Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan tata cię, synku, zabierze. Historia kobiety, która walczy o swoje dziecko

Tomasz Słomczyński
Za cztery dni spotkają się w Elblągu. Jeśli Anna nie będzie miała decyzji sądu, ojciec Krzysia będzie mógł go zabrać. Na zawsze
Za cztery dni spotkają się w Elblągu. Jeśli Anna nie będzie miała decyzji sądu, ojciec Krzysia będzie mógł go zabrać. Na zawsze fot. Tomasz Bołt
Sytuacja jest dramatyczna. Ania przegrała sprawy w belgijskim sądzie, ojciec dziecka przyjechał do Polski po syna. Ania ukryła pięcioletniego Krzysia. Błaga teraz o pomoc elbląski sąd. Taki mail dotarł do redakcji. Żeby sprawdzić, o co chodzi w tej zawiłej sytuacji, na miejsce pojechał Tomasz Słomczyński. I wysłuchał historii bitej, poniżanej i zaszczutej kobiety, którą polska prokuratura chce wysłać do więzienia w Belgii.

Mam na imię Krzyś i mam pięć lat. Jestem tu z ciocią, nigdy wcześniej tu nie byłem. Jest fajnie, ale tęsknię za mamą. I szkoda, że nie mogę wychodzić na dwór. Ciocia nie mówi mi tego, ale ja wiem, że nie chce ze mną wychodzić, bo chodzi o tego pana, który jest moim tatą.

***

Poznali się latem 2004 na Sardynii. Wtedy G. był szarmancki, miły, przystojny, czuły, opiekuńczy, ideał mężczyzny. Anna nie wie, gdzie miała oczy. Miłość jest ślepa. Wyświechtany frazes, dobrze o tym wie.
- Ale wtedy, we Włoszech nie miałam szans, żeby zorientować się, jaki on jest.

Po dwóch latach znajomości przenieśli się z Włoch do Belgii. Pierwszą ciążę straciła. W marcu 2007 zaszła w drugą i wszystko się diametralnie zmieniło. Zaczął bić.
- Poczuł się pewnie, wiedział, że już jestem jego.

***
Ostatnio pani psycholog mnie zapytała, czy mam tatę. Powiedziałem, że nie mam. Ale to nie jest prawda. Mama mi mówiła, że mój tata to ten pan, którego kiedyś widziałem, i który mówi w jakimś dziwnym języku.

I nie wiem dlaczego, ale kiedy dorośli o nim mówią - moja mama, ciocia albo babcia, to jakoś dziwnie się zachowują. Jakby się czegoś bały. Próbują to przede mną ukryć, ale jak i tak wiem, że się boją.

***

Do ciąży nie było żadnych sygnałów, że G. jest na bakier z prawem. A potem była rewizja. Przyszła policja i przetrząsnęła mieszkanie. Później była obława.
- Jechaliśmy samochodem, ja w wysokiej ciąży. Nagle zobaczyliśmy przed nami policję. G. dodaje gazu, wymusza pierwszeństwo, oni za nami. Potem miał zarzut, że użył samochodu jak broni. Rzeczywiście, prawie potrącił belgijskiego policjanta. Uciekaliśmy, ja przerażona, o co chodzi? Zatrzymał się, wyskoczył z auta i uciekł. Nadbiegają policjanci z pistoletami, widzą przerażoną kobietę w ciąży, nie bardzo wiedzą co zrobić. Potem go złapali, zaraz potem wypuścili, bo okazało się, że nie ma wystarczających dowodów, żeby go wsadzić do więzienia na dobre.

***

Kiedy wychodzimy z domu, mama czasem bierze mnie na ręce, kiedy ja mógłbym iść normalnie, ze rękę. Nie wiem, czemu to robi. Czasem też się rozgląda, jakby kogoś szukała na ulicy.

***

Krzyś urodził się w październiku 2007 roku.
- Uderzył mnie w momencie, kiedy miałam dziecko na ręku. Wtedy postanowiłam uciec. Wiedziałam, że muszę to zrobić, żeby chronić Krzysia. Zaczęłam planować ucieczkę.

Anna najpierw skontaktowała się z rodziną. Umówiła się, że przyjedzie po nią kuzyn. Kiedy G. wyszedł do pracy, kuzyn czekał w samochodzie.

- Wymknęłam się z domu, po prostu wsiadłam do jego samochodu i odjechałam. Po kilkunastu godzinach byłam już w Polsce. To był styczeń 2008 roku.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

***

Ten pan, który jest moim tatą, przyjechał kiedyś na moje urodziny. Przywiózł mi czołg i strój piłkarski drużyny z jego kraju. Mama potem mówiła, że pan tata jej powiedział, że to od jakiejś rodziny, w której dzieci już wyrosły z tych zabawek, i wziął te zabawki, i teraz ja mogę się nimi bawić.

***

- Po mojej ucieczce przyjechał do Polski za mną. Wielkie bukiety kwiatów, drogie prezenty. Miał gest, nie żałował pieniędzy.
Do rozmowy, która toczy się w hotelowej restauracji w Elblągu włączają się koleżanki Anny:
- Naprawdę wszystko wyglądało tak, jakby się opamiętał - G. zrobił na nich doskonałe wrażenie. Wielka skrucha, przepraszanie, obietnice.

- Sama Ankę przekonywałam, żeby wracała z nim do Belgii. To wyglądało naprawdę wiarygodnie, że się zmienił, że wszystko będzie w porządku, że zrozumiał, w końcu jesteście rodziną, mówiłam, zrób to dla dziecka.
- Pomyślałam: w końcu to jego ojciec. I pojechałam z nim z powrotem do Belgii - Anna uśmiechem kryje zażenowanie.
Po powrocie przeprowadzili się do jego rodziców do Tongeren.

Pierwsze co zrobił, to zamknął Annę na klucz.
- Wszystkiemu przypatrywali się jego rodzice. Ani słowa nie powiedzieli. Jak widziałam, że zabiera się do bicia, oddawałam Krzysia jego matce na ręce, żeby nic mu się nie stało. Wiedziałam, że znowu ucieknę, nie wiedziałam tylko, jak.

***

Chodzę do przedszkola i na pływanie. Chciałbym chodzić na piłkę, ale mama mówi, że jestem jeszcze za mały na treningi. Ale niedługo już będę mógł iść, mama mi obiecała. A judo mi się niespecjalnie podoba. Mama mi mówi, że jestem wrażliwym dzieckiem. To chyba dlatego, że często się do mamy przytulam.

***

Szarpał za włosy, ciął ubrania, bił pięścią albo otwartą dłonią.
Nie ma na to kwitów, nie zgłosiła tego nigdzie. To nie znaczy, że nie pozostał ślad. Owszem, pozostał. Anna odwraca głowę, pokazuje lewy i prawy profil. Jest różnica.
- Miałam pęknięty nos.
G. zamykał ją w pokoju.
- Nie mogłam samodzielnie wyjść na ulicę.

Ale nie to było najgorsze. G. ogolił jej głowę.
- To było... To było... Jak gwałt. Gorsze niż bicie. Nawet nie potrafię powiedzieć, jak się czułam.
Wokół jest gwar, w restauracji Anna raczej trzyma nerwy na wodzy. Przysłuchują się jej zwierzeniom dwie przyjaciółki. Czasem coś wtrącają. Od czasu zatrzymania przez CBŚ i ukrycia Krzysia, Anna nie rusza się nigdzie bez ich towarzystwa. Sama nie wie, czy to nie są paranoje. Wie natomiast, że jest zaszczuta, to udało się ojcu jej dziecka.

Tak jak z tymi detektywami, którzy mają być wynajęci przez G. - Anna ciągle widzi jakieś samochody na poznańskich blachach. Stoją pod domem. Chodzi im o to, żeby zaprowadziła ich do Krzysia. Ale nie jest głupia, nie zrobi tego.
Noga Anny nerwowo podryguje. Czasami nie wie co zrobić z rękoma. Podana w dzbanku herbata dawno wystygła.
W końcu nerwy puszczają. W ciągu dwugodzinnej rozmowy zdarzy się to dwukrotnie. Teraz mówi o tym, co pozostało w niej po tym, jak mieszkała w Belgii z G. i jego rodzicami.

- Wie pan, jaka to trauma? Z tego się leczę już latami! Widzę jakieś dziwne osoby, mam czasami jakieś paranoje. Boję się, że on nagle się pojawi i wyrwie mi Krzysia.

***

Dużo czasu spędzam z babcią. Ostatnio mama mnie zapytała, czy chciałbym jechać do Belgii. To taki kraj, bardzo daleko. Zapytałem czy babcia z nami pojedzie i po co mielibyśmy tam jechać? Mama chciała coś powiedzieć, że niby sam miałbym tam jechać, czy coś takiego. Bez sensu. Przecież jestem za mały, żeby sam jeździć tak daleko.

***

- W lipcu 2008 roku przyjechałam z G. do Polski, tu do Braniewa, do mojej mamy. A było to tak: Żeby to zrobić musiałam wzbudzić jego zaufanie. Taka sama ucieczka, jak przedtem, nie wchodziła w grę, byłam pilnowana. Więc stałam się uległa i grzeczna. I szukałam możliwości wyjścia z sytuacji. Znalazłam w Polsce SPA w górach. Zaproponowałam, żebyśmy pojechali. Udało się. Jak znalazłam się w domu w Braniewie z rodziną, oświadczyłam mu, że nigdzie więcej z nim nie jadę. Strasznie krzyczał, groził, "pozabijam was". Był 1 lipca 2008 roku. Tak wyglądało to moje uprowadzenie.

***

1 sierpnia 2008 roku. G. jeździ samochodem za Anną po Braniewie przez cały dzień. Anna tego nie widzi. Wychodzi o jedenastej wieczorem do sklepu całodobowego. Zachodzi ją ktoś od tyłu i szarpie za włosy, ciągnie do samochodu. Anna widzi, że on tam jest, a ciągnie ją dwóch mężczyzn.

- Nagle dostałam jakiejś siły, zaczęłam się drzeć, przybiegli jacyś dwaj chłopacy.
Sprawa trafiła do prokuratury.

Wyrok z dnia 16 grudnia 2008 roku: Oskarżonego G. sąd uznaje za winnego tego, że stosował przemoc i groźbę bezprawną wobec Anny... usiłował wciągnąć ją do samochodu i poddać się jego woli... i skazuje go... i wymierza karę grzywny w wysokości trzech tysięcy złotych.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

***

Mama często chodzi do sądu. Nie wiem, co tam robi. Od razu widać, że nie lubi tego robić. Po powrocie jest jakaś taka zamyślona. Znowu bardzo się stara, żebym niczego nie zauważył. Ale ja i tak wiem, że ten sąd to na pewno nic fajnego. Czasem, kiedy dorośli rozmawiają między sobą o tych sądach, to mówią, że "powinno w tym wszystkim chodzić o dobro dziecka". Czyli chyba o moje dobro. Tak mówią, ale ja nie wiem, o co im chodzi.

***

Historia batalii sądowej między Anną i G. dzieje się na trzech frontach - w Belgii, we Włoszech i w Polsce.
Najpierw belgijski sąd ustala, że Krzyś ma jeden tydzień spędzać u ojca, jeden tydzień u matki. Anna przypuszcza, że sąd nie miał pojęcia, że Krzyś jest w Polsce. Nie wydaje dziecka ojcu.

Sierpień 2008 rok - Anna zakłada sprawę w sądzie w Braniewie o ustalenie pobytu dziecka przy matce. Sąd orzeka, że Krzyś ma być przy niej do prawomocnego rozstrzygnięcia sporu o ustalenie praw do dziecka. Postępowanie w Belgii w pierwszej instancji kończy się korzystnie dla Anny.

G. odwołuje się. Argumentuje to tym, że Anna trudni się prostytucją, co udowadnia między innymi zdjęciami. Anna rozpoznaje te zdjęcia - to były ich prywatne fotografie, na których Anna jest rozebrana do pasa. Robili je kiedy byli na wakacjach we Francji. G. powołuje świadka, który rzekomo widział, jak w Polsce Anna "pracuje w ciemnych barach". Sąd belgijski nie wzywa Anny, nie przesłuchuje jej. W grudniu 2011 roku orzeka, że do lipca 2012 roku Krzyś ma zostać przywieziony do ojca. Na zawsze. Wyrok jest prawomocny.

Anna nie oddaje Krzysia ojcu w wyznaczonym terminie.
Wobec tego sąd w Belgii uznaje ją za osobę nieodpowiedzialną i pozbawia ją wszelkich praw rodzicielskich.
Jedynym prawnym opiekunem Krzysia staje się G.

G. składa wniosek o egzekucję wyroku - czyli o wydanie dziecka. Wniosek trafia do sądu w Polsce.
Sąd w Polsce swoją decyzję uzależnia od wyniku badania psychologicznego w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym w Elblągu. Badanie ma odbyć się 12 lutego 2013 roku. Mają na nim być obecni: Anna, Krzyś i G.

***

31 stycznia 2013 roku Anna wraca ze szpitala. Jest w domu z matką. Krzyś jest u cioci. O 20.30 dzwonek u drzwi. Centralne Biuro Śledcze, trzech funkcjonariuszy. Anna zostaje zatrzymana. Nie wie dokładnie za co. Dowiaduje się, że wydano za nią Europejski Nakaz Aresztowania. Uprowadziła dziecko.

Jednak nie może iść do aresztu - jest tuż po zabiegu. W domu też nie może zostać -przecież jest zatrzymana. Funkcjonariusze zabierają ją więc do szpitala. Tam trzech śledczych z CBŚ spędza noc na krzesełkach.

- Byli w porządku. Też nie wiedzieli dokładnie, o co chodzi. Wściekali się tylko, że muszą siedzieć na tych krzesełkach zamiast łapać bandytów - Anna wspomina to wszystko jako traumatyczne przeżycie, ale nie chodzi tu o nią: w szpitalu umiera z niepokoju, nie wie co się dzieje z Krzysiem. Nie może skontaktować się z matką, która widziała G. pod ich domem w momencie zatrzymania. Pociesza się myślą, że Krzyś - przez przypadek albo zrządzeniem Opatrzności, jest u cioci. Zastanawia się, jak ostrzec ciocię, żeby uważała, bo G. na pewno będzie chciał przejąć dziecko. Ma nadzieje, że jej matka o tym już pomyślała.
1 lutego rano, drugi dzień po zatrzymaniu, Anna trafia na policyjny dołek w Braniewie. Niepokój staje się nie do zniesienia. Anna prawie traci przytomność. Policjanci wzywają pogotowie, Anna dostaje zastrzyk uspokajający i tabletki.
2 lutego rano Anna zostaje zawieziona do sądu.

Sędzia dopatruje się błędów formalnych i braków w dokumentacji załączonej do Europejskiego Nakazu Aresztowania. Stwierdza, że treść dokumentu jest nielogiczna. Nie widzi podstaw do stosowania aresztu. Wobec Anny zastosowano dozór policyjny, raz w tygodniu musi stawiać się na policji.

Anna dowiaduje się, że rzekome uprowadzenie miało miejsce w lipcu 2008 roku - wtedy, gdy odmówiła powrotu z dzieckiem do Belgii. Przez cały ten czas G. wiedział, gdzie jest jego syn. Mógł go odwiedzać. Anna nigdzie się nie ukrywała. A jednak belgijski sąd uznał to za porwanie. Przy czym nikt Anny nie poinformował, że jest przeciwko niej prowadzone jakieś postępowanie o uprowadzenie dziecka. O tym, że ma iść do belgijskiego więzienia dowiedziała się 1 lutego, o 20.30, kiedy zapukali do niej policjanci z CBŚ.

Dowiedziała się też, że Europejski Nakaz Aresztowania trafił najpierw do polskiej prokuratury, ta wydała polecenie zatrzymania Anny. Potem przed sądem śledczy z Prokuratury Okręgowej w Elblągu wnioskowali o jej ekstradycję do Belgii. Najwidoczniej w prokuraturze nie stwierdzono, żeby w belgijskim postępowaniu przeciwko Polce było coś niewłaściwego.
2 lutego Anna, po dwóch dniach zatrzymania, wyszła na wolność.

***

Wszyscy troje spotkają się 12 lutego przed RODK w Elblągu. G. weźmie za rękę Krzysia i odejdzie w swoją stronę. Anna nie będzie w stanie go powstrzymać. W świetle prawomocnego wyroku sądu nie ma żadnych praw rodzicielskich - ma je G.
- I więcej swojego synka nie zobaczę.

Podczas rozmowy w elbląskiej restauracji Annie puszczają nerwy po raz drugi, kiedy wyobraża sobie tę sytuację.
- Co mu powiem? Że mamy już nie zobaczy? Że teraz będzie się nim opiekował ten pan? Żeby się nie martwił, że wszystko będzie dobrze? Co mam mu powiedzieć? No co? - w restauracji, kiedy Anna prawie krzyczy, goście przy sąsiednich stolikach odwracają się w jej stronę. Anna tego nie zauważa. Ale uspokaja się. Nerwy na wodzy.

Pytam ją, czy nie przesadza, dlaczego G. miałby tak zrobić. Dlaczego miałby porywać dziecko...
Anna mi przerywa. Pokazuje dokument, tłumaczenie z włoskiego. Okazuje się, że wyrok za usiłowanie porwania Anny nie jest jedynym na koncie G. Z dokumentu wynika, że ukrywa się przed więzieniem - jest obecnie poszukiwany przez włoską policję. Dostał karę więzienia 1 roku, 11 miesięcy i 16 dni "za naruszenie prawa imigracyjnego". Co to może znaczyć?
- Najprawdopodobniej szmuglował ludzi przez granicę - odpowiada zapytany adwokat. - Świadczy o tym wysoka kara bez zawieszenia. A swoją drogą ciekawe, że za matką wystawiono Europejski Nakaz Aresztowania, a za ojcem nie?
Anna powtarza: - On wywiezie Krzysia na drugi koniec świata. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

***

Co teraz? Jedyna szansa w Sądzie Rejonowym w Braniewie. Może "zabezpieczyć" pobyt dziecka przy matce na jakiś czas, aż polski wymiar sprawiedliwości rozstrzygnie o dalszych losach Krzysia, kierując się - rzecz jasna, dobrem dziecka. Możliwe jest - ze względu na ujawnienie "nowych okoliczności", zabieganie o "wycofanie z obrotu prawnego" prawomocnego belgijskiego wyroku. Na to jednak potrzeba czasu. Na tę chwilę Anna potrzebuje jednoznacznej decyzji sądu wskazującej, że na razie miejsce Krzysia jest przy niej.

Z takim kwitem policja będzie mogła nie dopuścić do przejęcia dziecka przez G., kiedy spotkają się 12 lutego. A w tej chwili funkcjonariusze niewiele mogą zrobić, nawet gdyby chcieli Annie pomóc.

6 lutego do Sądu Okręgowego w Elblągu wpłynął wniosek o "zabezpieczenie" pobytu Krzysia przy matce.
- Sprawę komplikuje fakt, że pani Anna jest pozbawiona praw rodzicielskich. Sędzia w tej chwili zapoznaje się z aktami. Nie potrafię jednak powiedzieć, kiedy podejmie decyzję - poinformowała rzecznik Sądu Okręgowego w Elblągu, Dorota Zientara.
Czas mija. Anna czeka na decyzję polskiego wymiaru sprawiedliwości.

***

G. najprawdopodobniej przebywa w Polsce. Jednak miejsce jego pobytu nie jest znane bohaterom reportażu. Imię dziecka zostało zmienione.

Tomasz Słomczyński [email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki