Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patrol po ciemniejszej stronie miasta

Redakcja
Czasami strażnicy muszą przedzierać się przez prawdziwe chaszcze
Czasami strażnicy muszą przedzierać się przez prawdziwe chaszcze Tomasz Bołt
Bezdomnych niezwykle trudno nakłonić do przyjęcia pomocy. Przekonała się o tym Kamila Grzenkowska, gdy razem ze Strażą Miejską patrolowała nocą gdańskie ulice.

Gdzieś zniknął okropny smród panujący kiedyś na dworcu PKP w Gdańsku Głównym. Nie widać też tu wielu bezdomnych. To w dużej mierze zasługa wynajętej przez PKP ochrony, która wieczorami wyprasza bezdomnych z kolejowego budynku. Nie wiadomo, gdzie się przenieśli. Na pewno nie do schroniska. To ostatnie miejsce, które wybrałaby większość z nich. Nie pójdą, bo tam trzeba przestrzegać zasad. Przede wszystkim nie wolno pić alkoholu.

150 - tylu funkcjonariuszy pracuje w służbie patrolowej gdańskiej Straży Miejskiej

A on pomaga, gdy niska temperatura dokucza "ludziom bez adresu". W ciągu dnia niektórzy grzeją się w autobusach i tramwajach, inni kręcą się po ulicach. Wybierają puszki ze śmietników i wysypisk śmieci. Nocami chowają się w piwnicach, na klatkach schodowych, w porzuconych domach jednorodzinnych bądź innych "wynalezionych" miejscach. U niektórych wzbudzają odrazę, u innych - współczucie. To oni alarmują pracowników socjalnych, gdy w okolicy swojego domu widzą bezdomnego. Ze Strażą Miejską i streetworkerami wyruszają na patrole, sprawdzając miejsca pobytu takich osób.

W jeden z czwartkowych wieczorów dołączam do takiego nocnego patrolu po Gdańsku. Cały wieczór pada i jest bardzo zimno, a trzeba sprawdzić osiedlowe śmietniki i zapomniane działki - miejsca, których przeciętni ludzie nie odwiedzają.

Na początek coś "łatwego". Pracownicy MOPS dostali sygnał, że w jednym z bloków przy ul. Piastowskiej, na klatce schodowej, nocuje starszy mężczyzna. Często jest nietrzeźwy i hałasuje. Wchodzimy więc na dziesiąte piętro, po drodze sprawdzając, czy nie ma go w którymś ze zsypów śmieci. Czysto. Tego wieczoru nocuje gdzie indziej. - Mieszkańcy mają z nim spory problem. Kiedy jest pijany, zdarza się, że załatwia się na klatce schodowej. Kał rozsmarowuje potem na ścianach... - opowiada jeden z patrolujących.

Kolejny "adres" to opuszczone ruiny domku jednorodzinnego we Wrzeszczu. Radiowóz zatrzymuje się na polnej drodze. Dalej idziemy pieszo. Streetworkerka podbiega do budynku. Osmolone ściany świadczą o tym, że niedawno musiał być tu pożar. Pracownicy sprawdzają ruiny, zaglądają w krzaki. Nikogo nie widać.
- To musiało się stać w ciągu ostatnich dwóch dni. Gdy byłam na poprzednim patrolu, mieszkało tu jeszcze kilka osób. Teraz nie wiem, gdzie są - przyznaje Ania, streetworkerka. Zagląda do pobliskiej ziemianki, bo może tam się ukryły. W środku leży jeden materac i kilka kocy, ale nikogo nie ma. Wracamy do samochodu. Po drodze mijamy starą blaszaną przyczepę - chyba ktoś ją tu przeniósł ze złomowiska. Nie zwracam na nią uwagi, w przeciwieństwie do pozostałych. Streetworkerka zaczyna pukać w blachy. - Halo, jest tam kto? Czy ktoś tu jest? - powtarza pytanie. Cisza.

Robert z MOPS uderza mocno w tylną część przyczepy. Powoli odchylają się drzwiczki.

- Czego chcecie? Przecież śpię... - dobywa się głos z wewnątrz. - Chcemy porozmawiać... Czy wiesz, co się stało z tymi ludźmi, którzy mieszkali tu obok? Co to był za pożar?
- Nie wiem, nie było mnie tu w ciągu dnia. Wieczorem już tak było... .
- Czy nie jest ci tu zimno?
- Mam dwie kołdry. Teraz trochę ciągnie, bo się dobijaliście i musiałem otworzyć...
- Coś dzisiaj jadłeś?
- Tak, coś tam z puszki, na ciepło jadłem...
- Gdybyś czegoś potrzebował, możesz się zgłosić do tych placówek... - zostawiają ulotkę.
- Tak, tak... - drzwiczki zamykają się. Ten człowiek niczego nie chce.

Następne miejsce. Odwiedzamy mieszkańca śmietnika na jednym z osiedli na Zaspie. Pracownicy MOPS proszą, by nie podawać dokładnych adresów.

2 - tyle patroli zmotoryzowanych sprawdzało wieczorami miejsca pobytu bezdomnych. W każdym patrolu obecni byli dwaj funkcjonariusze Straży Miejskiej, pracownik MOPS-u i streetworker

- Zdarzyło się kilka razy, że bezdomni zostali pobici przez młodych chłopaków, prawdopodobnie pijanych, którzy chcieli wyładować na kimś agresję. Nie chcemy, aby przytrafiło się to osobom, u których dzisiaj będziemy - tłumaczy jeden z nich.

Podchodzimy do zabudowanego śmietnika. Jeden ze strażników odciąga dwa kontenery. Okropnie śmierdzi. Za nimi, w rogu, leży starszy mężczyzna. Wita się z pracownikami socjalnymi. Znają się od lat.

- Jak tam, panie Mirosławie? Nie marznie tu pan?

- Nie, wszystko w porządku - odpowiada mężczyzna niskim, zachrypniętym głosem.
- Bardzo zimno dzisiaj, te dwie kołderki to chyba za mało... Może pan chodzić? Proszę podnieść nogi i poruszać nimi - zwracają się do leżącego.

- Oj, panie Robercie, pan wie, że dobrze sobie radzę. Wszystko jest w porządku - odpowiada pan Mirosław i macha nogami. Ma 46 lat i jest "starym hipisem", jak mówi. Nie chce iść do schroniska, bo ceni sobie wolność. Nie odpowiada mu tamtejsze towarzystwo. W gdańskim schronisku bardzo drażniło go to, że 20-letni pracownicy mówili mu, co ma robić. Nie mógł tego znieść, więc woli spać przy śmietniku.
Patrolujący nikogo nie zmuszają, aby przeniósł się do ciepłej noclegowni. Pan Mirosław odmawia, więc zostawiają go w spokoju.

Gdy gdański patrol kończy pracę, sopocki dopiero wyrusza w teren. Pracownicy MOPS towarzyszy strażnik miejski i policjant. Mówią, że rano większość bezdomnych śpi, a przynajmniej przebywa jeszcze na swoich "kwaterach". Odwiedzamy z nimi piwnice, zsypy na śmieci, ogródki działkowe.

100 - tylu funkcjonariuszy pełniło służbę w czasie ostatnich dwóch dni świątecznych, to
jest w sylwestra i w Nowy Rok

Jest dziesiąta rano. Na zapleczu jednego z monciakowych klubów nocnych trwa "impreza". Trzech mężczyzn w średnim wieku rozgrzewa się tanim winem i piwem. Na widok funkcjonariuszy chowają butelki. Za późno. Wszyscy zostają wylegitymowani. Jeden z nich nie jest bezdomny. Pracuje, ma mieszkanie. Co robi wśród ludzi, którzy mieszkają na ulicy?

- A co, nie można sobie z kolegami posiedzieć? - odpowiada na pytanie strażniczki.
- To nie jest odosobniony przypadek. Zdarza się, że osoby pracujące, ze stałym adresem zameldowania, piją razem z bezdomnymi. Wiele osób przynosi im jedzenie - opowiada pani Maria, pracownica MOPS.

- Wydaje im się, że w ten sposób pomagają, a to nie tak - dodaje Maria Chlebowska z sopockiego MOPS. - Ale jeżeli ci ludzie zobaczą, że można przeżyć na ulicy, bo zawsze ktoś im pomoże, to zostają. Tak im dobrze i nie chcą tego zmieniać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki