Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieści nie tylko o śmierci: Mały Książę [OPOWIADANIE]

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
123rf
Nikt nie wie, kto po raz pierwszy tego garbatego karła przezwał Małym Księciem. Nawet on chyba nie bardzo wiedział, skąd się to wzięło. Być może kupcy handlujący na rynku przed katedrą warzywami nazywali go tak z wrodzonej przekory. Albo stało się tak z powodu pospolitej perfidii, która każe ludziom małym i słabym pastwić się nad jeszcze mniejszymi i jeszcze słabszymi od siebie.

Mały Książę był zamiataczem ulic. Był cudzoziemskim śmieciem, któremu ponoć od chwili urodzenia nie udało się wytrzeźwieć… Mały Książę miał pomarańczową marynarkę i brązową, wiklinową miotłę. Miał również pomarańczowy blaszany wózek z pięknie wymalowanym zielonym liściem klonu. Do obowiązków Małego Księcia należało zbieranie papierów, segregowanie butelek i puszek oraz zamiatanie deptaku pomiędzy ratuszem a placem targowym przed katedrą.

Każdego dnia w południe Mały Książę przerywał pracę i zatrzymywał się przed ratuszem, z którego wychodzili bladzi urzędnicy ubrani w czarne garnitury i niebieskie koszule. Chwilę potem zbudowany z różowawego piaskowca budynek opuszczały praktykantki, sekretarki i księgowe w stalowo-szarych żakietach. Mały Książę próbował się do nich uśmiechać, ale one odpowiadały mu tylko przypadkowym, przelotnym spojrzeniem pełnym pogardy. Wiedział, że tak samo patrzyłyby, gdyby miały przed sobą szczura z przetrąconym kręgosłupem, albo jakieś inne monstrum, któremu nic już nie pomoże, a które mimo to żal dobijać… Nienawidził ich za to, a jednocześnie pożądał.

Bezrobotni Rosjanie i Polacy, którzy od rana pili tutaj piwo, namawiali go nieraz, żeby podbiegł do którejś z nich i złapał za krocze, albo za piersi… Ale on nigdy się na to nie odważył. Opierał się niższym ramieniem o wózek i grzebał śrubokrętem przy pożółkłych, wykrzywionych jak pazury lwa paznokciach. Na koniec spluwał w kierunku ratusza i odchodził. Potem zwykle wlekł się pod katedrę, gdzie, w jednej z bud z grzanym winem kompletnie się upijał.

Któregoś z takich dni spotkał go ojciec Amedee, siwobrody kapłan Naturalnego Kościoła Słońca, Gwiazdy i Krzyża. I to właśnie ojciec Amedee pozwolił Małemu Księciu uwierzyć, że jest takim sam człowiekiem, jak ci wszyscy urzędnicy, przemysłowcy, bankowcy czy dziennikarze… A może nawet lepszym, bo Bóg naznaczył go kalectwem, jako piętnem miłości.

Mały Książę pił wino i słuchał z otwartymi ustami wszystkiego, co o życiu i śmierci miał mu do powiedzenia ojciec Amedee. Słuchał go z taką uwagą, że nie zauważył nawet ani kiedy minęła przerwa obiadowa, ani kiedy zapadł zmrok i wystawy sklepów rozbłysły feerią świateł.

- Znam ja was wszystkich maluczkich tego świata: gastarbeiterów, azylantów, wypędzonych do raju, wykolejeńców, stukniętych z tęsknoty za kawałkiem kobiecego ciała… Ciebie też znam zapijaczony przybłędo… - ojciec Amedee spojrzał Małemu Księciu prosto w oczy. - Powiedz, psie niewierny, co zrobiłeś, aby ta faszystowska mafia, która rządzi światem, ci wszyscy skinheadzi z Wall-Street, przestali nas mordować i okradać? Co ty, synu karlicy i diabła zrobiłeś, aby nie gwałcili już naszych praw? No odpowiedz, co zrobiłeś w tej sprawie?!

Mały Książę spuścił głowę. Było mu ciepło i czuł się bezpiecznie. Od świata znowu oddzielała go półprzezroczysta, aksamitna przestrzeń, pachnąca goździkami i cynamonem. I pomyślał, że tak mogłoby być już zawsze… A jednak coś go niepokoiło. Pchając swój pomarańczowy wózek, pomyślał, że musi znaleźć odpowiedź na pytanie, które postawił mu ojciec Amedee. Czuł wyraźnie, że jeśli tego nie zrobi, do końca życia nie zazna już spokoju.

Przez następne dni Mały Książę starał się omijać plac przed katedrą. Robił to, chociaż wiedział, że ojciec Amedee tam na niego czeka… Na rynku zjawiał się dopiero około czwartej po południu, kiedy handlarze zaczynali powoli składać swoje stragany i nikt nie zwracał już na nikogo uwagi. Snuł się więc z miotłą pomiędzy stoiskami. Mijał złocone obrazki z jakimiś niebiańskimi landszaftami, stosy bałkańskich dzbanuszków i arabską biżuterię. Przeciskał się między budą z chińskimi zabawkami, a czeską strzelnicą, pomiędzy barami z tortellini, späzle‘ami, hot-dogami i kanapkami ze śledziem i cebulą… Przygryzając zatłuszczone wąsy, rozbierał w wyobraźni mijane kobiety. Jego oczy błądziły między norymberskimi piernikami, oblanymi białawym lukrem, a udami całkiem młodych dziewcząt o zbyt szerokich, jak na ten wiek biodrach. Ocierał się o ukryte w baranich kożuchach piersi i pośladki, oblizywał na myśl o karminowych wargach.

Mały Książę uwielbiał patrzyć na kobiety, podglądać je przez dziurkę, którą wydłubał którejś nocy w wiórowej ścianie, oddzielającej jego komórkę od przymierzalni. Lubił obserwować, jak mierzą biustonosze, halki i koronkowe majtki. Widząc je, rozpinał spodnie i zaczynał się onanizować.

Ale teraz czuł na sobie wzrok ojca Amedee, coś jakby niewidzialne tchnienie Wyższej Istoty Prawdy, o której wspominał mu duchowny. I to przypominało mu posłanie, które ojciec Amedee do niego skierował:

- Musisz obudzić świat! Musisz skompromitować te nazistowskie świnie!

Te słowa grzechotały Małemu Księciu gdzieś w głowie jak odłamki pustej butelki, pękającej w nocy na bruku.

A potem znowu śledził wzrokiem kobiety, które obiecał mu dać w raju ojciec Amedee, i pomyślał, że może to głupie i sprośne, ale dla tej krótkiej chwili, kiedy mózg eksploduje zwierzęcą rozkoszą, warto zrobić wszystko… I wtedy znowu poczuł podniecenie, ale nie takie jak zwykle, gdy podglądał urzędniczki z ratusza. Tym razem była to ta święta Moc, która napełniła jego duszę tamtego dnia, gdy po raz pierwszy spotkał ojca Amedee… Mały Książę znowu czuł w sobie siłę, dzięki, której był w stanie wypełnić Wielką Misję.

O godzinie osiemnastej w katedrze zaczęto dzwonić na Anioł Pański. O tej samej porze Mały Książę dopijał w swojej norze butelkę korna. Kilka godzin później napełnił ją benzyną i wdrapał się przez wąskie gotyckie okno do wnętrza Katedry.

Następnego dnia strażacy znaleźli w pogorzelisku zwęglone ciało garbatego karła. Wszystko wskazywało na to, że to właśnie on był bezpośrednim sprawcą podpalenia. Wątpliwości policji budził jedynie motyw przestępstwa… Parę dni później w skrytce, którą odkryto w pomarańczowym wózku śmieciarza, znaleziono coś w rodzaju manifestu. Tekst kończył się zdaniem: „A więc zbrodnia z bezsiły, gwałt z niemocy… Ale czyż mógł istnieć inny, lepszy sposób, by świat zwrócił wreszcie uwagę na Zło i Przemoc, które się dzieje tu i teraz?”

Po tym odkryciu Małego Księcia uznano za niepoczytalnego psychicznie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki