Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieści nie tylko o śmierci. Niech błędy przykryje ziemia

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
pixabay
„Znowu tutaj jestem”, pomyślała, przekraczając wczoraj bramę szpitala. „Ten sam śmierdzący lizolem hall, ta sama portiernia, ten sam labirynt korytarzy. Wszystko tak samo…”

Tylko wtedy przywieźli mnie tutaj, żeby zabić mi dwoje dzieci. Teraz chcą zamordować to jedno”. Nadja trzymała na rękach półroczną, nieprzytomną z wycieńczenia dziewczynkę. Dziecko zawinięte w czerwony wełniany szal i gruby kaptur wyglądało trochę jak krasnoludek. Zresztą w ten właśnie sposób Nadja do niego przemawiała:
- Krasnoludku, ty mój mały, nie umieraj, wytrzymaj jeszcze trochę.

Mówiła tak do niego i jadąc samochodem, i później, stojąc pod okienkiem izby przyjęć. Nawet modląc się, myślała o Simon jako o krasnoludku.

Szpital miejski w Emmenheim był wyjątkowo brzydki. Jego ciężka, wciśnięta bezpośrednio w wulkaniczną górę, piaskowa bryła przygnębiała zarówno kształtem, jak i kolorem fasad. Niewiele przytulniejsze było nowe, pokraczne w swoim architektonicznym nowatorstwie, stalowo-szklane skrzydło. Nadja pamięta, że kiedy była tu dziesięć lat temu, wulkan przyprószony był śniegiem, a krzewy winorośli, stężałe i jakby martwe, przypominały zwoje kolczastych drutów.

Ale teraz było lato i wszystko wyglądało inaczej: i góra - zielona, nabrzmiała życiem, i powietrze - pełne wiatru, światła i szumu owadów. A jednak Nadja, czując wszechobecną wegetację, potrafiła myśleć jedynie o śmierci. Obiecała sobie, że jeśli jej dziecku coś się stanie, zapłacą za to wszyscy lekarze, którzy dotykali krasnoludka…

Wiedziała już nawet, że będzie ich zabijać wieczorami, po zakończonym dyżurze, na szpitalnym parkingu albo w windzie towarowej, w przerwie pomiędzy jednym a drugim zabiegiem. Będzie działać z zaskoczenia. Pozarzyna ich nożem kuchennym, od tyłu, jak prosiaki, tak by nie widzieli jej twarzy i drżących ze strachu rąk…

W tym całym pośpiechu zapomniała zabrać z domu zegarka. I teraz nie miała pojęcia, która jest godzina. Za oknami było już ciemno. Korytarze opustoszały i przypominały śliskie, lśniące jelita. I Nadja szła właśnie jednym z takich niekończących się jelit. Sodowe lampy gdzieś pod sufitem odmierzały jej kroki niby koraliki świetlnego różańca. Wodziła palcem po zimnej, pokrytej olejną farbą ścianie i wydawało jej się, że słyszy ciągle krzyk Simon.

A potem wróciła do pokoju. Usiadła na łóżku i patrzyła w ciemne okno, na oświetlony budynek kuchni, i na ścieżkę znikającą za pojemnikami na śmieci. I pomyślała, że być może właśnie w tym śmietniku dziesięć lat temu wylądowały jej dzieci. A później pomyślała jeszcze, że gdyby trzy dni temu ci rzeźnicy zrobili Simon wszystkie badania i stwierdzili, że dziecko ma prawie całkowicie zniszczoną barierę immunologiczną, to dziś wszystko byłoby już w porządku…

„Ale oni musieli przetestować na moim krasnoludku jakieś świństwa. I teraz Simon jest umierająca”. Doktor Kühler wszedł do pokoju bez pukania. Nadja poznała go natychmiast. Wysoki i chudy, z tymi charakterystycznymi dla nich wszystkich długimi, fosforyzującymi bielą zębami.

„Brakuje mu tylko czarnej czapki z trupią główką”, pomyślała.

Doktor Kühler nie patrzył na nią, jakby nie istniała, albo jakby rzeczywiście była gorszym gatunkiem człowieka. Ignorował ją tak samo, jak wtedy 10 lat temu, kiedy przyjechała do tego szpitala w szóstym miesiącu ciąży, prosto z obozu przejściowego dla przesiedleńców.

Nadja pamięta dokładnie, że to właśnie on, gdy poprosiła o zaświadczenie o niezdolności do pracy fizycznej, wyrzucił ją za drzwi. Pracowała wtedy jako pomywaczka - tak, ona, absolwentka moskiewskiej Akademii Medycznej, pracowała jako pomywaczka… Tydzień później zaczęły się skurcze i nastąpiło rozwarcie macicy. Mimo to doktor Kühler nadal kazał dojeżdżać jej rowerem do pracy w hotelowej kuchni. Gdyby odmówiła, Urząd Pracy wystąpiłby z wnioskiem o odebranie jej prawa do wszelkich świadczeń socjalnych. Nie pomogło wtedy tłumaczenie, że nie jest robotnicą, i że po urodzeniu bliźniaków nostryfikuje dyplom, a teraz nie może, bo jej mąż nie dostał jeszcze wizy wjazdowej do Niemiec i dlatego prosi o to zaświadczenie.

Ale doktor Kühler tylko na nią krzyczał:

- Studiować się takim zachciało!

Nadja słuchała go na ginekologicznym fotelu zupełnie oniemiała. Nie mogła wstać i wyjść. Mogła tylko udawać, że nic do niej nie dociera, że wcale się nie trzęsie, a to drżenie to z zimna; i że te łzy to też złudzenie… Wreszcie pozwolił jej wstać i wyjść… Dwa tygodnie później poroniła dwóch kilogramowych, jasnowłosych chłopców. Urodziła ich prosto do szpitalnego śmietnika. Kilka miesięcy później spotkała doktora Kühlera na szpitalnym parkingu, ukłoniła mu się i chciała powiedzieć, że właśnie nostryfikowała dyplom, i że być może wkrótce podejmie pracę w tym szpitalu… Chciała mu to powiedzieć, ale nic mu nie powiedziała, bo doktor Kühler najwyraźniej jej nie pamiętał. Uśmiechał się do Nadji, jak do pijanej dziwki, a gdy go wyminęła, wsiadł do swojego czarnego mercedesa.

„Z tą kanalią byłoby mi najtrudniej”, myślała, patrząc jak lekarz chodzi po pokoju.

Wczoraj to właśnie on badał Simon.

Doktor Kühler kazał Nadji rozebrać dziecko, a potem przystawił do maleńkiego ciałka lodowato zimny stetoskop. Simon zaczęła krzyczeć i dławić się szlamem. Nadja zwróciła lekarzowi uwagę, powiedziała, że mógł trochę rozgrzać słuchawkę. Ale on nie zareagował. Podeszła więc, żeby zabrać mu córkę.

Jego asystenci byli jednak szybsi… Jeszcze na korytarzu słyszała skowyt dziecka. A później nie czuła już ani zastrzyku, ani kościstych palców sanitariuszy, zaciśniętych na jej przedramionach.

Kiedy dzisiaj późnym popołudniem Nadja się obudziła, ciągle jeszcze słyszała płacz Simon. Ale to było jedynie złudzenie, jej córeczka zmarła poprzedniej nocy. Doktor Kühler przyszedł jej właśnie o tym powiedzieć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki