Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni klaps na planie 'Układu zamkniętego'. Rozmowa z producentem

Ryszarda Wojciechowska
Mirosław Piepka
Mirosław Piepka T.Bołt
Z Mirosławem Piepką, producentem filmu "Układ zamknięty", rozmawia Ryszarda Wojciechowska

Jak się robi film tylko za prywatne pieniądze?
Bardzo ciężko i w totalnym stresie. Nam się jednak o tyle poszczęściło, że w tym najtrudniejszym okresie pomogły nam media. Dzięki rozgłosowi wokół "Układu zamkniętego" trafiliśmy na dwóch koproducentów - spółkę architektoniczno-deweloper- ską Arche z Warszawy oraz spółkę Innowacje i Środowisko, działającą na Kielecczyźnie, a zajmującą się najnowszymi metodami utylizacji eternitu.

Trójmiasto: Kręcą "Układ zamknięty" z Gajosem i Kaczorem

Jak tłumaczył Pan tym firmom, żeby sponsorowały film?
Nie musieliśmy ich przekonywać. To ich szefowie uznali, że temu projektowi warto pomóc. Właściwie ten film powstaje dzięki nim i czterdziestu innym sponsorom. Może to wygląda zabawnie, ale dla nas każdy sponsor jest ważny. Zarówno ten, który wpłaci tysiąc złotych, jak i ten ze stoma tysiącami. Dlatego ta lista jest długa, bo taka jest rozpiętość wpłat.

Jest Pan producentem, który z czapką chodzi po prośbie?
Troszkę tak było. Ale na szczęście to firmy nas szukały po publikacjach prasowych.
A publikacje pojawiły się wtedy, kiedy Polski Instytut Sztuki Filmowej nie przyznał dofinansowania "Układowi zamkniętemu".

Trudno powiedzieć, co tak naprawdę było przyczyną tej decyzji. Pewne jest tylko to, że jest ona co najmniej niezrozumiała. Eksperci PISF ocenili nasz projekt bardzo wysoko i opowiedzieli się za dofinansowaniem. Ale nie otrzymaliśmy ani grosza z instytutu. Natomiast są filmy, o których eksperci wypowiedzieli się negatywnie, a one i tak dostały pieniądze. A pamiętajmy, że tu chodzi o pieniądz publiczny, a nie prywatny, gdzie jeden właściciel może decydować, co zrobić ze swoją kasą. Błąd tkwi w tym, moim zdaniem, że decyzja podejmowana jest jednoosobowo. Ko- misja ekspercka funkcjonuje tylko na zasadzie doradczej...

Ale to ma się zmienić.
Z tego, co wyczytałem, wynika dla mnie, że odpowiedzialność tych eksperckich komisji jeszcze bardziej się rozmyje.

A jeszcze bardziej wzmocni pozycja dyrektor PISF Agnieszki Odorowicz?
Trudno byłoby o jeszcze większe wzmocnienie. Nie dosyć, że decyzja na temat dofinansowania jest jednoosobowa, to nie ma od niej odwołania. I to jest dopiero dla mnie potwornie niezrozumiałe. Od każdej decyzji, nawet od wyroku sądowego, jest możliwość odwołania. A po przyznaniu lub nie pieniędzy z publicznej kasy nikt nie może się odwoływać!

Dlatego ta decyzja zbulwersowała media.
Nie tylko media. W tej sprawie pojawiła się nawet interpelacja poselska. Złożył ją jeden z poznańskich posłów PO.

Dlaczego ten film jest kontrowersyjny?
Scenariusz powstał na podstawie faktów, i to nieodległych. A pokazuje, jak funkcjonariusze państwa - szef prokuratury, szef urzędu skarbowego czy wiceminister, w bezprawny sposób niszczą uczciwych biznesmenów.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Temat bulwersujący, ale musieliście sobie poradzić.
Przesunęliśmy termin zdjęć. Dopiero kiedy uzbieraliśmy pierwsze dwa miliony złotych, ruszyliśmy. Nie ukrywam, że jeszcze musimy zebrać pieniądze na postprodukcję. To jakieś kilkaset tysięcy złotych.

Trójmiasto: Kręcą "Układ zamknięty" z Gajosem i Kaczorem

Zdjęcia są już prawie nakręcone.
We wtorek, 7 lutego mamy ostatni klaps na filmowym planie. To będzie jeden z moich szczęśliwszych dni. Bo do czasu, kiedy się nie ma skręconych wszystkich zdjęć, losy filmu mogą być różne. Przy tej produkcji każdą złotówkę oglądamy kilka razy. Ale nie odbiło się to na wykorzystaniu najnowszej techniki. Są sceny kręcone aż na trzy kamery. Nie odbiło się też na gażach aktorskich.
Nie mogło, skoro główna obsada jest gwiazdorska. Myślę o Januszu Gajosie.

Ale cała ekipa filmowa, zarówno artyści, jak i pion techniczny podchodzą do tego filmu z pełnym zrozumieniem. Zdarzało się, niezbyt często, że terminy płatności były przekraczane o dwa tygodnie, może nawet o miesiąc. Ale nie było z tego powodu niesnasek czy awantur.

W jakim budżecie ten film miałby się zamknąć?
Budżet jest planowany na około 5 milionów złotych. Ale postprodukcja trwa już od miesiąca. Nad montażem pracuje młoda gdańska montażystka Irena Siedlar. To jej debiut w fabule, ale reżyser Ryszard Bugajski jest już bardzo z jej pracy zadowolony. Mogliśmy niedawno obejrzeć parę scen, podmontowanych w tak zwanym pierwszym sznycie. Ktoś niezwiązany z tym filmem, kto obejrzał te sceny, stwierdził, że jeżeli tak wyglądać będzie całość, to widz nie będzie miał czasu, żeby podrapać się za uchem.

Zobaczymy film na tegorocznym festiwalu filmowym w Gdyni?
Premierę planujemy na jesień tego roku, na przełomie października i listopada. Nie chcemy niczego przyspieszać kosztem jakości filmu.

W "Układzie zamkniętym" zagrali m.in. autentyczni antyterroryści z gdańskiej jednostki,
Zgodę wydał komendant wojewódzki. Ogromnie ułatwiło nam to pracę. Bo w tej dziedzinie są to najwięksi fachowcy. A scen z ich udziałem jest sporo.

Ale producent, mówię o Panu, też sobie w tym filmie załatwił niewielką rólkę.
Zostaliśmy z Michałem Pruskim (współscenarzystą "Układu zamkniętego") zaproszeni...

Na casting?
No, nie. Po premierze "Czarnego czwartku" zaprosił nas do siebie największy polski producent, pan Michał Kwieciński. Otrzymaliśmy od niego konkretną propozycję, ale przy okazji rozmawialiśmy też na inne tematy. U niego pierwszy raz w życiu widziałem prawdziwą statuetkę Oscara.

Czyj to był Oscar?
Andrzeja Wajdy, tylko że stoi w gabinecie Michała Kwiecińskiego. Ale w trakcie rozmowy usłyszałem od niego - panie Mirku, czy pan wie, że każdy producent chociaż raz w życiu musi mignąć w swoim filmie?

Przejść taki chrzest.
I Rysiek Bugajski namówił mnie, żebym w "Układzie zamkniętym" zagrał biskupa. Posturę mam okazałą (śmiech). Dzisiaj właśnie muszę oddać strój biskupa do jednej z gdańskich parafii. Ale przyznam, że nie chciałbym być aktorem. Bo jak to Przemek Sadowski wczoraj stwierdził na planie - aktorowi płaci się za czekanie, a gra już tylko dla przyjemności. Ta mitręga z dublami jest wykańczająca. To nie dla mnie. Ale Michał Pruski też miał ambicję zagrania w filmie jakiejś postaci. I wcielił się w rolę portiera w zniszczonym zakładzie naszych bohaterów. Mam nadzieję, że jacyś producenci na świecie nas dostrzegą i może coś zaproponują...

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki