Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pacjent z padaczką leżał na podłodze w szpitalnej poczekalni. Zmarł po urazie głowy. Prokuratura wszczęła śledztwo

Natalia Grzybowska
Natalia Grzybowska
Prokuratura bada sprawę śmierci pacjenta, który zmarł nagle w szpitalu UCK w Gdańsku. Mężczyzna trafił tam z urazem czaszkowo-mózgowym. Według relacji rodziny zmarłego, 47-latek stracił przytomność przed Wojewódzkim Szpitalem Psychiatrycznym w Gdańsku, ale tam zlekceważono jego stan i na czas nie wezwano karetki pogotowia.

W piątek 11.09.2020 pan Dariusz zgłosił się do szpitala w Gdyni po tym, jak dostał ataku padaczki, w wyniku odstawienia alkoholu. Jak relacjonują jego najbliżsi, dowiedział się tam, że musi iść do lekarza rodzinnego po skierowanie na Oddział Leczenia Alkoholowych Zespołów Abstynencyjnych.

Problemy ze skierowaniem

- Po oczekiwaniu na dworze (bo przecież koronawirus i nikogo do środka nie wpuszczają) mama dowiedziała się, że nie zostaną przyjęci i mają jechać od razu na Srebrzysko w Gdańsku - na facebooku zrelacjonowała pani Angelika, siostrzenica zmarłego. - Po telefonie do szpitala została poinformowana, że bez skierowania nie zostaną tam przyjęci. Załatwili więc wizytę prywatną w Gdyni, udało się uzyskać skierowanie (pomijam to, że wujkowi nie zostało nawet zmierzone ciśnienie, 150 zł za kawałek papierka, który mógł wystawić lekarz z SOR, ale państwowa służba zdrowia boi się koronawirusa, więc nie przyjmuje pacjentów na fundusz).

Podobne procedury bezpieczeństwa panują w szpitalu na Srebrzysku, do którego również nie zostali wpuszczeni.

- Po godzinie oczekiwania wujek zaczął się gorzej czuć, nagle zesztywniał i upadł na ziemię, uderzając głową w beton (kolejny atak padaczki) - pisze pani Angelika. - Mama zawołała po pomoc.

Z relacji rodziny wynika, że na miejsce przybiegł ratownik, który - po odzyskaniu przytomności przez mężczyznę - zapytał go, jak się nazywa i gdzie jest. Pan Dariusz miał odpowiedzieć, że w Niemczech, bo tam pracuje. Wówczas medyk miał zaprowadzić mężczyznę na najbliższą ławkę i polecić, aby oczekiwać na zewnątrz na przyjęcie na oddział. Z relacji rodziny wynika też, że kobieta pokazała ratownikowi krwiaka, który powstał po upadku, ten jednak - według niej - spojrzał i nie powiedział nic.

Trzy ataki padaczki

Siostrzenica relacjonuje, że mężczyzna był bardzo niespokojny i splątany. Skarżył się na ból głowy. Kilka minut później nastąpił trzeci atak padaczki. Siostra zdążyła w porę zareagować, gdy spadał z ławki. Zsunęła go na ziemię i po raz kolejny zawołała o pomoc.

Ratownicy mieli podać mu relanium, a następnie - jak twierdzi rodzina - po betonie przeciągnęli go do izby przyjęć. Siostra błagała, by po upadku zmierzono mu ciśnienie. Jak się okazało, wynosiło 240/120, więc - według siostrzenicy - znów podano relanium dożylnie. Siostrzenica opowiada, że dopiero, kiedy ciocia zauważyła, że mężczyzna zaczyna sinieć, stwierdzono, że należy wezwać pogotowie.

Problem z przyjazdem karetki

Pogotowie ratunkowe odmówiło przyjazdu, tłumacząc, że Szpital na Srebrzysku ma własny transport i to oni mają pacjenta przetransportować do szpitala. Personel Srebrzyska twierdził jednak, że nie mają takiej możliwości.

Po dwóch godzinach od upadku ponownie wezwano pogotowie, wówczas w bardzo ciężkim stanie został zawieziony do Klinicznego Oddziału Ratunkowego w Gdańsku, gdzie rozpoznano u niego krwiaka przymózgowego i bardzo duży obrzęk mózgu. Dwa dni później, w niedzielę 13 września, stwierdzono jego zgon.

Szpital wyjaśnia: chwilę wcześniej przyjęto silnie pobudzonych pacjentów

- W omawianym czasie, pomiędzy godz. 16-18, miały miejsce aż dwa tego typu przyjęcia (pacjenci silnie pobudzeni, dowiezieni przez pogotowie w asyście policji), następujące po sobie i bezpośrednio poprzedzające opisywaną sytuację - poinformowała dyrekcja Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego im. prof. Tadeusza Bilikiewicza. - W trakcie trwającego przyjęcia wcześniejszego pacjenta jeden z policjantów (znajdujący się na zewnątrz pomieszczeń IP) poinformował ratownika o napadzie drgawkowym u oczekującego pacjenta. Pacjent został zbadany fizykalnie, dokonano oceny stanu świadomości (pacjent przytomny, wydolny krążeniowo-oddechowo, prawidłowo podał dane osobowe, bieżącą datę i określił czas).

- Mając na uwadze, że w Izbie Przyjęć przebywa pobudzony pacjent, ratownik musiał powrócić na Izbę Przyjęć, jednocześnie pozostawiając mężczyznę pod opieką siostry oraz informując ją, że w przypadku pogorszenia stanu pacjenta niezwłocznie ma zgłosić ten fakt personelowi - możemy przeczytać dalej w oświadczeniu. - Należy dodać, że część zespołu Izby Przyjęć prowadziła w tym czasie interwencje na oddziałach. Jak wynika z dalszej dokumentacji medycznej, o godz. 17:40, w trakcie wciąż trwającego przyjęcia innego pacjenta, personel Izby Przyjęć otrzymał od osoby towarzyszącej zgłoszenie. U oczekującego mężczyzny stwierdzono wystąpienie napadu drgawkowego. W tym czasie przystąpiono do oceny stanu ogólnego pacjenta opisywanego jako nieprzytomny, wydolny krążeniowo-oddechowo. Po konsultacji lekarza Izby Przyjęć podano relanium domięśniowo. Następnie pacjenta przeniesiono do korytarza Izby Przyjęć. W Izbie Przyjęć ułożono pacjenta w pozycji bezpiecznej na podłodze (co jest zalecane w podobnych przypadkach), nakryto kocem. Podczas badania fizykalnego stwierdzono otarcie naskórka i zgrubienie w okolicy potylicy. Z relacji osoby towarzyszącej wynikało, że mogło dojść do urazu głowy. Wykonano również pomiar parametrów życiowych pacjenta, założono wkłucie obwodowe. W krótkim czasie u pacjenta wystąpił kolejny napad padaczkowy, podano 10 mg relanium dożylnie z pozytywnym skutkiem.

Jak tłumaczą - w czasie trwania wyżej opisanych czynności pracownicy Izby Przyjęć jednocześnie podejmowali próby ustalenia miejsca w SOR dla pacjenta. Wobec przedłużającego się czasu ustalenia miejsca, co stanowi warunek konieczny do wezwania karetki realizującej przewozy międzyszpitalne, oraz wobec braku poprawy stanu pacjenta zadecydowano o wezwaniu karetki systemowej. Dyrekcja zapewnia, że pracownicy Izby Przyjęć kilkukrotnie podejmowali próby wezwania karetki, które spotykały się z odmową przyjazdu ze strony dyspozytora. Ratownik Izby Przyjęć miał poprosić rodzinę nieprzytomnego pacjenta o równoczesne wezwanie karetki, ta próba również zakończyła się odmową ze strony dyspozytora. Ostatecznie około godz. 18:30 dyspozytor powiadomił telefonicznie pracownika Izby Przyjęć o fakcie zadysponowania karetki do Izby Przyjęć WSP. Po godz. 19 nieprzytomnego pacjenta przekazano ZRM.

- WSP w Gdańsku dysponuje jedynie karetką transportową, służącą wyłącznie do planowych przewozów pacjentów w stanie stabilnym - tłumaczą władze szpitala. - W tego typu sytuacjach, jak ta opisywana, a więc w stanie zagrożenia zdrowia i życia szpital jest zobligowany do wezwania specjalistycznej karetki wyposażonej w odpowiedni sprzęt oraz zespół ludzi, co też zostało uczynione.

Sprawą zajmie się prokuratura

Prokuratura ustala okoliczności zdarzenia. Zabezpieczy dokumentację medyczną, przesłucha lekarzy i rodzinę pacjenta.

- Śledztwo wszczęto po zawiadomieniu z UCK - zapewnia Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. - Wyjaśniamy okoliczności w jakich doszło do urazu, przez który nastąpił zgon. Dzisiaj miał zostać przesłuchany członek rodziny mężczyzny.

Niewykluczone, że śledztwo będzie prowadzone też w kierunku błędu w sztuce lekarskiej. Za nieumyślne spowodowanie śmierci człowieka grozi 5 lat więzienia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści (5) - oszustwo na kartę NFZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki