Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piramida nabitych w naklejki

Maciej Pawlikowski
Drzwi do siedziby spółki przy ul. Ogarnej zamknięte były na głucho
Drzwi do siedziby spółki przy ul. Ogarnej zamknięte były na głucho Fot. Grzegorz Mehring
Oszukanych mogą być nawet tysiące.O istnieniu spółki Pier & Gio świadczą już tylko tysiące oblepionych charakterystycznymi reklamami samochodów.

"Dzięki tej reklamie zarabiam 888 złotych miesięcznie" informują umieszczone na nich napisy. Od wczoraj nikt już nie zarabia.

Pozamykane biura w całym kraju, milczące telefony i niedziałająca strona internetowa nie wróżą bowiem tysiącom poszkodowanych klientów Pier & Gio nic dobrego. Każdy z nich, aby móc dzięki tej firmie zarabiać krocie, musiał najpierw wpłacić niemal 3 tys. zł kaucji [po roku połowa miała być zwracana - dop. red.]. Za to otrzymywał trzy naklejki reklamowe nieznanych i niemal w ogóle niedostępnych w Polsce produktów (kosmetyki i napoje aloesowe) oraz umowę, która za naklejenie ich na aucie gwarantowała co miesiąc 888 zł wynagrodzenia.

To zdecydowanie więcej niż płacą inne firmy. Mimo że oferta Pier & Gio mogła budzić uzasadnione podejrzenia i od samego początku przypominała słynne niegdyś piramidy finansowe [w tym wypadku dzięki jednej wpłaconej kaucji można było zapłacić trzem osobom - dop. red.], wielu Polaków uwierzyło w szybki zysk i pieniądze za nic. - Szacujemy, że chętnych na łatwy zarobek mogło być nawet kilka tysięcy w całej Polsce - komentuje jeden z gdańskich policjantów.

Ci, którzy umowę z zarejestrowaną w Gdańsku spółką podpisali przed kilkoma miesiącami, zdążyli zarobić więcej niż wpłacili w ramach kaucji. W najgorszej sytuacji są ci, którzy do jednej z kilkunastu siedzib Pier & Gio w kraju zgłosili się dopiero w ubiegłym miesiącu. Pierwsze pieniądze mieli otrzymać właśnie teraz.

Zaniepokojeni brakiem przelewów właściciele oklejonych reklamami aut już we wtorek próbowali dowiedzieć się, dlaczego spółka nie dokonała przelewów na ich konta. Gdy zjawiali się pod którymś z biur Pier & Gio w Gdańsku, Gdyni, Olsztynie, Poznaniu, Łodzi, Warszawie, Toruniu czy Bydgoszczy, okazywało się, że jest ono zamknięte.

Od wczoraj na również zamkniętych drzwiach głównej siedziby spółki, przy ul. Ogarnej w Gdańsku, naklejona jest papierowa opaska z pieczątką Komendy Miejskiej Policji. Kolejni poszkodowani, którzy właściwie co chwilę pojawiają się przed tymi drzwiami, na jej widok tracą złudzenia.

- Dwa tygodnie temu podpisałem z nimi umowę. 2700 złotych zapłaciłem w tym biurze gotówką. Nawet złamanego grosza mi nie oddali ani nie wypłacili - denerwuje się pan Krzysztof, właściciel eleganckiego, kilkuletniego audi A6, upstrzonego trzema żółtymi naklejkami wartymi, bagatela, 900 zł sztuka. - Moi koledzy już zbierają dane i składają wspólne zawiadomienie o przestępstwie do prokuratury - dodaje zdenerwowany gdańszczanin.

Na podobny krok zdecyduje się także pan Wojciech, który przed dwoma miesiącami pozwolił pracownikowi Pier & Gio okleić swoje auto.
- Wypłacili mi półtora tysiąca złotych, a ja im 2700 złotych. 1200 złotych straciłem. Spodziewałem się, że mogą zwinąć interes w sierpniu [wtedy spółka musiałaby rozpocząć wypłacanie pierwszych pobranych od klientów kaucji - dop. red.]. Okazało się, że woleli zniknąć wcześniej. Zgłaszam to na policję - mówi pan Wojciech.

Do zamknięcia dzisiejszego numeru "Polski Dziennika Bałtyckiego" policjanci w Gdańsku otrzymali już kilkadziesiąt zgłoszeń od poszkodowanych przez Pier & Gio. W ciągu najbliższych dni funkcjonariusze spodziewają się lawiny kolejnych, z całej Polski.
- KMP w Gdańsku prowadzi w tej sprawie czynności wyjaśniające. Ustalamy dane właścicieli i pracowników tej firmy, a także liczbę osób poszkodowanych. Zabezpieczyliśmy zajmowane przez spółkę pomieszczenia. Cały czas przyjmujemy też zgłoszenia od osób poszkodowanych. Apelujemy, aby zgłaszać się do najbliższej jednostki policji - wyjaśnia Adam Reszczyński z gdańskiej policji.

Śledczy czekają także na zgłoszenia osób, które za pośrednictwem Pier & Gio zdecydowały się na zakup samochodu. Spółka oferowała bowiem, że jest w stanie kupić nam auto na kredyt i spłacić go w ciągu pięciu lat, jeśli wpłacimy 10 proc. wartości pojazdu i podpiszemy deklarację, że przez pięć lat będziemy wozić na nim naklejki reklamowe.

Sprawą Pier & Gio zajmie się także prokuratura. Enigmatycznemu włoskiemu właścicielowi tej spółki, Piergiorgio Lavezziemu, a także jego pracownikom może grozić nawet do ośmiu lat więzienia za oszustwo. Co ciekawe, na to samo nazwisko otwierano już podobne firmy we Włoszech i Francji. Za każdym razem były to spółki z ograniczoną odpowiedzialnością i minimalnym wkładem kapitałowym (w Polsce 50 tys. zł). Podobnie jak Pier & Gio firmy te zamykały się po niecałym roku istnienia. Właściciel znikał, pozostawiając setki lub tysiące oszukanych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki