18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pisanie listów odchodzi do lamusa. Nowe technologie nie oddają emocji?

Marta Bigda
sxc.hu
Mejle i esemesy uśmiercają tradycję pisania listów. Nowe, szybkie technologie próbują zepchnąć magię i tajemniczość papierowego listu do lamusa. Uda się im to zadanie?

Odręczne emocje

Piękna dziewczyna w długiej sukni rozrywa kopertę z listem od ukochanego. Niemal czujemy zapach perfum, którymi skropiono papier, na który potem przelał słowa... Piękne, kaligrafowane pismo, kryjące słodką tajemnicę.
Jest też poważny mężczyzna, który z monoklem na oku rozważa filozoficzny wywód od przyjaciela. Pomrukując, wodzi wzrokiem za literami listu, grzejąc się w fotelu przed kominkiem. Miną przynajmniej trzy dni, zanim odpisze mu w sposób równie wyważony.

Można się rozmarzyć. Ale rodzi się pytanie, czy to naprawdę już tylko melodia przeszłości, czy może mamy jeszcze szansę poczuć tę magię i tajemniczość listu na własnej skórze.

Nie wszyscy młodzi zapomnieli o listach

Papierowa poczta miała umrzeć już wiele razy. Podobnie jak kino, któremu wieszczono unicestwienie przez telewizję. Ta ostatnia z kolei miała lec pod naporem internetu. Ale nic się nie zmieniło - kino ma się dobrze, telewizja również. Czy więc klasyczny, papierowy list musi odejść do lamusa? Czy poczta elektroniczna pożre tę klasyczną, papierową, bo jest szybsza? Wiadomo, że lepiej dopasowuje się do coraz szybszego tempa naszego życia.

- Zaczyna brakować tej analogowej formy wyrazu - twierdzi Maciej Mazurek, student informatyki na Politechnice Warszawskiej. - Mejla pisze się w ciągu kilku minut, a na odpowiedź czeka sie niewiele dłużej. To duży plus. Jednak nie wyobrażam sobie życia bez listów.

Wracając do domu, za pomocą kilku przycisków możemy objąć wzrokiem cały świat. No, może nie dosłownie, ale przepływ informacji jest sprawniejszy niż za czasów świetności poczty klasycznej. - Już mało kto interesuje się sprawami lokalnymi. Na topie są tylko globalne skandale. Myślę, że listy pomogłyby przywrócić zainteresowanie tym, co dzieje się obok. Przecież o tym zawsze były pisane - przekonuje student.

Według niego listy są bezpośrednie, w przeciwieństwie do internetowych form kontaktu. - Słowa spisane na kartce to oryginalne źródło myśli pisarza - tłumaczy. - A gdy wysyła się mejla, to w kosmos wędruje plik bajtów, który później ląduje na komputerze odbiorcy. Niby to te same bajty, ale... trudno je porównać z ręcznym pismem. Używanie cyfrowej komunikacji do przekazywania ważnych treści jest swego rodzaju barbarzyństwem. Jeśli mam do powiedzenia coś istotnego, to piszę list, taki na papierze. Tym bardziej, że to właśnie pod nim znajdzie się mój oryginalny podpis - mówi.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Kiedyś się pisało - miłośnie i literacko

- Listy miłosne od mojego pierwszego narzeczonego, Andrzeja, to było coś - wzdycha Blanka Najman-Kaczorkowa, choreograf. - Pięknie pisał. Zaprojektował mi nawet exlibris.

Z początku przechowywała je w pudle na strychu. Gdy przeprowadzała się już ze swoim mężem, Jerzym, ten umieścił je w piwnicy nowego mieszkania.

- Nie jestem pewna, czy naprawdę je schował - mówi pani Blanka. - Od lat ich nie widziałam. Może postanowił się ich pozbyć? Oby nie. Szkoda by było...

Nie wszyscy jednak podzielają zachwyt magią listów.

- W dawnych czasach papierowa korespondencja była ważna, bo jedyna. Na list się czekało, często tygodniami, zwłaszcza taki zza żelaznej kurtyny. Teraz nie ma na to czasu, więc po co się męczyć? - pyta retorycznie Stanisław Bereś, poeta, krytyk literacki i historyk literatury. - Kiedyś był to pewien obyczaj. Przez listy wyrażało się emocje, prowadziło filozoficzne dysputy. Słowem robiło się "intelektualne interesy". Ciocia mojej żony, która z nami mieszka, nadal oddaje się korespondencyjnym pasjom. Jest już od dawna na emeryturze, więc ma czas pisać sążniste listy, po czym może pójść z nimi na pocztę i dokupić znaczki. To jest pewien rytuał. Mnie większość dnia i nocy wypełnia praca - opowiada Bereś.

Zresztą chyba nigdy nie przepadał za tą formą komunikacji.

- Po pewnym czasie pisania ręka przestaje mnie słuchać, litery stają się kreseczkami. Może to kwestia neurologiczna - wzrusza ramionami. - W efekcie piszę maleńkimi literkami, które naprawdę później trudno odczytać. Nie lubię męczyć ludzi czymś, co mnie samego denerwuje. Pamiętam, jak działała mi na nerwy konieczność przebijania się przez czyjeś nieodczytywalne bazgroły.

Gdy tylko mógł, z pisaniem przeniósł się na maszynę. A później na komputer. - To już będzie ze 40 lat ręcznego niepisania. Chyba trudno byłoby mi wrócić do takich praktyk - mówi.

Jak jednak dodaje, klasyczne listy mają dla niego ciągle wartość. - Mam w domu ze dwa kartony korespondencji. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze do nich zajrzę, ale są. Bo wiem, że są ważne. Te od Czesława Miłosza, Ryszarda Kapuścińskiego czy Stanisława Lema są naprawdę świetne literacko - tłumaczy Bereś. - Pewną trzyzdaniową kartkę od Tadeusza Konwickiego trzymam jak świętość, bo wyraża coś, co sam jej autor nazwał "stanem metafizycznym".

Pisanie papierowej korespondencji uważa za sensowne, ale tylko wtedy, gdy istnieje pewność, że adresat nie będzie palił owocem jego pracy w swoim kominku. - Jeśli ktoś śle swoje myśli do kogoś, kto, tak jak moja ciocia, przeczyta je trzy razy i jeszcze pieczołowicie ukryje w szufladzie, to tak, ma to sens - stwierdza poeta.

Chociaż przewiduje, że niektóre z listów z jego kolekcji mają szansę znaleźć się w Bibliotece Ossolińskiej, sam nie ufa autentyzmowi posiadanych listów od literatów. - Jestem przekonany, że wielu pisarzy zdawało sobie sprawę z tego, że kiedyś mogą zostać wydane. Podporządkowywali je więc pewnej konwencji, uważali na styl i to, co piszą - wyjaśnia krytyk.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Lektura cudzych listów

Joanna Siedlecka, pisarka, autorka wielu biografii, w przeciwieństwie do Stanisława Beresia uważa listy pisarzy za pełnowartościowe źródła historyczne.

- Są często niezwykle interesującymi dziennikami - mówi. - A listy takiego Czesława Miłosza czy Zbigniewa Herberta to prawdziwe dzieła.

Pełne humoru czy subtelnej ironii często pokazują znane postaci z zupełnie nieznanej strony.

- Zdarza się, że rodzina pisarza czy poety robi wszystko, by jego korespondencja nie została wydana. Czasem jest to powodowane strachem przed tym, że nagle w świadomości społeczeństwa ich krewniak zupełnie zmieni oblicze - tłumaczy.
Zwłaszcza Listy Witkacego do żony to fascynujące dzienniki pełne najlepszej tragikomedii. Natomiast korespondencja z rodziną Witolda Gombrowicza porusza czytelnika. Pisarzowi została przecież przypięta łatka zimnego cynika, a tutaj, przez listy śle braciom pieniądze, gdy ci są w potrzebie.

- Nierzadko listy są literaturą faktu. To kolejny powód, dla którego spadkobiercy próbują uniemożliwić ich wydanie - tłumaczy pisarka.

Sama nie lubi tworzyć papierowej korespondencji. - Mój zawód to pisanie. A nie lubię pracować po pracy - śmieje się. - Zresztą, nawet jako dziewczyna zawsze słuchałam mojej babci: "Pisz, ale nie wysyłaj". Bo szczególnie korciło mnie, żeby słać listy miłosne. Kiedy teraz tak na nie patrzę, to cieszę się, że ich nie wysłałam. I się nie skompromitowałam - wzdycha pisarka.

Pocztówkowa pasja - mimo kosztów - warto

Listy to prawdziwa przyjemność. Tak twierdzi Martyna Janicka, studentka biotechnologii na Politechnice Wrocławskiej.

- Od zawsze uwielbiałam zbierać kartki. Stwierdziłam, że kupowanie ich sobie i chowanie do szuflady mija się z celem. Zaczęłam więc szukać ludzi chętnych do korespondencji i z jedną z nich piszę regularnie już od ośmiu lat - opowiada.
Potem trafiła na projekt Postcrossing (więcej o nim w ramceobok zdjęcia). I poczuła się jak ryba w wodzie. - Pomimo kosztów, bo przecież kartki, znaczki czy papeteria nie są za darmo, uważam, że naprawdę warto. Udział w tym projekcie to jak podróż dookoła świata przez skrzynkę na listy. Ciekawie koresponduje się z ludźmi innych kultur - zachwala.

Niełatwo jest znaleźć odpowiednie osoby do korespondencji. Czasem brakuje tego "czegoś", co sprawia, że kontakt jest ciekawy. Janickiej udała się jednak ta sztuka. Z poznanymi przez kartki Czeszką i Finką śle listy już od półtora roku.

- Zawsze przykładam się do listów czy kartek, które wysyłam. Często najpierw piszę je na brudno, a potem przepisuję. Przecież dotykamy tej samej kartki - to prawie tak, jak gdybyśmy dotknęli swoich dłoni - wyjaśnia.

Co można wyczytać między wierszami

Własnoręcznie napisany list przekazuje wiele treści między wierszami. Z tą tezą zgodzili się wszyscy moi rozmówcy.
- Po charakterze pisma jesteśmy w stanie się zorientować, co czuł nasz rozmówca - podkreśla Maciej Mazurek. - Widać też, czy ktoś pisał na kolanie w autobusie, czy przysiadł na godzinę przy biurku.

Jak twierdzi Stanisław Bereś, nawet jeśli nie jesteśmy grafologami, to ręczne pismo do nas przemawia.

- Istnieją listy, nazwijmy je, "fizjologiczne" - mówi. - Znajdujemy w nich, obok emocji w charakterze pisma, rozmazane łzy albo krople krwi. Może plamę z kawy. To też wiele mówi o naszym rozmówcy. Zachowałem trochę takich listów i muszę powiedzieć, że chyba nie odważę się do nich zajrzeć po raz drugi...

Joanna Siedlecka stwierdza krótko i dobitnie, że "listy mogą z łatwością przeistoczyć się w dzieła sztuki".

Martyna Janicka zauważyła natomiast pewną prawidłowość dotyczącą charakteru pisma poszczególnych... narodów.
- Chińczycy najczęściej posługują się drobnymi, kształtnymi literami. Holendrzy piszą "kulfonami". Pismo Rosjan i Białorusinów wygląda podobnie - wylicza studentka. - Natomiast Niemców czy Włochów nie można tak łatwo zaszufladkować. To by się chyba nadawało na jakąś pracę socjologiczną - śmieje się.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki