- Wracałem z pracy po służbie - mówi starszy szeregowy Paweł Dragunowicz, żandarm z jednostki w Ustce. - Chwilę przed wjazdem do Słupska zauważyłem, że coś się dzieje przy drodze. Kobieta leżała w rowie, a przy niej stał mężczyzna, chyba jej syn. Zatrzymałem się, wysiadłem z samochodu i zapytałem co się stało. Usłyszałem, że syn wiózł mamę do szpitala do Ustki, kiedy kobieta nagle straciła przytomności i przestała oddychać.
To wystarczyło. Żandarm natychmiast podjął się masażu serca, który skutecznie prowadził aż do przyjazdu karetki. Reanimację kontynuował nawet wtedy, kiedy ratownicy byli już na miejscu i podłączali aparaturę monitorującą. Robił tak na prośbę lekarza. Jak mówi po pewnym czasie widać było, że czynności życiowe wracają, a lekarz uznał, że pacjentka jest na tyle silna, że można ją zabrać do szpitala.
- Stresowałem się, nie będę zgrywać twardziela. Emocje były - przyznaje Dragunowicz. - Tym bardziej, kiedy dowiedziałem się, że są szanse i widziałem jak syn to przeżywa. Ze mną działo się to samo.
Dragunowicz bohaterem się nie czuje. Reanimować nauczył się w wojsku, gdzie żołnierzy uczula się nie tylko na niesienie pomocy, ale wskazuje, że powinni reagować kiedy wymaga tego sytuacja.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?