogą kalkę techniczną. Papier śniadaniowy dobrze spełnia swoją rolę.

Co Pana sprowadza na Pomorze Środkowe?
Trafiłem tu dzięki pani Karolinie Kądziołce, dyrektorce Szkoły Podstawowej w Żukowie, która była wzruszona moją historią. Skontaktowała się ze mną na Face-booku i zaproponowała, abym przyjechał latem na dwa tygodnie porysować dla dzieci. A to zawsze sprawiało mi ogromną radość. I tak trafiłem z Krakowa na Pomorze. Dzieciom spodobało się rysowanie i robienie filmu animowanego, którego premierę mamy w Żukowie [chodzi o Żukowo koło Sławna - red.] już w piątek - 10 lipca. Zapraszam. Nie ukrywam, że to chyba ostatni dzwonek, aby coś takiego ruszyć w kraju. Bo praktycznie od lat 90 nie mamy polskiej animacji. To, co robi Hollywood - Amerykanie, to tylko stawianie murów.

To znaczy?
Jak inaczej nazwać perfekcyjnie technicznie wykonane filmy w technologii, której w Polsce nie ma? Próba zrobienia u nas takiego filmu jak "Shrek" czy "Epoka lodowcowa" wymagałaby milionów złotych i lat nauki. To bariera nie do przeskoczenia. Z tego powodu w środowisku filmowo-animacyjnym panuje przekonanie, że nie ma co się za to zabierać, bo po prostu nie damy rady.

Jak się kiedyś robiło "Bolka i Lolka"?
To był ogrom pracy, wręcz mrówczej, zespołu ludzi. "Bolek i Lolek" to były rysunki różnych ludzi spoza zawodu i jak coś się udało poruszyć na ekranie, to była wielka radość. Jak nie - to się robiło kolejne próby. Takie były realia w PRL. I nam się to udawało. Osiągnęliśmy sukces. Jest w tym i moja mała cegiełka.

Czy ma Pan wzór artystyczny - rysownika?
Nie. Lubię wszystkie dziedziny sztuki. Podobają mi się ludzie i ich dzieła. Do takich należał między innymi Władysław Nehrebecki, który chciał postawić polską animację na świecie na nogi. On doprowadził do tego, że "Bolek i Lolek" pobił wszelkie rekordy oglądalności. O tym się nie mówi. Debiutowałem przy "Bolku i Lolku" odcinkiem pod tytułem "W głębinach oceanu" z cyklu "Wielka podróż Bolka i Lolka". Robiłem plastykę, projektowałem smoka, mnóstwo innych zwierząt, wykonałem animację, scenografię... To było dla mnie święto. Za wyniki w pracy dostałem papiery reżyserskie z ministerstwa. Później były kolejne "Bolki i Lolki" czy taka produkcja jak "Dawid i Sandy". Nadal kocham film rysunkowy i "Planetę wyobraźni" będę robił, dopóki mi starczy sił. Wierzę, że to będzie projekt mojego życia.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki