Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paliwo zatruwa Bałtyk. Skażenie u wybrzeży Gdyni

Tomasz Słomczyński
Opracowanie własne
W odległości dwóch mil morskich od portu w Gdyni, na dnie Zatoki Gdańskiej zalega plama ciężkiego paliwa. Ma dwa hektary powierzchni. Kolejne dwa hektary to obszar, na którym dochodzi do "rozwlekania" części trującej masy, przypominającej konsystencją wymieszaną z piaskiem galaretę. Obszar skażenia, według oficjalnych danych, obejmuje ponad cztery hektary dna.

Tak wynika z raportu sporządzonego przez Instytut Morski w Gdańsku. Naukowcy mówią w nim o lokalnej katastrofie ekologicznej. Jej przyczyną jest wyciek paliwa z wraku niemieckiego statku Stuttgart. "Przez dziesiątki kolejnych lat wrak ten będzie stanowił prawdziwą bombę ekologiczną" - piszą autorzy raportu.

Sprawa znana jest części środowiska naukowego Trójmiasta, przynajmniej od dwunastu lat. Wówczas zrealizowano pierwsze badania obszaru wokół wraku zatopionego w 1943 roku statku. Badania powtórzono w 2009 roku. Teraz powstał raport, w którym czytamy: "Stan rejonu wraku pogorszył się od 1999 roku diametralnie".

Czytaj również: Bałtyk: Płetwonurkowie odkryli radziecki statek

Zalegająca na dnie plama ma ok. 50 cm grubości. Tworzy ją - według oficjalnych szacunków - od 500 do 1000 metrów sześciennych niebezpiecznej dla środowiska substancji.

Nie jest to ani ropa, ani mazut, tylko inny rodzaj ciężkiego paliwa produkowanego przez Niemców w czasie drugiej wojny światowej. Dotychczasowe badania, jak podkreślają naukowcy, to raczej dokładny "zwiad" niż pełne rozpoznanie problemu.

- Nie wiemy, czy i ile paliwa pozostało jeszcze w zbiornikach zagłębionego w dnie wraku. Tym samym nie wiemy, czy wyciek nadal ma miejsce. Plama prawdopodobnie przesuwa się, jednak nie możemy jednoznacznie rozstrzygnąć, czy się rozszerza. Wrak znajduje się na stoku, więc może być tak, że po prostu spływa po nierównościach dna - informuje dr inż. Benedykt Hac z Instytutu Morskiego w Gdańsku.

Czytaj również: Rozwikłano kolejną podwodną tajemnicę z czasów II wojny światowej

W Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska usłyszeliśmy, że problem "nie leży w jego kompetencjach".
Na nasze pytania odpowiedział natomiast dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni, który zamierza "inicjować przeprowadzenie bardziej szczegółowych badań".

- Należy w tym przypadku kierować się zasadą bieżącego monitoringu zagrożenia i niepodejmowania działań pochopnych, które mogłyby spowodować jeszcze większe szkody w środowisku - informuje dyrektor dr inż. Andrzej Królikowski, który uważa, że wyciek ze statku Stuttgart nie powoduje katastrofy ekologicznej. - Zanieczyszczenie wydobywające się z wraku ma charakter lokalny - stwierdza.
"Lokalna katastrofa ekologiczna" - tak naukowcy określają stan dna Bałtyku w odległości dwóch mil morskich od wybrzeży Gdyni. Z wraku statku Stuttgart wydostaje się ciężkie paliwo okrętowe. Warstwa paliwa zmieszanego z piaskiem ma grubość ok. 50 cm i pokrywa dno na powierzchni 2 hektarów, ok. 22 metrów pod powierzchnią wody. Kolejne 2,3 hektara to obszar skażenia.

Co więcej - nie można wykluczyć, że "plama" paliwa wciąż się nie rozszerza. "Przez dziesiątki kolejnych lat wrak ten będzie stanowił prawdziwą bombę ekologiczną" - piszą w swoim raporcie naukowcy z Instytutu Morskiego w Gdańsku. Tymczasem Urząd Morski w Gdyni zaprzecza: nie ma mowy o katastrofie ekologicznej.

* * *

Stuttgart poszedł na dno w 1943 roku wraz z załogą i zbiornikami paliwa. W 1957 roku rozpoczęto usuwanie części wraku. Reszta, która pozostała w dnie, zanieczyszcza Bałtyk od 60 lat. I robi to po cichu, niewidocznie.

Wrak średniowiecznego żaglowca ponownie pod lupą naukowców z Centralnego Muzeum Morskiego

O tym, jak to wygląda "na miejscu" mogą wiedzieć tylko nurkowie - ci, którzy eksplorowali ten teren przed kilku laty - obecnie obowiązuje zakaz nurkowania w tym miejscu.

- Na pierwszy rzut oka tamtejsze dno nie różni się niczym od "zwyczajnego". Znajduje się tam to samo, co zazwyczaj - jakiś muł, piasek. Jednak wystarczy lekko dotknąć płetwą dna, wtedy wydobywa się mnóstwo, tysiące kropelek jakiejś cieczy. Potem cały sprzęt jest nimi oblepiony, wszystko trzeba myć - mówi jeden z nurków.

Naukowcy, którzy pobierali próbki z dna, twierdzą, że tuż obok wraku na dnie zalega masa substancji smolistych wymieszanych z piaskiem. Ma konsystencję galarety lub kisielu. Co w sobie zawiera?

Z raportu Instytutu Morskiego wynika, że stężenie np. niektórych węglowodorów wynosi tam 1498,96 mg/kg. - Dotychczas maksymalne stężenie spotykane na Zatoce Gdańskiej wynosiło 3,3 mg/kg. Normalne stężenie w takim przypadku to 0,1 mg/kg i mniej.

Mamy więc do czynienia z kilkunastotysięcznymi przekroczeniami dopuszczalnych stężeń związków niebezpiecznych dla środowiska - informuje dr inż. Benedykt Hac z Instytutu Morskiego w Gdańsku, współautor jednego z dwóch raportów, które powstały w 1999 i 2009 roku.
Nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, że skażenie pochodzące od 2-hektarowej plamy paliwa może sięgać powierzchni o rozmiarze nawet kilkunastu hektarów dna. Tymczasem w raporcie mówi się, że ilość paliwa, która przedostała się do morza, to 500 do 1000 metrów sześciennych niebezpiecznej dla środowiska substancji. Mogła ona zanieczyścić nawet 30 - 40 razy większą objętość gruntu na dnie morza. Ale to tylko szacunki.

- Wiemy, że skażenia na dnie są dość stabilne, generalnie zachowują swój kształt i rozmiar... Jednak nie na tyle stabilne, żeby można było powiedzieć, że się nic nie zmienia. Zmienia się. Bardzo powoli przemieszczają się w stronę Głębi Gdańskiej [w odwrotną niż np. plaża w Oksywiu - przyp. red.] - relacjonuje dr inż. Benedykt Hac.

Czytaj również: 40 armat z XVIII w. na dnie Bałtyku

Autorem badań z 1999 i 2009 roku był Instytut Morski w Gdańsku. W obydwu przypadkach pobierano próbki z dna. Wtedy, przed 12 laty, określono w ten sposób zakres występowania skażenia.

- Są miejsca, w których w 1999 roku nie stwierdzaliśmy obecności paliwa na dnie, a w 2009 roku już w nich było.
- Czy to oznacza, że plama się rozszerza?
- Albo rozszerza, albo przesuwa. Tam jest coś w rodzaju stoku, siła grawitacji może powodować, że ta "plama" jakby spływa po stoku w stronę Głębi Gdańskiej.
- Nie wiemy jednak, czy paliwa z roku na rok jest w morzu więcej?
- Nie wiemy. Podobnie jak nie wiemy, ile paliwa jest jeszcze we wraku. Nie badaliśmy tego, to wykracza poza nasze kompetencje. Do tego potrzebny jest zespół nurków i inna technologia badań, którą nie dysponujemy - informuje dr inż. Benedykt Hac.

* * *

"W stosunku do 1999 roku, kiedy przeprowadzono poprzednie badania w rejonie wraku Stuttgart stan ekologiczny rejonu pogorszył się diametralnie" - piszą autorzy raportu.

W listopadzie 2009 roku pobrano w sumie siedem próbek z dna, w celu określenia gatunków bezkręgowców, które zwykle żyją w takim środowisku. W próbkach pobranych bezpośrednim sąsiedztwie wraku Stuttgart nie znaleziono żadnych żywych organizmów. W próbkach pobranych w odległości 120 i 240 metrów od wraku znaleziono kilka organizmów, które wykazują dużą tolerancję na zanieczyszczenia.

"Rozlew paliwa, który w 1999 roku pokrywała warstwa osadu, w 2009 roku jest odsłonięty i ma bezpośredni kontakt z tonią wodną. Brak warstw mułu uniemożliwia występowanie bezkręgowców dennych" - czytamy w raporcie.

- Im bliżej wraku, tym mniej organizmów, bioróżnorodność jest bardzo niewielka. A organizmy, które tam żyją, są chore - potwierdza prof. dr hab. Maciej Wołowicz z Uniwersytetu Gdańskiego. I dodaje: - Wystarczy, że proces korozji wraku będzie postępował, to jeśli tam jest jeszcze paliwo, przedostanie się do środowiska. Coś się powinno z tym zrobić, a nie udawać, że problemu nie ma.
Benedykt Hac przekonuje, że nie jest tak, że od 1999 roku, kiedy powstał pierwszy raport, nic z problemem skażenia nie zrobiono. - Wykonujemy badania my, badania chemiczne robi Politechnika Gdańska, Uniwersytet Gdański realizuje badania biologiczne...

Naukowiec przyznaje jednocześnie, że potrzeby są znacznie większe niż możliwości finansowe. Przede wszystkim należy ustalić, jakie jest ryzyko zwiększenia się wycieku oraz opracować metody usunięcia zanieczyszczeń i rozwiązania problemu.

Po dokładnym zbadaniu wycieku należy podjąć kroki w kierunku wydobycia skażonego paliwem ciężkiego piasku z dna morza. Samo wydobycie wiązałoby się z dużym ryzykiem dodatkowego skażenia. Piasek taki zostałby załadowany na barki i...

- Obecnie nie ma w Polsce technologii oczyszczania tak zanieczyszczonego gruntu w skali niezbędnej do rozmiarów tego skażenia. Nie ma też miejsca, gdzie można by to utylizować. Możliwe, że potrzebny byłby mogilnik, w którym można by to złożyć i poddać reakcjom chemicznym w celu utylizacji. Na dzień dzisiejszy można powiedzieć, że jeszcze nie wiemy, jak sobie z tym problemem poradzić - przyznaje dr inż. Benedykt Hac. I dodaje: - Jedno jest jednak pewne. W tej sprawie nic nie można robić w pośpiechu. Usunięcie tej plamy paliwa to byłoby kolosalne przedsięwzięcie, które trzeba zrealizować z wielką rozwagą, tak żeby - zamiast pomóc środowisku - nie zaszkodzić mu w jeszcze większym stopniu.

Czytaj również: Gdańsk: Archeolodzy badają wraki na redzie portu

Naukowcy szacują, że wydobycie i utylizacja zanieczyszczeń z wraku, a następnie przywrócenie dna do stanu sprzed zanieczyszczenia to koszt ok. 200 mln zł. Nie wykluczają jednak, że koszt może być wyższy. Dotychczas nikt nie prowadził na tak wielką skalę tego rodzaju działań na Bałtyku, który jest bardzo wrażliwy na wszelkie zanieczyszczenia.

* * *

O komentarz w sprawie poprosiliśmy dyrektora Urzędu Morskiego w Gdyni: - Zanieczyszczenie wydobywające się z wraku ma charakter lokalny i nie ma danych, jakoby oddziaływanie miało wpływ na funkcjonowanie ekosystemu - stwierdza dyrektor dr inż. Andrzej Królikowski. Uważa on, że używanie stwierdzenia "katastrofa ekologiczna" jest w tym przypadku nieuzasadnione.

Podobnego zdania jest prof. Jan Marcin Węsławski z Instytutu Oceanologii PAN - uważa, że wyciek ze Stuttgartu to jedynie "śmietnik, jakich wiele".

- Przypadek ten wymaga dalszego badania w celu określenia zagrożenia dla środowiska oraz w razie konieczności opracowania skutecznej metody zmniejszania lub likwidacji zagrożenia. Dlatego Urząd Morski zamierza inicjować przeprowadzenie bardziej szczegółowych badań - informuje dyr. Królikowski.

O tym, jakie są opinie naukowców na temat wycieku paliwa z wraku przeczytasz w poniedziałkowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego".

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki