Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieści nie tylko o śmierci. Amant bez twarzy [OPOWIADANIE]

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Fot. 123RF
Deszcz gęstniał z każdą minutą. Szeleścił niewidzialnymi liśćmi. Bębnił o nieistniejące dachy i parapety. Damian czuł, że ciepłe strugi wody ściekają mu po twarzy. I że płyną dalej wzdłuż szyi, po plecach i ramionach, jak śliskie węże.

Zatrzymał się, bo chciał popatrzyć na swoje ręce. Wtedy zorientował się, że noc przykryła już miasto. Czuł, że tym razem wszystko skończone, że świat zawalił się dla niego ostatecznie i nieodwołalnie. Wiedział, że jedyną rzeczą jaką może teraz zrobić, to pogodzić się ze sobą i z Bogiem. Jednocześnie przyszło mu jednak do głowy, że być może ten zły świat nigdy nie istniał. Że te awantury, te bijatyki, te wszystkie pijane noce, że to wszystko odbywało się jedynie w jego wyobraźni. Tak samo jak ten mężczyzna, który przychodził do Sabiny, gdy tylko Damian zapadał w letarg.

Ale przecież go widział. Widział jak tamten dotykał jej twarzy, ramion, piersi, jak gładził jej pośladki… Przecież na własne oczy widział, jak ona zakładała mu nogi na biodra i całowała, i jak potem kochali się na podłodze w pokoju dziecinnym. Gdyby nie był pewien, że tamten istnieje, nigdy by jej nie uderzył, na pewno nigdy by jej nie skrzywdził. Dlaczego miałby to zrobić? Przecież tak bardzo ją kochał.

Damian wyszedł z parku i stwierdził, że jego ręce i ubranie poplamione są krwią. W świetle sodowych latarni plamy miały odcień ciemnego brązu. Im jednak dłużej na nie patrzył, tym bardziej stawały się bezbarwne. Jeszcze przed chwilą wydawało mu się, że pamięta czyja to krew.

Jeszcze przed chwilą… Teraz jednak czuł jedynie pragnienie – to upiorne ssanie. I gdzieś głęboko w głowie, coś jakby łoskot tłoków w nienaoliwionych cylindrach, rzężenie silnika, który co prawda jeszcze pracuje, ale lada moment ulegnie zatarciu. Wiedział, że jeśli natychmiast czegoś nie wypije, w jego głowie ustanie jakikolwiek ruch; a wtedy na zawsze zapadnie ciemność: upiorna, wykoślawiona wiecznym kacem, przeklęta. Musiał się napić. Musiał się napić natychmiast… I to była jedyna prawda, jaką teraz rozumiał, jedyny sposób, aby utrzymać świat w jako takim porządku.

Zatrzymał się przed wysokim parkanem. Tu zaczynała się Ulica Miłości. Różowe neonówki oświetlały skurczone sylwetki samotnych mężczyzn. W niewielkich oknach, jak manekiny na wystawie, lśniły nagie ciała kobiet. Damian minął płot i zobaczył, że ci mężczyźni nie mają twarzy, że ich czaszki są puste, jak telewizory pozbawione kineskopów. Odwrócił się i chciał uciekać, ale jedna z kobiet przytrzymała go za rękę. Miała nienaturalne, rozdęte silikonem piersi i zimne rybie oczy. Pachniała mokrą ziemią i wiatrem. Kiedy dotknął jej lśniącego ramienia, zobaczył że to Sabina…

I wtedy zaczął skowytać jak kamieniowany pies. Ktoś dotknął go i dał mu znak, żeby zamilkł. Ale on nadal wył i wtedy jeden z mężczyzn uderzył go w twarz. Damian upadł na bruk. Ktoś kopnął go w genitalia: raz i drugi, i jeszcze raz. A potem kopali go już wszyscy, dopóki ciało Damiana nie stało się krwawą bryłą nadpsutego mięsa.

Kiedy odzyskał przytomność nie było już ani tamtych kobiet, ani tamtych mężczyzn. Był tylko mrok.
Damian niczego nie pamiętał. Gdzieś w oddali błyskał neon browaru Union. Ktoś podał mu butelkę z czerwonym, wyjątkowo cierpkim winem, a kiedy ją opróżnił, wcisnął w rękę lodowato zimną kolbę pistoletu.

Nie widział twarzy tamtego człowieka. To mogła być kobieta, albo mężczyzna. Lecz mógł to też być diabeł, albo anioł… Owinięta w czarną szatę postać opierała się o mur i Damian słyszał wyraźnie bicie jej serca: mocne i rytmiczne. Na twarzy czuł jej krystalicznie czysty oddech.

Więc może to był sam Bóg…

A potem, kiedy ręce przestały mu już drżeć, a tłoki w głowie zaczęły w miarę regularnie rozprowadzać krew, Damian usłyszał, że postać w czerni mówi do niego:
– Bądź mężczyzną i zrób z tym wszystkim wreszcie porządek.

Jej głos nie znosił sprzeciwu. Damian słyszał go zewsząd, ale jakby z nikąd. Słyszał go, pomimo że wtykał w uszy palce, mimo że zagłuszał go krzykiem i śmiechem, i płaczem.

Wreszcie zapytał, czy może zobaczyć jej twarz, a kiedy odmówiła uderzył ją.

Głos jednak nie umilkł. Ścigał Damiana jak cień, jak koszmarny akcent, po którym wszyscy w tym mieście poznawali, jak bardzo jest obcy. Gonił go brukowanymi ulicami i gonił go pod wiaduktem kolejowym, gdzie zapach piwa z nieczynnego browaru jest silniejszy od spalin. Damian słyszał go jeszcze przy tureckim kiosku na Lessing Straße, gdzie za dwa złote kolczyki kupił ćwiartkę wódki. Wszystko ucichło dopiero w parku, gdzie paroma łykami opróżnił butelkę.

Ale wtedy pojawiły się obrazy – płaskie jak papier postacie, z każdą chwilą stawały się coraz bardziej rzeczywiste. Damian nie odwzajemniał im uśmiechów, mimo że widział między nimi krewnych i znajomych, tych którzy żyli, i tych którzy już dawno poumierali.

I wtedy zobaczył swoją matkę.

Matka patrzyła przez chwilę na jego ręce i twarz, a potem przeżegnała się i odeszła bez słowa – tak samo jak wtedy, gdy miał dziewiętnaście lat i widział ją po raz ostatni z okna pociągu do raju.

Kiedy matka zniknęła zobaczył swoją pierwszą żonę Barbarę: niską, korpulentną blondynkę, o płaskiej jak talerz twarzy. Kobieta podeszła do niego z czwórką dziwacznie pokurczonych dzieci. Jedno z nich próbowało wyrwać Damianowi butelkę, ale odpędził je kopniakiem… W chwilę później zobaczył własnego dziadka: pijanego, umorusanego pyłem węglowym mężczyznę w górniczym kasku. A zaraz za nim ojca, którego tak naprawdę nigdy dotąd nie widział… A potem podeszła do niego kobieta, którą chłopcy z ze schroniska dla obcokrajowców nazywali „Seksmaszin”.

Kobieta przytuliła go do siebie, tak jak wtedy, gdy Barbara wypędziła go z domu. I znowu pieściła jego pijane ciało, nie zważając na to, że cuchnie. A potem Damian odwrócił się i zobaczył Sabinę, która kochała się na ziemi z mężczyzna bez twarzy.
– Idź synku do domu, idź… Niech to się wreszcie skończy – usłyszał głos matki.

Otwierając drzwi nawet się zdziwił, że Sabina nie zabarykadowała się przed nim tak, jak zwykle, gdy wychodził w nocy pić. Przeszedł przez wąski korytarz i zajrzał do sypialni. Pokój był pusty. Tak samo jadalnia i kuchnia.
Znalazł je dopiero w pokoju dziecinnym.

Sabina leżała na brzuchu. Miała powyrywane z uszu kolczyki. Wyglądała trochę jak zdefasonowana szmaciana lalka. Podłoga i ściany zalane były krwią. W łóżeczkach leżały obie dziewczynki – nie żyły, miały poderżnięta gardła.

Damian zwymiotował, a potem podszedł do telefonu. Wykręcił dwie jedynki i zero. Zanim zdecydował się podać adres, opowiedział dyżurnemu policjantowi o wszystkim co się stało. Na pytanie czy podejrzewa kogoś, kto mógł to zrobić, odpowiedział:
– Tak. To był amant bez twarzy… On często przychodził do mojej żony.

Damian wyrwał z gniazdka kabel telefoniczny, wziął do ręki pistolet i wszedł do łazienki. Odkręcił kran i pochylił się nad zlewem. Długo pił wodę, a kiedy poczuł, że jego brzuch jest pełny i ciężki jak kamień, podniósł się…

I wtedy zobaczył w lustrze swoje odbicie na tle zbryzganej krwią ściany. W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się jego twarz, była teraz czarna dziura.

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki