Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ORP Orzeł - na tropach legendy. ROZMOWA z Hubertem Jando

Dorota Abramowicz
W swój ostatni rejs ORP Orzeł wyruszył w maju 1940 r. Do dziś nie wyjaśniono okoliczności zaginięcia jednostki
W swój ostatni rejs ORP Orzeł wyruszył w maju 1940 r. Do dziś nie wyjaśniono okoliczności zaginięcia jednostki Reprodukcja: FoKa/FORUM
Z Hubertem Jando, autorem rozprawy doktorskiej na temat ORP Orzeł, o poszukiwaniach jednostki, która zapisała się w historii brawurową ucieczką z Tallina do Wielkiej Brytanii, rozmawia Dorota Abramowicz

Dlaczego pracownik Centrum Techniki Morskiej z tak wielką pasją zajmuje się historią ORP Orzeł?
Sam się nad tym zastanawiam. Może dlatego, że pochodzę z rodziny związanej, przez ojca i brata, z Marynarką Wojenną? A może dlatego, że jako dziecko zaczytywałem się książką Jana Piwońskiego "Flota spod biało-czerwonej"? Jedno jest pewne - uważam, że zaginięcie Orła jest jedną z największych, nierozwiązanych zagadek naszej morskiej historii. Bądź co bądź zaginął słynny polski okręt podwodny. Dlaczego? Gdzie? Kiedy? Wyprawy Marynarki Wojennej w 2006 i 2010 roku oraz nasza, zorganizowana przez Morską Agencję Poszukiwawczą, nie dały odpowiedzi na te pytania.

Kiedy zaczęła się Pańska przygoda z Orłem?
Tak na poważnie to w 2005 roku. Wcześniej czytałem książki, analizowałem ogólnie dostępne informacje i teorie. Przed siedmioma laty rozpocząłem poszukiwania w archiwach niemieckich i brytyjskich. Przeanalizowałem około 6 tysięcy dokumentów z czasów II wojny światowej, które mogły pomóc w rozwiązaniu tajemnicy ORP Orzeł. Postanowiłem ustalić, co działo się na morzu i w powietrzu w czasie, gdy zaginął nasz okręt podwodny.

Miał Pan na to czas i pieniądze?
Wykorzystywałem każdą wolną chwilę, a pieniądze... No cóż, nie jest to tania pasja. Dojazdy, zakwaterowanie. Dopiero po otrzymaniu grantu na badania związane ze zbieraniem materiałów do pracy doktorskiej miałem dofinansowanie z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.

Ile jest wersji, dotyczących okoliczności zatopienia naszego okrętu?
Osiem. "Podejrzani" są zarówno Niemcy, jak i Brytyjczycy. Według dwóch pierwszych wersji, Orła zatopił albo brytyjski okręt podwodny, albo niemiecki U-Boot. Następne dwie mówią o niemieckich bądź brytyjskich siłach nawodnych. Kolejne - to samoloty obydwu stron. Siódma wersja to miny podwodne, a ostatnia - awaria.

Nie znalazł Pan w niemieckich archiwach ani jednego dokumentu, w którym pochwalono się zatopieniem polskiego okrętu?
Nie, i to jest dziwne. Stąd prawdopodobna teoria, którą jako pierwszy opublikował Tomasz Kawa, że to brytyjski samolot zbombardował Orła.

Kim jest Tomasz Kawa?
Wiem tylko, że mieszka za granicą i że bardzo trudno się z nim bezpośrednio skontaktować. Nie odpowiada na maile, nie chce rozmawiać z dziennikarzami i innymi badaczami. Jego prawo.
Dlaczego teoria brytyjskiego bombowca wydaje się Panu prawdopodobna?
Też, już wcześniej, szedłem tym tropem. W archiwach znalazłem dokumenty, z których wynika, że 3 czerwca 1940 roku brytyjski samolot zaatakował nieznany okręt podwodny i spuścił trzy bomby głębinowe. Okręt zszedł pod wodę, potem na powierzchni pojawiła się plama ropy. Pilot musiał napisać w sprawozdaniu, kiedy i ile bomb zużył, musiał też narysować sylwetkę okrętu. Widziałem ten rysunek. Orzeł miał bardzo charakterystyczny, kanciasty kształt, a ów szkic bardzo go przypomina. Przeanalizowałem także dokumenty, szukając informacji o jakimkolwiek zaatakowanym tego dnia okręcie podwodnym. Nic nie znalazłem. A jedynym okrętem, który w tamtych dniach zaginął, był ORP Orzeł.

Gdzie jest więc haczyk?

Teoretycznie nasz okręt podwodny nie powinien znajdować się na tym obszarze - 150 mil morskich w linii prostej na wschód od bazy w Rosyth. Chyba że ktoś wydał tajny rozkaz, kierujący Orła w to miejsce.

Brytyjczycy sami zapędzili polski okręt pod swoje bomby?
Ciężko kogoś oskarżać, ale coś jest na rzeczy. Historia zna takie brytyjskie "wpadki", być może ktoś uznał, że warto zachować incydent w tajemnicy.

Czy to miejsce było już sprawdzane podczas poprzednich wypraw?

Nie było. Wyprawa zorganizowana przez Morską Agencję Poszukiwawczą miała na celu sprawdzenie, czy do katastrofy nie doszło na polu minowym 16B, wskazanym nam przez Brytyjczyków. Inne obszary też były badane przez ekspedycje Marynarki Wojennej.

Załóżmy, że w ustalonym przez Pana miejscu leżą szczątki jakiegoś okrętu. Czy warto podejmować starania, jeśli jest to kilka rozerwanych, trudnych do zidentyfikowania blach?
Okręty podwodne zatopione wskutek ataku bombowego nie rozpadały się na "kilka blach". Czasem miały urwany kiosk, czasem oderwane grodzie. Nawet U-Boot przecięty na pół przez trałowiec nie zamienił się w stertę złomu. Poza tym Orzeł miał tyle charakterystycznych cech konstrukcyjnych, że nie powinno był kłopotów z jego identyfikacją

A jakie jest dno w tej części Morza Północnego?
Różne - od piaszczystego po muliste. Musimy jednak pamiętać, że Orzeł był wysoki na 10 metrów i nie będzie trudno odnaleźć go w mule. Przy odpowiednim sprzęcie hydrograficznym nie powinno to stanowić problemu.

Jest Pan na sto procent pewien, że Orzeł zostanie odkryty?

Nigdy nie można mieć stuprocentowej pewności.

Przeanalizowałam dziesiątki wpisów pasjonatów historii Orła na forach. Zastanawia poziom emocji, czasem agresji, zaangażowania w sprawę, która - jako dotycząca sytuacji sprzed lat - powinna być traktowana z dystansem. Nie dziwi to Pana?
Czasem dziwi. Jest wiele osób, które roszczą sobie prawo do formułowania jednoznacznych opinii. Ale z drugiej strony jest to tak ciekawa historia, że może wzbudzać emocje.

A może to taka konkurencyjna walka o to, kto pierwszy odnajdzie Orła?
Mnie to nie dotyczy, trzymam kciuki za każdą wyprawę, która stawia sobie ten cel. Nie będę się ścigał - mam otwarty przewód doktorski, prowadzę badania, chcę wiedzieć, co się stało. Nie tylko dla własnej ciekawości, ale także wtedy, gdy myślę o rodzinach załogi Orła. W Trójmieście żyje syn jednego z tych marynarzy, który miał kilka miesięcy, gdy zginął jego ojciec. Ci bliscy mają prawo wiedzieć, co się stało z marynarzami. I gdzie jest ich morski grób. Będę szczęśliwy, gdy tajemnica Orła zostanie wreszcie rozwiązana.

Załóżmy, że wreszcie uda się natrafić na legendarny okręt podwodny. Co dalej?
Nie wyobrażam sobie wyciągania wraku, jego eksploracji. Nie może powtórzyć się sytuacja z Titanica. Orzeł stał się grobowcem dla 63 osób. Powinniśmy to uszanować.

Duma polskiej Marynarki Wojennej
ORP Orzeł - najnowocześniejsza jednostka podwodna polskiej Marynarki Wojennej w okresie międzywojennym. Zwodowano ją w 1938 r. w Holandii, zaś podniesienie bandery nastąpiło na początku następnego roku. Po wybuchu wojny okręt schronił się w Tallinie, gdzie został internowany. Załoga nie pogodziła się z zatrzymaniem przez Estończyków i - mimo że nie posiadała map - podjęła próbę ucieczki. Pokonawszy niemiecką blokadę morską, przedostała się do Wielkiej Brytanii. W kwietniu 1940 r. Orzeł storpedował niemiecki transportowiec Rio de Janeiro, biorący udział w inwazji na Norwegię. W swój ostatni rejs okręt wyszedł 23 maja tegoż roku, po czym stracono z nim kontakt.

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki