Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pacjenci bez szans na leczenie w 2012 roku. Chora na raka musi czekać na badanie dwa miesiące

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Pani Ewa boi się, że z powodu wyczerpania kontraktu na TK przegra walkę z rakiem
Pani Ewa boi się, że z powodu wyczerpania kontraktu na TK przegra walkę z rakiem K.Misztal
Dopiero na 2 stycznia 2013 roku zarejestrowano na tomografię komputerową jamy brzusznej panią Ewę, od lat pacjentkę Wojewódzkiego Centrum Onkologii w Gdańsku. Zdesperowana kobieta, u której na początku listopada wykryto wznowę choroby nowotworowej, wysłała dramatyczne listy z prośbą o pomoc do Pomorskiego NFZ i do naszej redakcji.

Bez wyniku TK nie ma szans na zabieg chirurgiczny, tymczasem guz w jej brzuchu rośnie w zastraszającym tempie - w pięć miesięcy od pierwszej operacji w Klinice Ginekologii Onkologicznej szpitala przy Klinicznej osiągnął wielkość 12 cm. Liczy się każdy dzień, a pani Ewa ma pełną świadomość, że może przegrać walkę z czasem, który w onkologii ma tak ogromne znaczenie.

Problem nie jest jednostkowy, w takim samym potrzasku znalazło się kilkaset innych osób, którym lekarz onkolog wpisał na skierowaniu na TK słowa "cito", albo "pilne". Dyrekcja Wojewódzkiego Centrum Onkologii odległe terminy badań tłumaczy wyczerpaniem wszystkich środków na ten cel z tegorocznego kontraktu z Pomorskim NFZ.

Z piętnem raka pani Ewa żyje od blisko piętnastu lat. W 1997 roku wykryto u niej raka nerki. Przebyła operację, potem przez kilka lat była intensywnie leczona. Przeszła radioterapię. Lekarz onkolog, który ją prowadził uznał to za swój osobisty sukces - pani Ewa miała zaledwie pięć procent szans na uratowanie życia, a z walki z rakiem wyszła zwycięsko. Od tamtej pory regularnie zgłaszała się do WCO na kontrole. Z czasem napięcie i lęk, w którym nieustannie żyła, osłabł. Wrócił, gdy półtora roku temu zachorowała na ropne zapalenie zatok czołowych. Tym razem jednak próby uzyskania medycznej pomocy okazały się początkiem prawdziwej gehenny.

- Uznano, że muszę położyć się do szpitala i poddać zabiegowi czyszczenia zatok, tzw. FESS -tłumaczy pani Ewa. - Początkowo nawet się cieszyłam, bo udało mi się zapisać do Szpitala Miejskiego w Gdyni na listopad ubiegłego roku. Potem jednak termin zabiegu przesuwano trzykrotnie, w końcu kazano dowiadywać się telefonicznie. Zaczęła szukać innego szpitala.

- W międzyczasie gorączkowałam do 38 stopni, miałam trzycyfrowy opad i bardzo złe wyniki - relacjonuje kobieta.
W ciągu pół roku przyjęła 15 antybiotyków, straciła na wadze dwanaście kilogramów. Zlecano jej kolejne badania, interniści ze szpitali, do których trafiała, bezradnie rozkładali ręce - była pacjentką laryngologiczną, bez wyleczenia zatok trudno było stawiać jakąkolwiek inną diagnozę. W marcu tego roku laryngolodzy wykonali pani Ewie zabieg w nowym szpitalu - w Centrum Medycyny Inwazyjnej. Poczuła ogromną ulgę, ale po kilku dniach gorączka wróciła, co sugerowało, że jej przyczyna musi być jednak inna.

Pacjentka blisko miesiąc spędziła na kolejnych badaniach w Klinice Chorób Wewnętrznych, Nefrologii i Transplantologii w UCK.
Tym razem w jej ciele wykryto dwa guzy w okolicy macicy. Natychmiast przewieziono ją na operację do szpitala przy Klinicznej. Wkrótce potem miała rozpocząć dalsze leczenie, czekano tylko na badanie, które określi rodzaj guza - trzeba je było wykonać aż w Warszawie.

Na początku listopada pani Ewa zgłosiła się do ginekologa-onkologa w WCO.
Na USG widać było kolejny, sporej wielkości guz, którego kilka tygodni wcześniej nie było. Lekarz wypisał skierowanie na badanie TK, potrzebne do kolejnej operacji.

- W rejestracji WCO zapisano mnie, i to po usilnych prośbach, na 2 stycznia - mówi pani Ewa. -Panie wręczyły jej listę kilkunastu pracowni TK , które również miały kontrakty z NFZ. Usiadła więc i zaczęła dzwonić. Jak się okazało, dopisek lekarza "pilne" nie miał żadnego znaczenia - wszędzie proponowano jej terminy dopiero w przyszłym roku.
- Czuję się, jakbym nosiła w sobie bombę, boję się, że operacji nie doczekam - rozpacza kobieta.

Wygląda na to, że tym razem los pani Ewy i innych pacjentów Wojewódzkiego Centrum Onkologii poruszył sumienia urzędników z Pomorskiego NFZ.

- Analizujemy możliwości udzielenia pomocy tej placówce i dodania środków finansowych na badania TK - deklaruje Mariusz Szymański, rzecznik prasowy Pomorskiego NFZ.

SKOMENTUJ: Jaki wpływ powinny mieć szpitale na wysokość specjalistycznych kontraktów? Czy miałeś kiedyś podobne problemy z leczeniem?

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki