Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piesza Pielgrzymka Kaszubska dotarła do słowackiej Levocy

K.Miśdzioł, R.Kościelniak
W poniedziałek XXX Piesza Pielgrzymka Kaszubska dotarła do celu swojej rekordowej wyprawy - sanktuarium maryjnego w słowackiej Levocy. Piesza trasa, która się rozpoczęła 25 lipca w Helu, wyniosła aż 1040 km.

To właśnie z okazji jubileuszu "Kaszubskiej" pątnicy wydłużyli sobie drogę. Zamiast tradycyjnie zakończyć ją na Jasnej Górze, z Częstochowy poszli dalej, do górali, a z nimi wspólnie z Zakopanego dawną trasą pielgrzymkową przez Tatry do Levocy.

- U kresu naszej wyprawy, dziękując Bogu, humory tak samo nam dopisywały jak na początku. Wszyscy jesteśmy zmęczeni, ale szczęśliwi - powiedział nam wczoraj ksiądz profesor Jan Perszon, kierownik pielgrzymki. - To historyczna chwila: Kaszubi po raz pierwszy w historii dotarli tak daleko, aby podziękować Bogu i Maryi. A mamy za co dziękować - za wolną ojczyznę, za Jana Pawła II...

Pątnicy, z których spora część przeszła całą trasę, aż od "początku Polski", na słowackiej ziemi mogli się czuć w poniedziałek jak u siebie. Zadbali o to członkowie Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, którzy z Gdańska wyruszyli autokarem i busikiem na finał tegorocznej najdłuższej pieszej wyprawy wiernych. Wśród kilkudziesięciu zrzeszeńców znalazł się nawet zespół folklorystyczny złożony z muzyków z Wiela i Karsina. Powitanie zmęczonych pielgrzymów miało zatem efektowną, kaszubską oprawę.

Z Kaszubami i osobami, które dołączyły do jubileuszowej pielgrzymki, od Zakopanego idą nie tylko górale. Dołączyli także ze swoim sztandarem wierni ze Śląska.

- Kiedy się dociera do kresu takiej wyprawy, myśli się o wielu rzeczach, ale to nie jest euforia. Nie czujemy się jak bohaterowie, ale po prostu jak zmęczeni bardzo długą trasą pielgrzymi - przyznaje ksiądz Perszon. - Moim zdaniem, warto było wyruszyć w tak niezwykłą trasę. Dlaczego? To już jest tajemnica każdego pielgrzyma. Każdy z nas, idąc do Levocy, niósł w sercu jakąś osobistą prośbę do Boga.

Po dotarciu do Levocy pielgrzymi wzięli udział w specjalnej mszy. A potem odbyła się kaszubsko-góralska "biesiada pielgrzyma" na stokach Mariańskiej Hory. Później już przyszło ruszać w drogę powrotną. Autokarami pątnicy docierali do Krakowa, by się przesiąść do pociągów, którymi wracają do domów.

Rekordowa, licząca 1040 km piesza wyprawa doszła do skutku, aby uczcić okrągłą, trzydziestą rocznicę pierwszej kaszubskiej pielgrzymki, wówczas jeszcze ze Swarzewa do Częstochowy. Czy będą kolejne jubileuszowe rekordy?

- Nie sądzę, abym się ośmielił proponować raz jeszcze tak długi marsz pątników - przyznaje ks. Perszon. - To jednak jest ogromne wyzwanie i wielki wysiłek.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki