Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsze derby w ekstraklasie dla Lechii

Janusz Woźniak, Paweł Stankiewicz
Paweł Buzała (z prawej) zdobył zwycięską bramkę
Paweł Buzała (z prawej) zdobył zwycięską bramkę Tomasz Bołt
Nie było wielkiego futbolu w Gdyni, a jedna bramka zdobyta przez Pawła Buzałę przesądziła o wyniku trójmiejskich derbów. Do wiosny to Lechia może o sobie mówić "pany", bo wygrała w Gdyni 1:0.

Na te derby czekaliśmy długo. Arka i Lechia zagrały ze sobą po raz pierwszy w ekstraklasie. Spodziewaliśmy się wielu zaskoczeń, miłych. Tymczasem pierwsze do takich nie należało. Sektor dla kibiców gości był pusty.

Kibice Lechii nie przyjechali protestując w ten sposób, przeciwko zbyt małej, ich zdaniem, puli biletów. Dostali ich tylko trzysta. Podobno ustalenia mówiły, że miało być ich dwa razy więcej. Ktoś się czegoś przestraszył tylko nie wiadomo po co.

"Piłka nożna dla kibiców" skandowali kibice Arki. Oni też chcieliby na swoim stadionie widzieć fanów Lechii. Nie chcemy rozstrzygać całej tej sprawy, bo Arka postąpiła też zgodnie z przepisami, a w zasadzie wymogami, które ustaliła policja. Mecz podwyższonego ryzyka, zgoda na sześć tysięcy kibiców na stadionie, a pięcioprocentowa pula dla kibiców gości to ja właśnie owe trzysta biletów. I piłkarze Lechii wyszli na boisko w koszulkach z napisem "Trzystu". Trzystu… nieobecnych.

Ale w relacji z meczu trzeba pisać o tym co działo się na boisku. Arka zaczęła z rozmachem. W 7 minucie Jacek Manuszewski z trudem, ale skutecznie zablokował wychodzącego na dobrą pozycję Marcina Wachowicza. W 12 minucie Arka po rzucie wolnym Bartosza Karwana miała trzy szanse - w jednej akcji - na zdobycie gola. Trzy strzały, po których piłka zatrzymywała się na żywym murze obronnym Lechii.

Po dwudziestu minutach biało-zieloni otrząsnęli się z przewagi gospodarzy. Niepewną interwencję Dariusza Żurawia wykorzystał Maciej Kowalczyk, od bramki Arki dzieliło go około dwunastu metrów. Strzelił mocno, ale Norbert Witkowski obronił. Później były dwa rzuty wolne dla Lechii, które można było zamienić przynajmniej w groźne sytuacje.

Jednak w obu przypadkach skończyło się tylko na strachu dla gdynian. Za pierwszym razem Kowalczyk strzelił nad poprzeczką, a w drugim przypadku Karol Piątek postawił na precyzję uderzenia, ale zabrakło siły, aby uderzona z 22 metrów piłka mogła zaskoczyć Witkowskiego. Godna odnotowania, ale po przeciwnej stronie, była jeszcze sytuacja z 42 minuty.
Marcin Pietroń uciekł gdańskim obrońcom lewej strony boiska, dobrze zagrał do Wachowicza, ale tego znowu w ostatniej chwili ofiarną interwencją ubiegł Manuszewski. Zatem do przerwy bez bramek i bez większych emocji.

W przerwie trenerzy postanowili pozostawić na boisku tych samych piłkarzy. A to oznaczało, że jakość gry nie może ulec poprawie. Niby obie drużyny chciały atakować, ale bramkarze mieli tzw. święty spokój. Z tego chaosu w 64 minucie potrafiła jednak skorzystać Lechia. Nie pierwszą w tym meczu niepewną interwencję Żurawia wykorzystał Paweł Buzała i z 8-10 metrów huknął z całej siły pod poprzeczkę. Witkowski był bezradny. Lechia prowadziła 1:0.

Reakcja trenera Arki, Czesława Michniewicza, była natychmiastowa. Trzy minuty po utracie gola dokonał dwóch zmian. Z boiska zeszli mało przekonywujący w akcjach ofensywnych Bartosz Karwan i Michał Łabędzki, a w ich miejsce weszli dwaj piłkarze, którzy mieli rozruszać ataki żółto-niebieskich, czyli Bartosz Ława i Przemysław Trytko. Gospodarze mieli ponad dwadzieścia minut, aby odmienić losy spotkania.

Tymczasem zamiast zmasowanych ataków podopiecznych Michniewicza oglądaliśmy bezradność, nerwowość i przypadkowo zagrane piłki. Minty mijały, a w Gdyni nadal niespodziewanie prowadziła Lechia. Gdańszczanie mądrze się bronili i nie dopuszczali do większego zagrożenia pod bramką pewnie interweniującego Mateusza Bąka. Szukali też swoich szans na podwyższenie wyniku, lecz Buzałę i Kowalczykowi brakowało nieco zimnej krwi.

Najlepszą szansę na wyrównanie gdynianie mieli kiedy na zegarze była już 90 minuta, a minęła nawet druga z sześciu doliczonych przez sędziego. W bardzo dobrej sytuacji znalazł się Zbigniew Zakrzewski, ale jego strzał z kilku metrów zablokował Rafał Kosznik. To nie był jednak koniec emocji.

Po rzucie rożnym gdynianie trzykrotnie przegrywali piłkę głową w polu karnym Lechii, a ostatni uderzał futbolówkę, ale na nieszczęście - dla miejscowych - piłka poszybowała nad poprzeczką. Bramka Mateusza Bąka pozostała zaczarowana do końca meczu. W Gdyni przykra niespodzianka dla kibiców Arki, ale tego samego nie można napisać o fanach Lechii. Ich nie było na stadionie, ale biało-zieloni zdobyli trzy punkty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki