Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paradoks dobrych rad, z których wynikają złe skutki

Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Tylko starsi z nas pamiętają z zamierzchłych czasów (lata 80.) program telewizyjny, w którym miła starsza pani (niestety, nazwisko już mi uleciało) instruowała rodaków, jak przetrwać pustkę w sklepach. Radziła, co można zrobić ze starych rajstop; zalecała zbierać ułomki wypalonych świec i resztki mydła, aby potem przy pomocy kilku posunięć uczynić z tych pozornie nieprzydatnych śmieci coś pożytecznego, jakiś ersatz czegoś, czego dostać nie można było. Teraz też zaczynają się pojawiać "poradniki" na ciężkie czasy. Na razie, na szczęście, stać nas jeszcze na wyrzucanie na śmieci tego i owego, ale jak wieszczą progności, lekko nie będzie.

Niedawno w "Newsweeku" dziennikarz, którego cenię, zamieścił osiem porad, jak przygotować się do kryzysu i zminimalizować jego skutki. Sprowadzają się one do tego, że trzeba obniżać koszty życia: korzystać z tańszych usług bankowych, tańszych operatorów telekomunikacyjnych, płacić wszystkie zobowiązania w terminie, by uniknąć kar, sprzedać wszystkie niepotrzebne rzeczy z domu itp. Poza tym nie brać kredytów i powstrzymywać się od inwestowania na giełdzie i poza nią. A także mniej kupować - odkładać na potem zakup nowego samochodu, pralki, lodówki itd. To nie są głupie rady. Wiele gospodarstw domowych mogą uchronić od popadnięcia w tarapaty. Tyle tylko że... W gospodarce "całość nie zawsze jest sumą części", czyli to, co dobre dla pojedynczego podmiotu (człowieka, gospodarstwa domowego, firmy) nie zawsze jest korzystne dla całości (gospodarki narodowej).

Wyobraźmy sobie, że wszyscy zaczynamy się stosować do porad "Newsweeka". Mniej telefonujemy, nie chodzimy do restauracji, nie kupujemy akcji ani obligacji, nie bierzemy kredytów, odkładamy na przyszłość wymianę samochodu i telewizora. Jesteśmy "do przodu", mamy oszczędności, czujemy się bezpieczniej, przygotowaliśmy się na ciężkie czasy. Tyle że swoim zachowaniem owe ciężkie czasy przybliżyliśmy.

"Paradoks oszczędności", tak to się nazywa w ekonomii, sprawia, że efekt w skali makro jest fatalny. Spowolnienie gospodarcze (czym straszy także autor porad) pojawia się szybciej, bo słabnie popyt na towary, kredyt, akcje. Produkcja się kurczy, giełdy lecą w dół. Mamy jakieś oszczędności, ale wywalają nas z roboty, bo nie ma chętnych na nasze produkty. Przyznaję, że to spore uproszczenie. Niemniej, skoro wiemy, że w ostatnim czasie wzrost gospodarczy podtrzymywany był u nas głównie przez wysoki popyt wewnętrzny, to nawoływanie do ograniczenia zakupów jest w istocie działaniem na szkodę gospodarki.

Nie nawołuję do działań przeciwnych. Bo współczesna gospodarka to nie jest prosty mechanizm. Poradnik "Newsweeka", pewnie nieświadomie, przypomina cnoty dziewiętnastowiecznych protestantów, którzy tworzyli podwaliny ówczesnego kapitalizmu. Tyle tylko że obecną gospodarkę dzieli od tamtej przepaść: strukturalna, technologiczna, mentalna. "Doing business" w tamtych czasach i dziś to całkiem coś innego. Inny jest business i inaczej się go "doing".

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki