Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieści nie tylko o śmierci. Psy [OPOWIADANIE]

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
fot. pixabay
Najpierw przecierała sierść wilgotną szmatką. Potem wyczesywała z pomiędzy włosów trociny, zakrzepłą krew, kawałki błota i piasek. Na koniec poukładała martwe ciała w kartonach wyścielonych świeżym sianem i kocami. Szczelnie zaklejone pudła przeciągnęła do ogrodu.

Jeszcze przez chwilę stała pochylona nad nimi, jakby się modliła, albo jakby próbowała wyobrazić sobie, jak bardzo jej psy bały się, kiedy wypuszczono je na ring i gdy tamte wściekłe rottweilery przegryzały im gardła, odcinały ogony i uszy, wykłuwały oczy, kaleczyły nogi i podbrzusza.

Znalazła je trzy lata temu w lesie. Leżały w takim samym kartonie po bananach, jak te, w których je dzisiaj pochowa. Nie miały więcej niż dwa tygodnie. Było ich sześć: ślepych i bezradnych. Dwa najmniejsze padły pierwszego dnia, pozostałe wyrosły na duże, łagodne psy. Poza Sarą, Leiką, Tequilą i Semim miała jeszcze osiem innych kundli. Je także znajdowała w lesie, na parkingach, na placach do grillowania – przywiązane drutem do drzewa, albo do rożna, porzucone na stercie śmieci, młode i stare, niektóre pokaleczone, wszystkie głodne i śmiertelnie przerażone… Zabierała je do domu, w którym od śmierci męża nikt poza nią nie mieszkał – parę lat temu chciała ten dom sprzedać i wyjechać do syna, ale zanim się zdecydowała, z Fryburga przyszła wiadomość, że chłopak zmarł z przedawkowania narkotyków. Zostały jej więc tylko te psy.

Skończyła kopać grób. Na jego dnie poustawiała kartony, a potem przysypała je ziemią. Modelując dłońmi mogiłę, próbowała przypomnieć sobie imiona psów, które pochowała w tym ogrodzie; jednak wszystko jej się myliło…

Zeszła do piwnicy i zapaliła światło. Jej oczy z trudem przyzwyczajały się do półmroku. Dopiero po paru minutach znalazła kanister i butelkę po winie, którą później napełniła benzyną.

Tina moczyła ręce w starej, zażółconej miednicy. Woda była ciepła i przyjemnie rozgrzewała palce. Tina zacisnęła półprzezroczyste, pokryte starczymi cętkami dłonie, tak jakby chciała się przekonać, czy po zeszłorocznym wypadku jej ręce są już całkiem sprawne i na tyle silne, żeby rozprawić się z ludźmi, którzy zabili jej psy.

Jedząc kolację, słuchała tykania ściennego zegara. Potem podeszła do okna i wydawało jej się, że z głębi doliny dobiega skowyt konających psów. Na zewnątrz było już całkiem ciemno. Ogromna ćma próbowała dostać się przez szybę do kuchni. Kobieta zgasiła światło i przez chwilę patrzyła na księżyc zachodzący za góry… Noc była cicha i ciemna.

Tina znała tę drogę na pamięć. Chodziła tędy codziennie do sklepu, jeszcze jako dziecko. A później do kościoła, co niedzielę. Przez te wszystkie lata nic się tutaj w zasadzie nie zmieniło, z wyjątkiem asfaltu, którym Hitler, tuż przed wybuchem wojny zastąpił wyślizgany bruk… Właśnie wtedy, podczas budowy tej drogi poznała swojego przyszłego męża. Tu znalazła również swojego pierwszego szczeniaka. Tą drogą, ćwierć wieku później, odprowadzała Hansa na cmentarz; a parę lat temu syna – do pociągu, którym już nigdy nie wróci.

Kobieta zatrzymała się pod bramą. Zza metalowej płyty dobiegało ujadanie i warczenie psów. Niektóre z nich były podniecone walką. Inne skomlały ze strachu.

„To te psy, które rottweilery zabijają dla rozgrzewki przed walką… To one tak płaczą”, pomyślała.
Zadzwoniła trzy razy. Po chwili przez niewielkie okienko w bramie wychylił się młody Włoch. Na jego szyi zobaczyła złoty łańcuch i krzyż.

– Dlaczego zabiliście moje psy? – zapytała.

Mężczyzna nie odpowiedział. Patrzył na nią zupełnie zdezorientowany.

– Ja was załatwię. Wy… wy… – krzyknęła. – Ja was, kanalie, wszystkich załatwię. Wypuście natychmiast te biedne zwierzęta.
Mężczyzna cofnął się w ciemność i po chwili Tina usłyszała, że kogoś przywołuje. A kiedy okienko ponownie się otworzyło zobaczyła drugiego, dużo starszego mężczyznę w jasnym garniturze.

– No co jest? – zapytał.
– Ty morderco – plunęła mu w oczy.

Otworzyli bramę. Młodszy wyrwał Tinie trzonek łopaty i chciał nim uderzyć ją w głowę. Starszy złapał go jednak za ramię.
– Zostaw. Zabijesz starą sukę, a do kryminału pójdziesz za człowieka – krzyknął, a potem podszedł do niej i uderzył ją w twarz otwartą dłonią.

Tina poczuła w ustach krew. Padając na ziemię, usłyszała uderzenie butelki o jezdnię. Modliła się, żeby szkło nie pękło – to było teraz najważniejsze.

– Ty ścierwo, trzymaj się od nas z daleka, zrozumiałaś? – krzyknął młodszy. Zanim zatrzasnął bramę kopnął ją w bok. Ból żeber był nie do zniesienia.

Tina nie wiedziała, jak długo była nieprzytomna… Wydawało jej się, że chodzą wokół niej jacyś ludzie, że szydzą z niej i poszturchują. A gdy usiadła, na drodze nie było nikogo. Zza bramy słychać było jazgot psów i ryk mężczyzn, którzy przekrzykiwali się przy zawieraniu zakładów.

Od płotu do ściany stodoły, w której odbywały się walki psów, było sześć może osiem metrów. Akurat tyle, aby dorzucić butelką… Tina nasączyła benzyną ręcznik i poprawiła drut mocujący go wokół szyjki. Powietrze wionęło teraz mdlącym zapachem paliwa. Kobieta ustawiła butelkę na ziemi i zapaliła ręcznik. A potem podniosła ją do góry, do twarzy, jakby chciała jeszcze obliczyć właściwą trajektorię lotu. Zamachnęła się, ale w tym momencie szkło pękło.

Kiedy mężczyźni wybiegli na dziedziniec, Tina była już jednym wielkim słupem ognia. Próbowała jeszcze zedrzeć z siebie ubranie, wołała o pomoc Boga i ludzi, ale nikt się nie ruszył, żeby ją ratować… A potem upadła i przez chwilę tarzała się w piasku. Mężczyźni trzymali na smyczach psy i patrzyli na nią jak na jeszcze jedną atrakcję tego wieczoru. Kiedy kobieta znieruchomiała, rozeszli się do samochodów. Dopiero nad ranem, właściciel posesji zawiadomił policję o próbie podpalenia hodowli psów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki