Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieści nie tylko o śmierci. Nocny dyżur [OPOWIADANIE]

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
123rf
Usiadł w obrotowym fotelu. Rzucił na biurko fartuch i sięgnął po papierosa. Zaciągnął się najgłębiej jak mógł, aż do momentu, w którym poczuł w płucach kłujący ból - potrzebował tego bólu, aby oprzytomnieć. Potem przykrył twarz dłońmi. Czuł, że za chwilę rozpłacze się z bezsilności. Dzisiejszy nocny dyżur wykończył go zupełnie. Zwłaszcza ta beznadziejna od samego początku reanimacja.

Doktor Asgdom dawno nie widział tak zmasakrowanego pacjenta. Tamten mężczyzna musiał wejść aż na szczyt sekwoi, rosnącej przed głównym wejściem do kliniki. Spadł z trzydziestu paru metrów wprost na betonowy podjazd dla karetek; po drodze być może zawadził jeszcze o któryś z uschniętych konarów. Miał zmiażdżoną twarz, rozerwane gardło, połamane żebra, kręgosłup i kończyny. Jak wyglądały organy wewnętrzne, doktor Asgdom wolał sobie nie wyobrażać. Aż trudno uwierzyć, że ten człowiek w ogóle przeżył taki upadek.

Doktor Asgdom nie mógł zrozumieć, po jaką cholerę ten wariat wracał na noc do kliniki. Dostał przecież przepustkę, pierwszą od dwóch lat świąteczną przepustkę do domu. Mógł spędzić Wielkanoc z żoną, z dziećmi, z przyjaciółmi, jeśli ich miał, z kimkolwiek. Doktor wyjął z szafy segregator z dokumentacją choroby tamtego mężczyzny. Otworzył i długo wpatrywał się w niewyraźne zdjęcie - Walter Mehltschak przed tygodniem skończył 55 lat. Był niski, łysiejący, a jego twarz, w dziwny sposób obrzęknięta, przypominała wydrążoną dynię. Jego oczy nawet na tej fotografii były brzydkie i wyłupiaste.

Doktor Asgdom spędził na rozmowach z Walterem bardzo wiele czasu. Do rozmów siadali po przeciwnych stronach stołu. Walter, zwykle w ciemnych okularach, dosyć chętnie opowiadał o swojej rodzinie: o żonie, o synu, studencie elektroniki, o czarnej amerykańskiej wnuczce, którą obdarzyła go córka, o podróżach po świecie, o wspólniku, z którym przed piętnastoma laty otworzył wydawnictwo „Wahrheit”. Jego wypowiedzi były nadzwyczaj logiczne i można było odnieść wrażenie, że podejrzenie o zespół Capgrasa, który u Waltera zdiagnozował lekarz domowy, jest bezpodstawne. Ani śladu paniki i podniecenia, o których wspominał w swoim raporcie doktor Egger, żadnych objawów manii czy natręctw. Dopiero, kiedy doktor Asgdom zapytał Waltera, dlaczego nie chce wydawać już swoich gazet, mężczyzna zaczął zdradzać wyraźne objawy niezwykle silnego lęku. Pod koniec rozmowy zaczął płakać.

Walter potrzebował dwóch miesięcy, żeby nabrać zaufania do doktora Asgdoma.

- Nie mogłem wcześniej z panem o tym rozmawiać. Byłem szantażowany - powiedział rozglądając się na boki. - Oni mówili, że jeśli nie przestanę wydawać mojej gazety, zrobią coś mojej żonie.

- Ale pan się ich nie przestraszył? - zapytał doktor Asgdom.

- Nie... I dlatego teraz muszę za to wszystko płacić taką cenę.

Doktor Asgdom pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Ale ja odnajdę moją prawdziwą żonę, muszę ją odnaleźć.

Walter utrzymywał, że jego żona została przed dwoma miesiącami porwana, a na jej miejsce podstawiono niemal identyczną kopię. Różnice pomiędzy oryginałem a falsyfikatem były tak niewielkie, że nawet dzieci nie potrafiły połapać się w całej tej koronkowej mistyfikacji. Jedynie Walter zauważył różnice: kopia miała twardszą i bardziej śliską skórę, jej włosy były mniej błyszczące, a oczy wydawały mu się dziwnie mętne. Zresztą być może i to uszłoby uwadze Waltera, w końcu w nawale pracy nieczęsto miał okazję przyglądać się ufarbowanej na jasny blond Heide. Zaalarmowało go dopiero jej zachowanie - przed laty zaangażowana w sprawy wydawnictwa, z czasem zupełnie przestała się nim interesować. Ostatnio zabroniła nawet Walterowi zajmować się polityką, powiedziała mu, żeby nie publikował tych wszystkich rasistowskich bredni, które znoszą mu jacyś idioci, żeby przestał nawet o tym myśleć, bo to zakrawa na paranoję i jak tak dalej będzie się wygłupiał, to jego zabawa źle się dla nich wszystkich skończy. Tak mu powtarzała… Ale on już wtedy wiedział, że Heide jest szantażowana i postanowił nie dać się złamać… Teraz żałuje, bo wie że „oni” porwali ją z jego powodu i że z „nimi” i tak się nie wygra, bo przeżarli już świat niczym nowotwór.

Doktor Asgdom patrzył przez okno na ledwie zazielenione, zalane pomarańczową poświatą wzgórza Schwarzwaldu. Potem przeniósł wzrok na sekwoję, z której poprzedniego wieczoru spadł Walter. Przez moment stanęła mu przed oczami jego zalana krwią, zamieniona w grudę mięsa postać.

„Być może gdybym nie wypuścił go na tę przepustkę, do niczego by nie doszło. Może nadal trzeba było podawać mu haloperidol… Może, może… Ale przecież objawy psychotyczne ustąpiły, a pacjent sam przyznał, że się pomylił, że coś mu się przywidziało… Jak długo można trzymać człowieka bez jakichkolwiek objawów w zamknięciu?”.

Doktor Asgdom nie mógł sobie darować pomyłki. Czuł, że odpowiedzialność za śmierć Waltera w pewnym stopniu spada właśnie na niego. Mógł przecież wziąć pod uwagę pozamedyczny aspekt całej sprawy. Powinien był przewidzieć, że w razie jakiegoś nieprzewidzianego szoku objawy psychozy powrócą. Ale skąd mógł wiedzieć, że Heide Mehltschak ma kochanka? I że tym kochankiem jest właśnie wspólnik Waltera? Doktor Asgdom nie przewidział także, że Walter, zastając ich w łóżku, postanowi zlikwidować „kopię” żony, licząc być może na to, że porywacze, widząc jego determinację, zwrócą mu „oryginał”. To wszystko były dywagacje, które łatwo prowadzić było po fakcie, kiedy nic nie da się już zrobić ani dla Waltera Mehltschaka, ani dla jego żony.

Znowu wyjrzał przez okno. Zza góry wysunęła się olbrzymia tarcza słońca. Dolinę napełniła żółta, półprzezroczysta poświata. I wtedy doktorowi wydało się, że świat zaczyna się odradzać, że koszmar mija wraz z nocą, i że wszystko wróci do normy, tak jak zawsze wracało, bo świat w przeciwieństwie do ludzi nie zna pojęcia śmierci, świat potrafi odradzać się bez końca, nie zastanawiając się nad sensem własnego istnienia.

- Napije się pan kawy, doktorze? - usłyszał za sobą głos pielęgniarki.

- Tak, bardzo proszę - powiedział patrząc w jej uśmiechniętą, rozespaną twarz.

Zanim dziewczyna wniosła na tacy filiżankę, doktor Asgdom zasnął.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki