Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Pilecki” od piątku w kinach. ROZMOWA z Marcinem Kwaśnym grającym tytułową rolę

rozm. Grażyna Antoniewicz
Kwaśny: - Dostałem propozycję tej roli od producenta filmu, który uznał, że jest we mnie fizyczne podobieństwo do rotmistrza
Kwaśny: - Dostałem propozycję tej roli od producenta filmu, który uznał, że jest we mnie fizyczne podobieństwo do rotmistrza materiały promocyjne
z Marcinem Kwaśnym grającym tytułową rolę w filmie „Pilecki”. Film wszedł w piątek na ekrany kin.

Jak Pan przygotowywał się do roli rotmistrza Witolda Pileckiego?
Zacząłem przygotowania od lektury, która była dla niego najważniejsza po Biblii, czyli od Tomasza Kempisa: „O naśladowaniu Chrystusa”. Przeszedłem też śladami rotmistrza po obozie w Auschwitz. Miałem przyjemność odbyć długą rozmowę z jego synem panem Andrzejem Pileckim, zapoznałem się również z biografią Witolda Pileckiego autorstwa historyka Adama Cyry oraz raportami rotmistrza, jego listami, wierszami.

Czy ta postać jest Panu w jakiś sposób bliska?

Dostałem propozycję zagrania tej roli od producenta Bogdana Wasztyla, który powiedział, że widzi fizyczne podobieństwo do rotmistrza Pileckiego. Szczerze mówiąc, ja tego podobieństwa nie dostrzegałem, ale propozycja mnie ucieszyła. Jeżeli chodzi o mentalne podobieństwo, to jest wspólna płaszczyzna pewnej wrażliwości. Rotmistrz malował obrazy, pisał wiersze. Słynny „Raport Pileckiego” z Auschwitz został napisany piękną polszczyzną. Tradycje patriotyczno-literackie w jego domu były bardzo mocne, malarskie również, bo na ścianach wisiały obrazy Artura Grottgera. Matka czytała rotmistrzowi Sienkiewicza do poduszki, tym wszystkim nasiąkł młody Witold. Łączy nas też olbrzymia miłość do koni.

Jeździ Pan konno?
Tak, ta umiejętność przydała mi się na planie.

Zagrać taką postać jak Witold Pilecki to dla aktora duże wyzwanie. Dostał Pan propozycję tej roli i co Pan czuł, obawy, radość?
Nie, spokojnie podszedłem do niej, bo przede wszystkim dla mnie liczył się scenariusz. Gdyby okazał się marny, to mimo rangi postaci pewnie bym w nim nie zagrał, ale ten scenariusz mnie uwiódł. Pokazywał całe spektrum życia rotmistrza od jego wczesnej młodości, jego walki z bolszewikami, po udział w Powstaniu Warszawskim, aż do rozstrzelania na Mokotowie. Ale to było trudne wyzwanie, jak zagrać rotmistrza na przestrzeni lat? Czy potrafię oddać prawdę o nim?

Udało się?
To już ocenią widzowie. Zachęcam do przyjścia do kina na ten film.

Ale to niejedyny projekt o żołnierzach wyklętych, w który się Pan zaangażował.
Tak się złożyło, że w trzech filmach gram żołnierza wyklętego, bo rotmistrz Pilecki także do grona wyklętych się zalicza. Jest „Historia Roja” w reżyserii Jerzego Zalewskiego, gram tu Romana Dziemieszkiewicza, pseudonim Pogoda. To pierwszy film fabularny o żołnierzach wyklętych. Powstał w 2010 roku, ale miał wiele perturbacji, więc premiera odbędzie się dopiero w marcu przyszłego roku. Trzecią fabułą jest film „Wyklęty”, w reżyserii Konrada Łęckiego, młodego człowieka z Kielc, u którego gram porucznika Wiktora, to jakby zlepek dwóch postaci; Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” i Hieronima Dekutowskiego. Ta historia jest luźno oparta na kanwie losów Józefa Franczaka, jednego z najdłużej żyjących wyklętych - zabitego w 1963 roku przez SB. „Wyklęty” powstaje na podobnej zasadzie jak film o rotmistrzu Pileckim, ze składek społecznych. Zbiórkę prowadzi moja fundacja Między Słowami. Dzięki tym składkom udało się nakręcić jedną trzecią filmu, ale to nie jest tak, że tylko przyjmujemy pieniądze i nic nie dajemy w zamian. Wysyłamy darczyńcom cegiełki w postaci „Raportu rotmistrza Pileckiego”, to jest audiobook, który nagrałem, oraz „Grypsów z celi śmierci”, Łukasza Cieplińskiego, które też nagrałem, i filmu fabularnego „Pre mortem”, o polskich oficerach z Katynia, gdzie zagrałem obok takich aktorów jak Paweł Deląg, Marcin Troński czy Beata Tyszkiewicz.

Jak to się stało, że wybrał Pan aktorstwo?
Wszystko zaczęło się w moim rodzinnym mieście w Tarnowie. Szukano aktora do roli księdza w sztuce Jerzego Zawieyskiego „Rozdroże miłości”, miano ją grać na scenie przy bazylice katedralnej. Casting wygrałem. Miałem piętnaście lat.

Ale nie od razu chciał Pan zostać aktorem?

Nie, nie myślałem o tym, nie myślałem o sobie jako aktorze. Raczej poszedłem tam z ciekawości. Kiedy grałem tego księdza, byłem najmłodszym uczestnikiem, inni aktorzy to głównie studenci, ale że zawsze wyglądałem na więcej lat niż miałem, nie było widać takiej różnicy. Natomiast pamiętam, że przy trzynastym przedstawieniu przyszli klerycy z tarnowskiego seminarium, którzy chcieli nagrać spektakl, w związku z czym scenę oświetlono dużo mocniej niż zazwyczaj, co spowodowało, że doznałem oślepienia i nie zauważyłem, że scena się kończy, spadłem z niej na starszą korpulentną panią. Miałem miękkie lądowanie (śmiech), pani westchnęła, mówiąc: „O Boże, żaden aktor jeszcze na mnie nie spadł”! Wszedłem na scenę, dokończyłem monolog, potem koledzy śmiali się, że lecę na starsze panie, a do mnie jak echem wracało, że ktoś mnie nazwał aktorem. Tak mi to zapadło w pamięć, że pomyślałem; „kurczę, to jest rzeczywiście to, co chcę robić”. Bardzo lubiłem te spektakle, zagraliśmy je wiele razy. Dwa lata później otrzymałem kolejną propozycję, już u boku profesjonalnych aktorów z tarnowskiego teatru im. Norwida. Chyba byłem najmłodszym Norwidem w historii polskiego teatru, zagrałem go, mając siedemnaście lat!

Dramatyczny moment miał miejsce podobno także podczas kręcenia filmu...
Wypadek w teatrze zdarzył się, gdy graliśmy trzynaste przedstawienie, a na planie filmowym trzynastego dnia zdjęciowego, ale nie jestem przesądny. Padał deszcz, kiedy kręciliśmy scenę ucieczki rotmistrza z Auschwitz, padało także podczas prawdziwej ucieczki Witolda Pieleckiego. Biegliśmy po torach, poślizgnąłem się i uderzyłem głową o nasyp kolejowy tak mocno, że straciłem przytomność, ale kiedy ją odzyskałem, chciałem, żebyśmy dalej kręcili. Miałem dużo szczęścia, bo upadłem na drewnianą belkę, centymetry dzieliły mnie od mutr na szynach i kamieni. Zakończyliśmy zdjęcia, potem wylądowałem w szpitalu, okazało się, że miałem tylko lekkie wstrząśnienie, nic się nie stało, mogliśmy grać dalej.

Przyjechał Pan do Gdyni prosto z planu filmowego Filipa Bajona...

Niebawem wracam. Film pod tytułem „Kamerdyner” opowiada o rodzącej się świadomości patriotycznej Kaszubów, rzecz dzieje się przed pierwszą wojną, w trakcie pierwszej wojny i aż do czasów po drugiej wojnie światowej. Miałem przyjemność grania z panem Januszem Gajosem, który mówił do mnie w języku kaszubskim.

Grywa Pan też negatywne postaci, np. szmalcownika w serialu „Czas honoru” czy Rafała Kocuja w „Szpilkach na Giewoncie”.

Aktor to człowiek do wynajęcia, oczywiście, ale mamy prawo odmawiać zagrania roli w filmach, z których przekazem się nie zgadzamy. W filmie Filipa Bajona gram Kaszuba Paula Junge, który przechodzi na stronę wroga, czyli na stronę niemiecką, ale nie jest to postać do końca zła.

Jakie są Pana plany teatralne?
Po trzynastu latach grania w Teatrze Kwadrat, z którym często przyjeżdżaliśmy do Trójmiasta, przeszedłem do pana Andrzeja Seweryna do Teatru Polskiego, więc zmierzę się z poważniejszym repertuarem. Do tej pory grałem w Teatrze Kwadrat repertuar lekki, łatwy i przyjemny. W Teatrze Polskim gram Poetę w „Weselu” i księcia Kornwalii w „Królu Learze”. Teraz dostałem dużą rolę, Robespierra w „Thermidorze” Przybyszewskiej. Ten, pierwszy chyba dyktator Europy, będzie dużym wyzwaniem. Premiera 7 listopada.

Witold Pilecki

Urodził się w 1901 r. Był bohaterem wojny z bolszewikami, uczestnikiem wojny obronnej w 1939 r., oficerem Armii Krajowej, dobrowolnym więźniem w Auschwitz, twórcą organizacji ruchu oporu w obozie i autorem pierwszych raportów o niemieckich zbrodniach w obozie. Uciekł z Auschwitz po trzech latach. Walczył w Powstaniu Warszawskim. Był żołnierzem II Korpusu we Włoszech. Został zamordowany przez komunistów po pokazowym procesie w 1948 r. z zarzutem pracy dla obcego wywiadu. Zrehabilitowano go w 1991 r. Prezydent Lech Kaczyński odznaczył go pośmiertnie Orderem Orła Białego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki