Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnia walka Ołeksija-historia pięściarza, który zginął w Irpieniu

Robert Gębuś
Robert Gębuś
Archiwum prywatne/R.Gębuś
Ołeksij Dżhunkiwskij, ukraiński pięściarz i trener, nigdy nie unika walki. Dlatego kiedy Rosja napada na Ukrainę, zostaje w Irpieniu. Żegna żonę i 15-letnią córkę, która dzień wcześniej obchodziła urodziny. - Nastiu, kochanie, nie bój się niczego. Jesteście dla mnie z Andżeliką najważniejsze… - próbuje uspokoić je na pożegnanie. Nigdy więcej go nie zobaczą.

W zajętym przez okupanta mieście jako wolontariusz rozwozi żywność, wodę, leki. To jego walka, ale to nie ring, przeciwnik nie uznaje zasad. Miesiąc później Ołeksij ginie przy własnej hali bokserskiej, zastrzelony przez Rosjan, których nie chciał do niej wpuścić. Zanim go zabili, napastnicy na własnej skórze poczuli siłę jego ciosu - na poobijanych pięściach zostały świeże rany po walce. Budynek z halą, w której trenował, został zniszczony.

O śmierci przyjaciela z bokserskiej sali dowiaduje się jego kolega z reprezentacji Ukrainy, Ołeksandr Usyk. Niepokonany dotąd ukraiński mistrz świata wagi ciężkiej szykuje się do walki o unifikację tytułu mistrza świata zawodowców. Jedzie na Ukrainę, widzi zniszczenia i postanawia odbudować halę w Irpieniu. „Chcę przywrócić młodym sportowcom ich miejsce spotkań i treningów. Mój pierwszy wkład to 8 mln hrywien (milion zł). Przekazuję to w imię pamięci o Ołeksiju Dżhunkiwskim, moim przyjacielu i pamięci wszystkich niezłomnych i odważnych Ukraińców” - zamieszcza emocjonalny wpis na swoim profilu FB i w ten sposób wysyła w świat wyraźny sygnał: Ukraina może przegrać rundę, ale nie przegra walki.

od 16 lat

Walka Nastii

Nastia, drobna blondynka, pakuje do kartonów świece okopowe. Za kilka dni, gdzieś w Donbasie, ukraińscy żołnierze nocą oświetlą nimi okop, ogrzeją się, ugotują posiłek. Świece w takich warunkach sprawdzają się najlepiej. Większy płomień mógłby zdradzić Rosjanom ukraińskie pozycje.
Mieszka w Lęborku od roku. Tu, wraz z innymi Ukraińcami, produkuje świece i organizuje pomoc dla rodaków w ogarniętym wojną kraju. Tysiące takich świec jadą na Ukrainę, a z nimi śpiwory, żywność, odzież. To jej wkład w walkę z rosyjskim okupantem. Chciałaby też jedną świeczkę, ale taką zwykłą, postawić na grobie męża, Ołeksija Dżhunkiwskiego. On walczył na Ukrainie, ona walczy tu, w Polsce, codziennie. Jej wojna ciągle trwa, jego już się skończyła, ale tak, jak wszyscy Ukraińcy, zrobi wszystko, żeby ofiara życia jej męża nie poszła na marne.
Spotykamy się w siedzibie lęborskiego koła Związku Ukraińców. Nastia dzieli się z nami swoją historią...

Pojedynek bez przygotowania

24 marca 2022 roku Irpieniowi, położonemu kilkadziesiąt kilometrów od Kijowa mieście, nadano tytuł miasta-bohatera Ukrainy. Miesiąc wcześniej, 23 lutego, dzień przed napaścią Rosji na Ukrainę, ten bohater był jak bokser z treningowymi zaległościami, który nie ma pojęcia, że jutro czeka go walka z doskonale przygotowanym mistrzem świata.
Irpień - „sypialnia” stolicy, w środę po południu 23 lutego, zapełniał się ludźmi wracającymi z pracy z Kijowa. Robili zakupy, siadali do późnego obiadu, oglądali telewizję. W rodzinie Dżhunkiwskich tematem dnia były 15. urodziny ich córki Andżeliki. Ołeksij, były reprezentant Ukrainy w boksie w wadze koguciej i głowa rodziny, nie wiedział, czy zdąży tego dnia kupić prezent i dotrzeć na czas do domu. Prowadził w Irpieniu klub bokserski. Garnęła się do niego młodzież, której imponował dorobek medalisty i opinia wojownika ringu, na którą Dżhunkiwskij zapracował sobie przez lata bogatej kariery. Ten autorytet pozwalał mu wpajać nie tylko zasady szermierki na pięści. Szlifował ich charaktery, uczył życia. Nie chciał, żeby tułali się po ulicach i „szukali przygód”. Jego ojcowskie podejście do chłopaków doceniali nie tylko wychowankowie.
- Chłopcy i ich rodzice bardzo go lubili i szanowali. Był wychowawcą, bardzo się o nich troszczył - wspomina Nastia Dżhunkiwskija i pokazuje zdjęcie męża. Spogląda z niego ciemnowłosy mężczyzna obwieszony medalami. Na innej fotografii pozuje wraz z reprezentantami Ukrainy w boksie. Jednym z nich jest Ołeksandr Usyk...

Z jedną walizką

Tragiczna historia Irpienia podobnie jak pobliskiej Buczy i innych ukraińskich miast już zaczynała się pisać, ale do ludzi to nie docierało. 23 lutego 2022 roku, w przeddzień wybuchu wojny, gdzieś na granicy kłębiły się rosyjskie wojska, a w domu Dżhunkiwskich przygotowywano urodzinowy tort i szykowano prezenty dla Andżeliki.

- Uprzedzali, żeby spakować walizki, zatankować samochody, przygotować się. Ale nie wierzyliśmy, że Rosja porwie się na Ukrainę - mówi Nastia. - Dla nas to był szczęśliwy, rodzinny dzień.

Dla Ołeksija ten dzień był także bardzo pracowity. Poprowadził siedem treningów z chłopakami i był wykończony. Powiedział żonie, żeby nie czekali na niego z tortem.
- Stwierdził, że jest zmęczony po treningach i zostaje na noc w hali. Że przełożymy świętowanie na jutro - mówi Nastia.
Ołeksij nocował w hali, jak nieraz już bywało, kiedy późno kończył zajęcia. Nastia z siostrą wsiadła do auta i pojechały do Irpienia. Wtedy po raz pierwszy coś ją tknęło.
- Po drodze poczułam niepokój - opowiada. - Poprosiłam siostrę o zatankowanie samochodu, żeby następnego dnia mogła dojechać do pracy. Odpowiedziała, że zatankuje jutro, po drodze do Kijowa. To był wielki błąd.
Dojechały do domu, złożyły życzenia Andżelice z okazji urodzin, a ze świętowaniem, zgodnie z planem, postanowiły poczekać na powrót Ołeksija. Nad ranem rozpętało się piekło.
- Siostrę zbudził wybuch na lotnisku wojskowym, które było niedaleko - wspomina Nastia. - Ja go nie usłyszałam, obudził mnie telefon męża. Zadzwonił o 5.20 i powiedział, że zaczęła się wojna. Trzeba zabierać dzieci, dokumenty i wyjeżdżać... „Ale pośpij jeszcze sobie do tej 9.00, potem pojedziecie”... Tak o mnie dbał…. - na te wspomnienia Nastia uśmiecha się przez łzy.
Zaczęła się pakować. Zabrała jedną walizkę, w niej najważniejsze rzeczy, w tym leki i dokumenty.
- Ale samochód nie był zatankowany. Kiedy się pakowałam, siostra pojechała na stację paliw. Benzyny nigdzie już nie było. Były za to ogromne kolejki. Cały dzień nie mogliśmy zatankować. Dalej nie rozumiałyśmy, co się stało, co dalej z nami będzie - relacjonuje.
Po ulicach krążyli zszokowani ludzie. Tłumy oblegały sklepy, apteki, stacje paliw. Wszędzie stały kolejki, kobietom cudem udało się kupić jedzenie.
Tymczasem atak rosyjski przybierał na sile. Rosjanie zbombardowali lotnisko w Hostomelu i zniszczyli potężnego AN-225 „Mrija” (Marzenie), największy samolot w Europie, ukraiński symbol. Ludzie wpadli w popłoch.

- Zbiegliśmy do schronów, tam gdzie wszyscy zeszli - opowiada Nadia. - Byliśmy przerażeni. Całą noc przesiedzieliśmy w schronie. Wilgoć, chłód... Ludzie krzyczeli, nie wiedzieli, co się dzieje.

Nastia była z Andżeliką, siostra Nastii z 6-letnim synem. Mama Nastii dzień przed wojną wyjechała do Czernichowa, na wschód od Kijowa. Po rozpoczęciu inwazji przez 9 dni ukrywała się tam w piwnicy.

Irpień przegrywa pierwszą rundę

Miasto krwawiło. Irpień „padł na deski”, jak bokser po silnych ciosach. Rosjanie zajęli go, podobnie jak okoliczne miejscowości i próbowali okrążyć Kijów. Nastia wspomina, że ziemia drżała od wybuchów bomb. W Irpieniu ostatni raz zobaczyła się z mężem. Powiedział rodzinie, że nigdzie nie wyjedzie. Zostanie i będzie walczył.

- Przyszedł do nas z psem i powiedział: „Nastia, wojna jest i nigdzie się nie wybieram. Nie boję się. Zostanę i będę bronił ojczyzny przed wrogiem” - głos Nastii łamie się, kiedy o tym mówi. - Powiedział jeszcze „Nastiu, kochanie, nie bój się niczego. Jesteście dla mnie z Andżeliką najważniejsze”. Poszłyśmy do schronu, a on został. Szukał broni, razem z kolegami. W tym czasie zaczęły się formować oddziały obrony terytorialnej. Chciał walczyć, miał taki charakter.

Kiedy władze Irpienia rozpoczęły ewakuację miasta, wychowankowie Ołeksija nalegali, żeby też wyjechał, ale nie chciał o tym słyszeć. Na sali wpajał im odwagę i uczył, że szkolą się nie tylko po to, żeby walczyć w ringu, ale gdy trzeba, również bronić słabszych. Teraz dawał przykład.
- Nie wyobrażał sobie, żeby wyjechać z Irpienia i zostawić miasto. Jego wychowankowie bardzo prosili, żeby się ewakuował. Tak samo rodzice dzieci, których trenował. Nie chciał - mówi Nastia.
W Irpieniu 25 lutego tworzyła się dopiero ukraińska obrona terytorialna, a miasto zajmowali Rosjanie. Nastia wspomina, że zaatakowali je nie tylko z zewnątrz, ale i od środka.
- W Irpieniu było bardzo dużo obywateli rosyjskich, którzy 3 lata przed wojną osiedlali się już w mieście - mówi. - 23 lutego w nocy kamery naszego budynku nagrały, jak ubrani w rosyjskie mundury Rosjanie wsiadają do samochodów i odjeżdżają. Oni tam czekali na sygnał, wszystko było zaplanowane. 25 lutego było już bardzo dużo rosyjskiego wojska, wyglądało, jakby pojawili się z wewnątrz. Jakby osiedlili się tylko po to, że kiedy dojdzie do wojny, ubrać mundury i wkroczyć do walki.
Nastia z Andżeliką, siostrą i jej 6-letnim synem 25 lutego wyjechały z Irpienia na południe do Czerkas, do koleżanki Nastii. Tam było spokojniej. Sprzyjało im szczęście. Wyjechały o 7 rano, a o 10 Rosjanie zajęli miasto i obstawili wyjazdy. - Już nie wypuszczali mieszkańców, strzelali do samochodów ludzi, którzy stali w kolejkach i chcieli wyjechać z miasta... do rodzin z dziećmi - opisuje Nastia. - Moja znajoma wyjeżdżała 25 lutego w południe. Miała w aucie dwoje dzieci. Ktoś jej podpowiedział, żeby dzieci nie siedziały, ale leżały na podłodze. Dzięki temu przeżyły. Rosjanie ostrzelali samochód. Kule ominęły kobietę, ale gdyby dzieci nie leżały na podłodze, zginęłyby.
Kobietom udało się wyjechać z miasta, ale w baku miały końcówkę benzyny. Wokół trwało bombardowanie obwodu kijowskiego. Nastia wątpi, czy siedziałaby teraz w Lęborku i opowiadała tę historię, gdyby samochód stanął z braku paliwa.
- Znów Bóg miał nas w opiece. Znalazłyśmy stację benzynową, gdzie udało nam się wcisnąć na ostatnie miejsce w kolejce i zatankować - opowiada.
W tym czasie Rosjanie przeszukiwali piwnice i bunkry, zabijali ludzi. Zburzyli także schron, w którym jeszcze dzień wcześniej spędzała noc Nastia z rodziną. Rakiety niszczyły budynki, w tym mieszkanie Dżhunkiwskich. W jedną noc, z 24 na 25 lutego, runął cały spokojny świat Ukraińców.
Kiedy Nastia z córką, siostrą i jej synem ukrywały się w Czerkawsku, Ołeksij w Irpieniu pomagał ludziom. Nie udało mu się zdobyć broni. Pięściarz postanowił zostać wolontariuszem.
- Dostał przepustkę na swobodne przemieszczanie się po mieście. Transportował jedzenie, wodę, leki, pomagał rannym, ewakuował mieszkańców - tłumaczy Nastia.
W tym czasie rzadko udawało mu się porozmawiać z rodziną. Trudno było się dodzwonić, bo Rosjanie zbombardowali nadajniki telefonii komórkowej. W SMS-ach pisał, że wszystko dobrze i uspokajał rodzinę.
- Bardzo dobrze znał teren i potrafił nawet pieszo przekazywać leki. Był sportowcem, biegał po lasach, po mieście, trenował - opowiada Nastia.

Ostatnia walka Ołeksija

Irpień był bramą do Kijowa, od początku toczyły się o niego krwawe walki. Ginęli ludzie.
- Cały miesiąc bombardowali miasto, zrzucali wszystkie rodzaje bomb, fosforowe, rakiety. Wykorzystywali różne rodzaje broni przeciwko cywilnej ludności - wspomina Nastia.
Miasto podniosło się jednak jak pięściarz po nokdaunie, który w kolejnej rundzie przejmuje kontrolę nad walką. Ukraińcy przeszli do kontrofensywy w obwodzie kijowskim. Wyzwalali kolejne miejscowości, a kiedy odbijali Irpień, strach wyzwalał w Rosjanach szczególne okrucieństwo. Mieszkańcy uciekali przed agresorem. Ołeksij ukrywał ich w bokserskiej hali.
Pięściarz zadzwonił do Nastii i Andżeliki 22 marca. Pamiętał o urodzinach córki, których świętowanie pokrzyżowała wojna. Liczył, że sytuacja się uspokoi i wreszcie kupi dziecku prezent. „Córeczko, jeszcze jutro ewakuuję ludzi i przyjadę do was, bo bardzo tęsknię. Co mam kupić?” - pytał. - „Nic nie kupuj, przyjeżdżaj do nas tylko cały i zdrowy, ty jesteś najważniejszy” - wspomina ostatnią rozmowę z mężem Nastia, a on, że trzeba małemu kupić autko, a Andżelice prezent... Gdzie ty chcesz to wszystko kupić, jak wszystkie sklepy zamknięte albo rozkradzione? Dopytywałam.
W kolejnych dniach Ukraińcy skutecznie gasili rosyjski terror w obwodzie kijowskim. Rosjanie w Irpieniu z myśliwych stali się zwierzyną. 24 marca teraz oni chcieli się schować w sportowej hali przed Ukraińcami. Trafili na Ołeksija, który nie zamierzał im na to pozwolić. Stał z ośmioma kolegami, ale kiedy podeszli Rosjanie, na placu boju został tylko on sam, uzbrojony jedynie we własne pięści.

- Wszyscy się ukryli, on został i walczył - płacze Nastia. - Pobił tych Rosjan, bo miał ręce bardzo poobijane, to były świeże rany. Wszyscy inni się pochowali, a zabili tylko jego. Nie miał broni, ale on się nigdy nie bał. Był bokserem klasy międzynarodowej, walczył w reprezentacji Ukrainy. Nie chciał się chować, chciał walczyć… zastrzelili go z automatu.

Jak doszło do bójki? Tego można się tylko domyślać, bo nie mamy relacji naocznego świadka. Rozsądek zapewne nie pozwoliłby pięściarzowi zaatakować uzbrojonych w automaty Rosjan. Niewykluczone, że sprowokował ich do odłożenia broni i honorowego pojedynku, bójki na pięści. 54-kilogramowa postura Ołeksija mogła zmylić napastników, niewykluczone, że się zgodzili. Kiedy szybko okazało się, że w równej walce nie mają szans, padły strzały…

Miasto bohaterem i bohater miasta

Pięściarz zginął 24 marca. Właśnie tego dnia Irpień uznano miastem-bohaterem Ukrainy, a 4 dni później został wyzwolony. Koledzy Ołeksija pomogli rodzinie zorganizować pogrzeb. Spoczął 2 kwietnia w Wasylkowie, 10 km od miasta. Żegnała go rzesza bliskich, przyjaciół, znajomych i wychowanków z bokserskiej sali.
Nastia wyjechała z Czerkas 10 kwietnia. Do Irpienia nie chciała wracać, nie było do czego. Pociski zniszczyły ich dom. Pojechała z córką do Bułgarii, potem wróciła do Czerkas, żeby wyrobić dokumenty wyjazdowe. 3 sierpnia jeszcze odwiedziła Wasylków i w 40. urodziny męża postawiła mu na grobie świeczkę. Zajechała do Irpienia. Była wstrząśnięta widokiem miasta.

- Park był pełen mogił, było szaro, wszędzie unosił się zapach prochu i śmierci... - opisuje. - Powrót tam byłby niemożliwy. Hala też była zbombardowana. 10 sierpnia wyjechała z córką do Polski, do Gdańska, gdzie od kilku lat przebywała jej koleżanka. Chciała jednak uciec od wielkomiejskiego zgiełku, dlatego przyjechała do Lęborka. Mieszka w nim do dziś.

Odbudować tę salę

Zapach śmierci, o którym mówiła Nastia, poczuł też Ołeksandr Usyk, kiedy odwiedził Irpień. Napisał po swojej wizycie: „Na parterze budynku, który zamierzam odbudować, znajduje się sala sportowa, gdzie uczył dzieci boksu trener Dżhunkiwskij. On nie wyjechał z Irpienia i pomagał ludziom. Tu zabili go okupanci. Intuicyjnie wybrałem to miejsce. Przeglądając opis 18 budynków, zatrzymałem się właśnie na tej hali. A kiedy przyjechałem, byłem głęboko poruszony. To właśnie w piwnicach budynku przy ul. Łysenka 14 była sala sportowa, gdzie odbywały się zajęcia i gdzie trenował dzieci mój przyjaciel z bokserskiej hali, trener bokserski Ołeksij Dżhunkiwskij. Rosyjscy okupanci zamordowali go, gdy bronił sali. Niemożliwością jest opisać uczucia, jakie przeżyłem wchodząc do środka. Wcześniej słychać tu było dziecięcy śmiech i czuło się sportowego ducha rywalizacji. Teraz pachnie tu tylko śmiercią”.
Pięściarz chce, by miasto i cała Ukraina tego zapachu się pozbyła. Wszyscy tego chcą. Dlatego trzeba znokautować Rosję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki