Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnia rozmowa z marszałkiem Maciejem Płażyńskim

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
fot. Bartłomiej Ryży
Marszałek Maciej Płażyński był rozmówcą wymagającym, konkretnym. Zupełnie nie przypominał większości polityków, z którymi później przeprowadzałem wywiady. Żadnego lania wody, uciekania w tematy zastępcze, zasłaniania się przekazami dnia. Tylko fakty. A jeśli opinie, to poparte przemyśleniami i ogromnym doświadczeniem politycznym.

Ta rozmowa była naszą ostatnią… Marszałek zaprosił mnie do swojego biura przy ul Szerokiej 80/81, dokładnie 12 lat temu, na dwa miesiące przed tragedią smoleńską. Dał mi 45 minut. A następnie drugie tyle. Mówił o Polonii, o Polakach mieszkających na terenie byłego ZSRR, o tym jak naszym rodakom pomóc w repatriacji i nowym stracie życiowym. Pytałem go także o jego wybory polityczne, o powody niezależności. Ale głównie o to, co można zrobić dobrego dla Polski? I jakimi sposobami?
Już wtedy zauważyłem, że Pan Marszałek był polską sceną polityczną, jeżeli nie rozgoryczony, to na pewno znużony. Co nie oznacza, że zrezygnowany. Wręcz przeciwnie – w każdym wypowiadanym przez Niego zdaniu czuć było energię i intelektualną siłę - jak u tygrysa, który jedynie czeka na najbardziej odpowiedni moment do skoku.

Czytając dzisiaj ten wywiad, jestem pewien, że gdyby nie tragiczna śmierć Marszałka Płażyńskiego, to Pomorze - a może i cała polska rzeczywistość polityczna - wyglądałoby zupełnie inaczej.

Nie sztuką jest podnieść sztandar i… polec
KMZ

O mankamentach polskiej sceny politycznej, socjotechnice, odpowiedzialności elit i o parasolu ochronnym roztoczonym nad Platformą Obywatelską przez media rozmawiamy z Maciejem Płażyńskim, współtwórcą tej formacji i jej pierwszym przewodniczącym.

Panie marszałku, jak się panu podoba sytuacja polityczna w naszym kraju na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi i samorządowymi?

Nie podoba mi się… Nie podoba mi się nie tyle administrowanie krajem przez rząd Platformy, bo ani ono lepsze, ani gorsze w porównaniu z dokonaniami poprzedników, co styl rządzenia. W końcu państwo jakoś funkcjonuje, władza również. Ja jednak oczekuję od polityki nie tylko administrowania, lecz przede wszystkim zmieniania Polski. Nie czas na to, by spocząć na laurach i mówić niech się sprawy mają same, a my nie będziemy przeszkadzać, a jedynie administrować krajem. Polska musi gonić tą bardziej rozwiniętą część Europy. Tak widziałem to w roku 1990, i tak to widzę obecnie. Moim postulatem w stosunku do polityki i polityków było popychanie Polski do przodu, nawet za cenę narażenia się opinii publicznej. Uważam, że odpowiedzialność za realizację takich wyzwań jest główną misją każdej ekipy i z tego powinna być rozliczana. A nie tylko z tego, czy dobrze administruje krajem… Polska nie znajduje się w tak komfortowej sytuacji, jak Francja czy Włochy, gdzie polityka może być teatrem, za pomocą którego politycy oddziałują na opinię publiczną i budują sobie sondaże poparcia… Ta cała socjotechnika w przypadku Polski może być jedynie dodatkiem, a nie głównym nurtem politycznym. Wyzwania, przed którymi stoimy są dużo poważniejsze. Wcześniej czy później i tak będziemy musieli je podjąć, dlatego nie warto od nich uciekać - oczywiście, jeśli chce się przyspieszać modernizację kraju. A ja tego w wykonaniu obecnej ekipy rządzącej nie widzę. Mimo zapowiedzi i obietnic, mimo przesłania ideowego, które istniało w momencie powstawania Platformy. Widzę natomiast chęć wygrywania wyborów za wszelką cenę… I rzeczywiście w tej dziedzinie koledzy z Platformy są skuteczni. Mają wysokie notowania, a co za tym idzie szansę na zwycięstwo w wyborach prezydenckich, może również w kolejnych wyborach parlamentarnych. W polityce jednak nie o to chodzi, by wygrywać co cztery lata wybory i przez ten czas nic nie robić. Wolałbym, aby taka ekipa przegrała wybory, ale żeby w czasie sprawowania władzy zmieniła Polskę zgodnie z własnymi zapowiedziami wyborczymi. W przeciwnym wypadku jest to oszukiwanie wyborców. Będąc w opozycji Platforma zapowiadała, że zrobi to i tamto, a po dojściu do władzy mówi, że tego się nie da zrobić, bo jest zły prezydent, bo jest kryzys… To nie jest żadne usprawiedliwienie. Trzeba próbować mimo kryzysu, mimo weta prezydenta. Premier Tusk zbyt łatwo zrezygnował ze swoich zamiarów. Poza wymuszoną reformą emerytur pomostowych, cała reszta zapowiedzi wyborczych pozostała w sferze planów. Liderzy PO najchętniej snują opowieści o programie Polska 2030, bo to jest temat tak odległy, że obojętny dla opinii publicznej…

Z takich obietnic i tak nikt nie zostanie rozliczony…

Właśnie. A władzę trzeba rozliczać z konkretnych działań, które są lub nie są realizowane. A nie z tego, co będzie za kilka lub kilkanaście lat. I to z zamiarów ambitnych, a nie z administrowania krajem, bo to za mało.

W jaki sposób, pana zdaniem, można rządzących rozliczać? Bo w polskiej rzeczywistości jest to jedynie odpowiedzialność „przed bogiem i historią”.

No jest jeszcze odpowiedzialność przed wyborcami.

Którzy zagłosują na kogoś innego?

Tak to zwykle się kończy... Chociaż Platforma pokazuje, że uciekając przed trudniejszymi zadaniami, można także uciekać przed odpowiedzialnością wyborczą. Niestety, jeśli chce się realizować ambitniejsze plany, trzeba iść pod prąd. Czasami płaci się za to notowaniami, czasami władzą. Okazuje się jednak, że można również obrać trzecią drogę, którą niestety podąża Platforma: że można, nie robiąc niczego konkretnego, nie narażać się opinii publicznej i dalej rządzić. Oczywiście na dłuższą metę nie jest to dobra metoda. Odsuwanie problemów, na przykład służby zdrowia, która jest w sytuacji katastrofalnej, nic nie daje. Wcześniej czy później ktoś i tak będzie musiał podjąć się uzdrowienia tego resortu. Za obecną sytuację płacą pacjenci, czyli my wszyscy. To samo jest z finansami publicznymi, z rosnącym zadłużeniem, z niesprawnością funkcjonowania różnych instytucji państwowych, z rosnącym problemem demograficznym i przyszłością emerytur. Można oczywiście udawać, że tych problemów nie ma. Ale to jest cykająca bomba. I rządzący doskonale o tym wiedzą, przyjęli jedynie inny priorytet. Jest nim zwycięstwo w kolejnych wyborach.

W takim razie skąd biorą się tak dobre notowania premiera Tuska i Platformy?

To, czego mi szczególnie w Polsce przez ostatnie dwa lata brakuje, to kontrolna funkcja mediów. Bo co do tego nie mam złudzeń, że sukces rządu premiera Tuska, jest efektem parasola ochronnego, który większa część mediów rozpostarła nad tym rządem. Dzięki niemu politykom Platformy wolno o wiele więcej niż politykom PiS. Uważam, że koniec z końcem wszyscy na tym stracimy. Jednym z najistotniejszych zadań mediów jest krytyczne nastawienie do każdej władzy. Dzięki patrzeniu politykom na ręce, nie tylko kształtuje się postawy wyborców, lecz - co o wiele ważniejsze - władza nie czuje się bezkarna. A w polskich mediach tego krytycznego podejścia do rządu jest za mało. Brakuje ze szkodą dla całości spraw publicznych. I to jest zupełne novum, bo do tej pory każda władza, a szczególnie taka władza, która zmieniała Polskę, jak choćby AWS, spotykała się z ostrą, wręcz drapieżną krytyką ze strony dziennikarzy. A Platforma o dziwo tej krytyce nie podlega.

Rozumiem, że Platforma Obywatelska, którą dziewięć lat temu zakładał pan wraz z Donaldem Tuskiem i Andrzejem Olechowskim, ma niewiele wspólnego z obecną Platformą…

Najprościej można by to powiedzieć w ten sposób: nie jest to już ani „platforma”, ani tym bardziej „obywatelska”. Nie jest „platformą”, bo Platforma była pomysłem na partię otwartą dla ludzi przychodzących z zewnątrz i na pewną równowagę pomiędzy środowiskami, które ją tworzyły. Obecnie w PO widać ewidentną dominację jednego wąskiego środowiska – liberałów, którzy nadają ton tej partii. I w tym znaczeniu jest to partia wodzowska, a więc z oczywistych względów „nie-obywatelska”. Nasz pomysł sprzed dziewięciu laty zakładał, że tworzymy partię dla różnych środowisk z modelem prawyborów, który przewidywał ciągłe odtwarzanie się elity.

Dwa lata temu rozmawialiśmy o pańskim pomyśle powołania partii regionalnej, czegoś na kształt bawarskiej CSU. Za parę miesięcy czekają nas wybory samorządowe i prezydenckie, czy nie jest to dobry czas na powołanie nowej struktury?

Obecnie w Polsce dominują dwie główne partie, a przede wszystkim Platforma. Dominacja ta bierze się nie z jakiejś wyjątkowej mądrości partyjnych liderów, lecz z pewnej ich przebiegłości i poparcia dużej części elity opiniotwórczej, obawiającej się ponad miarę powrotu do władzy PiS. Nie jest to więc dobry czas na rywalizację z Platformą, tym bardziej na Pomorzu, gdzie partia ta jest wyjątkowo silna …

Ale niezadowolenie z każdym miesiącem rośnie, zwłaszcza wśród ludzi młodych…

Czas rzeczywiście przyspiesza. Rośnie również rozgoryczenie postawą Platformy, a to dopiero początek. Wiem, że w kilku regionach samorządowcy chcą na wybory do sejmików i samorządów niższego szczebla tworzyć struktury niepartyjne, aby w ten sposób uniknąć konieczności startu z listy PiS lub PO. Środowiska te uważają, że ani z jednymi, ani z drugimi z różnych powodów im nie po drodze. Tak jest na przykład w Małopolsce, gdzie przez dwie kadencje kandydaci z listy Wspólnoty Małopolskiej zdobywali po kilka mandatów. Podobne pomysły były na Dolnym Śląsku, na Mazowszu i w kilku innych województwach. Być może za dwa, trzy miesiące również na Pomorzu ten wariant stanie się realny.

Czyli nie odżegnuje się pan od lokalnej pomorskiej partii?
Nie, ale wiem jaką siłą na Pomorzu dysponuje Platforma. W strukturach tej partii jest oczywiście wielu wartościowych samorządowców, a do rozpoczęcia kampanii samorządowej jest jeszcze trochę czasu. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy ludzie się zmobilizują jeszcze przed wyborami, czy może nastąpi to dopiero za dwa albo trzy lata. Pewien jestem natomiast, że partie, które nie są zasadzone na autentycznych wartościach zawsze ulegają erozji. Socjotechnika na dłuższy czas nie wystarcza.

Czy dlatego zdecydował się pan na objęcie stanowiska prezesa Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i tym samym odsunąć się odrobinę od głównego nurtu polityki krajowej?

Zajmowanie się sprawami niemal 20 milionów Polaków mieszkających zagranicą jest ważną częścią polskiej polityki zagranicznej. W związku z tym nie odmówiłem swojemu poprzednikowi profesorowi Stelmachowskiemu przyjęcia tego stanowiska i staram się je realizować jak najlepiej… Zdaję sobie sprawę, że nie jest to główny nurt polskiej polityki państwowej. Ale w tym obecnym głównym nurcie ja się nie mieszczę z własnego wyboru. Mam krytyczny stosunek zarówno do PiS jak i PO. Jestem mocno przywiązany do swoich niezależnych poglądów i nie mam zamiaru wyzbywać się własnego zdania.

Dziękuję panu za rozmowę.

Pierwodruk pochodzi z miesięcznika „Riviera” nr 45, 15 stycznia – 15 luty 2010 r.

Maciej Płażyński
urodził się 10 lutego 1958 roku – prawnik, polityk, działacz społeczny. W latach 1990 – 1996 pełnił funkcję wojewody gdańskiego, od 1997 do 2001 był marszałkiem Sejmu; jeden z założycieli i były przewodniczący Platformy Obywatelskiej oraz jej klubu parlamentarnego, poseł na Sejm III, IV i VI kadencji, senator i wicemarszałek Senatu VI kadencji; od maja 2008 roku był prezesem Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”. Zginął w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki