Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Orzeł" pozostaje tajemnicą

Szymon Szadurski
Członkowie ekspedycji byli czule witani przez swoje rodziny i znajomych
Członkowie ekspedycji byli czule witani przez swoje rodziny i znajomych Tomasz Bołt
Choć nie udało się im odnaleźć wraku legendarnego okrętu podwodnego ORP "Orzeł", gdy z powracającego wczoraj do Gdyni katamaranu IMOR spuszczono na Skwer Kościuszki trap, rozległy się rzęsiste brawa.

Członkowie ekspedycji na Morzu Północnym witani byli przez znajomych i rodziny jak bohaterowie, nie zabrakło czułych uścisków, a nawet łez.

- Było ciężko, ale jeszcze tam wrócimy, nie zostawimy tak tej sprawy - zapowiedział tuż po zejściu na ląd Krzysztof Piwnicki, prezes Morskiej Agencji Poszukiwawczej, główny organizator Ekspedycji Orzeł. - "Orła" odnaleźć się nie udało, ale nasza wyprawa i tak zakończyła się sukcesem. Wykluczyliśmy najbardziej prawdopodobną wersję zatonięcia okrętu, popartą trzyletnimi analizami naukowymi, podczas których wykonano olbrzymią wręcz pracę. Przeszukaliśmy wyznaczony na ich podstawie obszar morski, dwukrotnie większy niż Zatoka Pucka. Gdyby wrak ORP "Orzeł" znajdował się w tym rejonie, nie ma wątpliwości, że udałoby się go odkryć.

Poszukiwaczom, wyposażonym w sonary i inny, nowoczesny sprzęt, w trakcie trwającej 18 dni wyprawy szyków nie była w stanie pokrzyżować nawet pogoda. Trafili co prawda na dwa dni sztormowe, kiedy ze względu na silne fale i wiatr ekspedycję trzeba było przerywać, ale i tak udało się przeszukać cały obszar pola minowego z czasów II wojny światowej.

Członkowie ekipy na podstawie analizy norweskich, niemieckich i alianckich dokumentów byli przekonani, że to właśnie w tym miejscu, na skutek podwodnego wybuchu, zatonął ORP "Orzeł". Zamiast na "Orła", trafili jednak na wraki sporego, bo 60-metrowego statku parowego i metalowego żaglowca.

Ale czas w trakcie wyprawy upłynął nie tylko na poszukiwaniach, załoga odbyła też czat z internautami, regularnie przeglądała ponadto fora internetowe. Na tych zaś nierzadko pojawiały się wpisy, iż ekspedycja jest bez sensu, bo "Orła" i tak nigdy nie uda się odnaleźć. Krzysztof Piwnicki podobne opinie przyjmuje jednak z politowaniem.

- Dla krytykantów mam jedną radę - mówi. - Niech zbiorą pieniądze i zorganizują własną ekspedycję. My naszej nie mamy się co wstydzić, bo była największą, jak dotychczas, wyprawą poszukiwawczą w Polsce.

ORP "Orzeł", którego poszukiwali członkowie ekspedycji, był największym polskim okrętem podwodnym w czasie II wojny światowej. Zatonął w niewyjaśnionych okolicznościach, prawdopodobnie w maju 1940 r. podczas walk z hitlerowcami u wybrzeży Norwegii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki