Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieści nie tylko o śmierci. Śmierć z rozkoszy

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
123.rtf
Ostatni poranny spacer Christy Jablonovitz wyglądał tak samo jak zwykle. Po śniadaniu dziewczyna wyszła ze swojego pokoju i, omijając atelier psychologów, ruszyła w kierunku ogrodu.

W ciągu roku, który minął odkąd z kliniki chirurgicznej w Konstancji trafiła na oddział zamknięty szpitala psychiatrycznego w Reichenau, zdążyła już poznać niemal wszystkie zakamarki tego ciemnego, odciętego od świata budynku. Nauczyła się odróżniać najprzeróżniejsze zapachy, które o różnych porach dnia wydzielało z siebie to monstrualne, wypełnione niezliczonymi korytarzami jelit gmaszysko. Potrafiła także określać kierunki, z których dobiegały potworne, zupełnie nieludzkie odgłosy.

Podczas codziennych spacerów, zatrzymywała się przy jednym z zakratowanych okien i, wsłuchując się w wycie zepchniętych w najgłębszą otchłań piekła potępieńców, patrzyła na Alpy… Tamtego dnia odległe o kilkadziesiąt kilometrów szczyty skojarzyły jej się z żałobną procesją. Pomyślała wtedy, że tylko śmierć i góry mogą być tak białe, i tak czyste, bo tylko one zawierają w sobie niepoznawalną tajemnicę – tajemnicę wieczności.

I pomyślała też, że skoro poznała tę tajemnicę, to może już spokojnie odejść.

Christa wróciła do pokoju, zdjęła z łóżka prześcieradło i ukręciła z niego sznur. Jeden z końców przywiązała do klamki, z drugiego zrobiła pętle, którą założyła na szyję… W dwie godziny później jedna ze sprzątaczek znalazła ją martwą pod prysznicem.

*
Jej twarz pokryta była głębokimi, fioletowymi bliznami. Ręce, nogi i korpus zakrywała pasiasta piżama. Kiedy ją zdejmowała do badań, lekarze na moment nieruchomieli, a potem wypowiadali zawsze to samo zdanie:
– Coś ty najlepszego ze sobą zrobiła, dziewczyno?

Ale te słowa jakby do niej nie docierały. Zacho­wywała się tak, jakby do końca nie rozumiała, że to poranione ciało należy właśnie do niej. Patrzyła na swoje rozwarstwione piersi, brzuch i uda zupełnie spokojnie, tak jak się patrzy w sklepie mięsnym na płaty ciemno-czerwonych świńskich kotletów.

Christa nie zamieniła od roku z nikim ani słowa. Jedyną osobą, która miała z nią jakiś kontakt była Dżemrija. Na prośbę psychologów albańska sprzątaczka przerywała czasem pracę i przychodziła do niej do pokoju. Opowiadała jej łamaną niemczyzną o synu narkomanie, i o mężu, który pojechał na wojnę do Kosowa i już nigdy do Niemiec nie wrócił. Mówiła jej także o swojej maleńkiej wsi, zagubionej gdzieś w górach, o tym jak tamtejsi ludzie potracili swoje domy, samochody i zwierzęta. Opowiadała jej to wszystko, mimo że Christa nie reagowała. Pierwszy raz odezwała się dopiero na początku stycznia tego roku, zaraz po świętach prawosławnego Bożego Narodzenia.

Powiedziała jej wtedy po serbsku, że też pochodzi z Kosowa, i że jej ojciec również zginął na tej wojnie. A później dodała jeszcze, że za nim został zabity, Albańczycy kazali mu gwałcić zakonnice.

*
Poczucie bliskości śmierci przychodziło zwykle wieczorami. Najczęściej nawiedzało ją bez jakiejkolwiek przyczyny. Christa odbierała je jako rodzaj nagłego głodu, coś jakby nieodpartą chęć na papierosa, słodycze albo na seks. Czuła w takich chwilach „gorący trupi oddech”, tą samą słodkawą woń nadpsutego mięsa, jaką pachniała skóra i jej ojca, i Maxa – może dlatego, że obydwaj byli rzeźnikami…

Max Fischer najpierw sypiał z jej matką; potem również Christa została jego kochanką. Poszła z nim do łóżka, tylko dlatego, że matka powiedziała jej, że go nie kocha, i że bez niego nie mają szans przeżyć.

– Jak ta straszna wojna się skończy, to Niemcy odeślą nas do piekła… – mówiła. – A ty wiesz co Albańczycy z nami zrobią? Pamiętasz jeszcze co muzułmanie robili z serbskimi kobietami?

Christa pamiętała; a to co zapomniała, mogła sobie przypomnieć słuchając telewizyjnych, a po zbombardowaniu przez Amerykanów nadajnika w Belgradzie, już tylko radiowych komunikatów. Przypominała więc sobie, jak gwałciło ją kilkunastu cuchnących brudem i wódką niedorozwiniętych pastuchów… Za każdym razem, kiedy o tym myślała, czuła niemal fizycznie jak wchodzą w nią po kolei, i jak potem nacierają jej ciało wydzieliną ze świńskiej pochwy i zmuszają do spółkowania z knurem. Miała wtedy 16 lat… Wolała więc mimo wszystko zaloty ojczyma. Zresztą gładzenie po pośladkach i plecach odbierała jako ojcowskie pieszczoty. I być może nawet nigdy nie zorientowałaby się w rzeczywistych zamiarach Maxa, gdyby pewnego razu nie rzucił się na nią.

Tamtego dnia zrobili to kilka razy: na podłodze, na fotelu, nawet na łóżku, w którym Max kochał się z jej matką… Christa godziła się na wszystko. Czuła, tylko że znowu osuwa się w sztolnię, na której końcu będzie klatka, taka sama klatka, jak ta którą zapamiętała z dzieciństwa.

*
Dziadkowie Christy mieli pod Splitem niewielką rzeźnię. Kilkanaście kilometrów dalej, nad samym Adriatykiem matka i ojciec sprzedawali turystom piwo i cevapcici. Ojciec zabierał ją do domu samochodem dopiero około północy. Do tego czasu Christa siedziała sama z babcią… Kiedy skończyła dwanaście lat, dziadek zabrał ją ze sobą do rzeźni. Zaryglował drzwi od wewnątrz i kazał jej wejść do klatki.

– Tak na wypadek, gdyby któraś ze świń wyskoczyła z kojca – powiedział, a potem rozebrał się do pasa i zaczął zarzynać zwierzęta.

Te świnie ryczały zupełnie jak ludzie. Kiedy uderzał je w głowy ogromnym młotem, krzyczały jakby wierzyły, że krzykiem można odpędzić od siebie śmierć. A potem dziadek okaleczył kilka z nich, uderzając w kręgosłup siekierą – dwie zanim zdechły zgwałcił.
Christa chciała uciec. Szarpała klatkę, ale pręty były zbyt mocne. I wtedy po raz pierwszy zaczęło ogarniać ją to dziwne podniecenie. Wówczas jeszcze nie wiedziała co to jest. Dopiero później, kiedy była już z Maxem zrozumiała, że to właśnie krew i zadawanie bólu tak ją podniecają. Może dlatego, kiedy któregoś wieczora matka nakryła ją z nim w łóżku, zagroziła że jeśli odejdzie, ona poderżnie sobie gardło jednym z tych noży, którymi Max rozcina na pół wiszące na hakach ciała świń. I może również dlatego zabiła Maxa, kiedy matka mimo wszystko zdecydowała się odejść, a wkrótce potem wpadła swoim fiatem uno wprost pod pociąg towarowy… Może?

Christa nie znała odpowiedzi na te wszystkie pytania. I tak naprawdę nie chciała ich znać. Wierzyła, że istnieje przeznaczenie, i że nie ona jest za to wszystko odpowiedzialna. Dlatego kiedy Max umarł, nie zadzwoniła nawet na policję. Wezwali ją dopiero sąsiedzi zaniepokojeni smrodem, wydobywającym się z jej mieszkania.

*
Kiedy policjanci wyłamali drzwi trupi odór był tak odrażający, że musieli założyć maski.

Odcięte kończyny mężczyzny przywiązane były powrozami do ramy łóżka. Na środku materaca leżał okaleczony korpus. Cały pokój zbroczony był zakrzepłą krwią… Mieszkanie wyglądało na opuszczone – dopiero podczas rewizji w szafie pod zlewem, jeden z policjantów znalazł młodą kobietę. Była tak słaba, że nie miała już siły zadać sobie tego ostatniego, przynoszącego śmierć pchnięcia. Patrzyła tylko jak policjant wyjmuje jej z rąk rzeźnicki nóż, i jak potem na widok ran, którymi pokryte było jej ciało wymiotuje.

Rok później, już w klinice na Reichenau, Christa dowiedziała, że nigdy nie wyjdzie na wolność. Ale to nie dlatego postanowiła ze sobą skończyć. Kilka dniu przed samobójstwem powiedziała Dżemriji, że chciałaby jeszcze raz zakosztować rozkoszy umierania.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki