Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Olaf Dramowicz: Nie da się wyszkolić piłkarza na łączce z bocianami

Rafał Rusiecki
Olaf Dramowicz (po lewej)i trener młodych zawodników Borussii Dortmund
Olaf Dramowicz (po lewej)i trener młodych zawodników Borussii Dortmund materiały prasowe
Rozmowa z Olafem Dramowiczem, prezesem KS Olivia, organizatorem prestiżowego turnieju "Euronadzieje 2012.

- W sierpniu zorganizowałeś trzecią edycję Międzynarodowego Turnieju Piłki Nożnej dla rocznika 2001 "Euronadzieje 2012". Prace nad kolejną już trwają?

- Niespełna miesiąc temu zakończyła się trzecia edycja. Kilka lat temu postawiłem sobie za cel organizację jednej z najbardziej prestiżowych imprez piłkarskich w Europie i mam nadzieję, że powoli do tego zmierzam. Ostatnia edycja była tego dowodem. Jej wyjątkowość, co podkreślam na każdym kroku, stanowiły zaproszone drużyny. Gdańsk miał przyjemność gościć po raz pierwszy zespoły Borussii Dortmund oraz Dynama Kijów. Poziom sportowy tych zespołów był zjawiskowy na tle poprzednich edycji i innych turniejów w Polsce. Zaproszenie topowych, europejskich klubów było olbrzymim wyzwaniem organizacyjnym. Przy okazji zobaczyłem, jak traktuje się futbol młodzieżowy w innych krajach.

- Poważnie, czyli pod presją, czy chodzi o organizacyjny porządek w drużynie?

- Mam na myśli profesjonalne podejście do swoich obowiązków oraz poziom sportowy z najwyższej, europejskiej półki. Drużyny, które przyjechały do Gdańska, potraktowały udział w nim jakby to były nieoficjalne mistrzostwa Europy. Poprzednie dwie edycje "Euronadziei" nie miały charakteru tak prestiżowego. Przy organizacji takiej imprezy musi oczywiście znaleźć się również czas na zabawę, która w tej kategorii wiekowej jest niezbędna. Poziom profesjonalizmu był widoczny na każdym kroku w Borussii Dortmund czy Dynamie Kijów. To było dla mnie nowym przeżyciem. Muszę przyznać, że nie byłem do końca przygotowany na takie wyzwanie…

- W czym się to przejawiało?

- Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, a drużyny trzeba objąć "opieką" przez 24 godziny na dobę. Często zadajemy sobie pytanie, dlaczego tak mizernie wypadamy w europejskich pucharach? Jednym z elementów jest profesjonalne podejście do swoich obowiązków od początku piłkarskiej kariery. Drużyny młodzieżowe, a w zasadzie już dziecięce, pokazują, że zajęcia treningowe trzeba traktować bardzo poważnie od samego początku. To się później przekłada na piłkę seniorską. Oczywiście, mam na myśli wyselekcjonowaną grupę, w której nie ma przypadkowości. Organizując, turniej dla dzieci na takim poziomie, muszę być również pełnym profesjonalistą. Uczę się jednak na swoich błędach i wyciągam wnioski na przyszłość.

- Zostańmy przy przykładach dziecięcych zespołów Borussii i Dynama. Co w ich pracy zaskoczyło Ciebie?

- Warunki pobytowe nie były dla nich najważniejsze. Dla Borussii i Dynama ważniejsze były warunki treningowe, infrastruktura sportowa i poziom zaproszonych zespołów. Przed rozpoczęciem imprezy byliśmy monitorowani w każdym calu przez koordynatorów z Dortmundu i Kijowa. Przeprowadzenie dwóch treningów dziennie było dla nich standardem. Szukali również w wolnym terminie sparingpartnera, z którym nie spotkają się podczas trwania imprezy. Dla nich turniej był ciężką pracą. Dla przykładu podam, że w czasie wolnym, kiedy trwał rejs po Zatoce Gdańskiej dla wszystkich uczestników… Borussia zorganizowała sobie trening... przed fazą finałową turnieju. Kolejne zaskoczenie...

- Czyli nie skorzystali z zaproszenia organizatorów i nie wzięli udziału w paradzie uczestników w Gdańsku i Sopocie oraz rejsie po Zatoce Gdańskiej? Podobno ceremonia otwarcia była wyjątkowa i uczestnicy byli pod jej wielkim wrażeniem…

- Przeprosili nas serdecznie, ale na przeszkodzie wzięcia udziału w ceremonii otwarcia stanęły… zgubione klucze do pokojów hotelowych. Nie mogli się przebrać po zakończonym meczu. Piłkarze z Dortmundu wykorzystali ten czas na intensywny trening. Profesjonalizm, chociażby w Borussii, widać było na każdym kroku [drużyna z Dortmundu wygrała później cały turniej w Gdańsku - przyp. aut.]. Nie mogę pominąć zespołów ze Skandynawii, których poziom sportowy również całkowicie mnie zaskoczył in plus. Dużym zaskoczeniem było trzecie miejsce dla łotewskiej Daugavy.

- Dodaje to motywacji do tego, aby kolejne edycje były na jeszcze wyższym poziomie sportowym?

- Mając za cel organizację jednego z najbardziej prestiżowych turniejów w Europie, nie można spocząć na laurach. Mam zapisanych kilka stron uwag po ostatniej edycji. Już dzisiaj zaczynam pracę nad przyszłoroczną imprezą. Przygotowania do turnieju na tym poziomie trwają cały rok. Teraz koncentruję się na zaproszeniu top klubów. Gra tylko z najlepszymi może pomóc polskiej piłce młodzieżowej i rozwijać ją w dobrym kierunku.

- Przypomnijmy, że w tegorocznej edycji wystąpiły cztery polskie zespoły: Lechia Gdańsk, Jagiellonia Białystok, Bałtyk Gdynia i Polonia Gdańsk. I wszystkie zajęły miejsca na końcu 16-drużynowej stawki.

- W przypadku Bałtyku i Polonii był to ukłon ze strony organizatora w kierunku pomorskiej piłki. Lechia i Jagiellonia to uznane szkółki piłkarskie w Polsce. Nie miały jednak nic do powiedzenia z renomowanymi ekipami zagranicznymi. Wyniki, które uzyskały polskie drużyny pokazują, na jakim poziomie jest szkolenie w naszym kraju. Już na tym etapie szkolenia dysproporcje są olbrzymie. Nie mając wyników w piłce młodzieżowej, trudno o nie w dorosłym futbolu. Nie da się zrobić sukcesu w 5 minut…

- No właśnie. Poruszyłeś ważny temat. Od kilkunastu lat prowadzisz młodzieżowy klub KS Olivia.

- Szkolenie młodzieży rozpoczęliśmy w 2002 roku. W naszym przypadku jest to pasja, która przynosi pozytywne efekty. Traktujemy to, co robimy, profesjonalnie, ale pewnego poziomu nie zdołamy przekroczyć. Na drodze stoją aspekty finansowe oraz infrastruktura sportowa. W polskim futbolu już zaistnieliśmy poprzez występy w reprezentacji narodowej U-17 - Damiana Kugiela. W Lechii, oprócz Damiana, karierę kontynuuje uzdolniony Paweł Czychowski i kilku innych naszych wychowanków. Przejście do silniejszego klubu to naturalna kolej rzeczy.

- Zetknięcie ze światową piłką miałeś w Argentynie, podczas wyjazdu do tamtejszej Polonii. Jakie różnice już wtedy zaobserwowałeś?

- W Buenos Aires na zgrupowaniu przedsezonowym znaleźliśmy się dzięki wsparciu śp. Macieja Płażyńskiego. Szefował wówczas Wspólnocie Polskiej i nawiązał kontakt z Polonią. Mając na uwadze stronę sportową, to było spotkanie dwóch, różnych światów… Uzyskane wyniki dwucyfrowe mówią same za siebie. Trudno rozmawiać o konkretnych różnicach przegrywając 18:0… Rozegranie meczu towarzyskiego z River Plate czy Argentionos Juniors (wychował Diego Maradonę) było dla naszych zawodników i tak niezapomnianym przeżyciem i wyjątkowym zaszczytem. Nadmienię tylko, że drużyna rocznika 1995 była wówczas czołową ekipą ligowych rozgrywek. W ubiegłym sezonie w Pomorskiej Lidze Juniorów Młodszych zajęła 5 miejsce, tuż za Lechią i Arką… wnioski nasuwają się same.

- Podobno rodzice piłkarzy reagują tam inaczej niż u nas? (nawiązanie do futbolu jako wymarzonego miejsca pracy i futbolu jako religii)

- W Argentynie futbol jest religią. Jeśli załapiesz się do jednej z wymienionych przeze mnie wcześniej drużyn, to trzymasz się jej nogami i zębami. W swoim środowisku jesteś określany jako szczęściarz i masz olbrzymi szacunek. River corocznie wybiera sobie 30 chłopców do każdego rocznika z kilku tysięcy chętnych! Jeśli zostaniesz wybrany, to oznacza, że masz talent i możesz kiedyś zaistnieć w światowym futbolu. Rodzic w Argentynie pełni wyłącznie rolę obserwatora i zachowuje się wybitnie spokojnie. Na meczu z River czy Argentinos, rodzice bardziej przypominali publiczność w teatrze… niż kibiców piłkarskich. Jak się to ma do polskich realiów…

- W polskich klubach istnieje selekcja piłkarzy?

- Osobiście się z nią nie spotkałem… Na pewno najlepsze szkółki w Polsce prowadzą tryb selekcji i wyłapują perełki. Dobrym przykładem może być Legia Warszawa. W mniejszych klubach selekcja polega na tym, że kto przyjdzie, ten gra… więc rywalizacja pomiędzy zawodnikami nie istnieje i nie ma możliwości rozwoju. Czasami wydaje mi się, że w wielu klubach selekcje ustalają opłaty za trening… Nie tędy droga.

- Ciekawym przykładem selekcji może być tutaj mało znany szerokiemu gronu klub ze Szwecji - IF Brommapojkarna. Jak to tam wygląda?

- Jak zapraszałem zespół ze Szwecji, to nie do końca byłem przekonany o jego klasie. Dopiero rzeczywistość zweryfikowała moje wątpliwości. W opinii wielu obserwatorów to był najlepiej grający zespół na turnieju. Tylko niekorzystny splot wydarzeń sprawił, że Szwedzi zajęli 5 miejsce. IF Bromma jest najliczniejszą szkółką piłkarską w Europie. Posiada w swoich zasobach aż 260 drużyn młodzieżowych, co daje liczbę ok. 5 tys. młodych piłkarzy. Tam nie ma przypadkowej selekcji. Szkółką zarządza raptem… 6 osób! W parze z taką rzeszą młodych zawodników musi iść infrastruktura sportowa. Szwedzi do swojej dyspozycji mają 18 pełnowymiarowych płyt ze sztuczną nawierzchnią. W Sztokholmie jest ich w sumie… 96!

- Dlaczego liczba dostępnych obiektów sportowych jest tak ważna?

- Wystarczy spojrzeć w kierunku Skandynawii. Nie możemy porównywać się do Argentyny, gdzie w piłkę nożną gra się na każdym wolnym skrawku ziemi. Tam jest inna mentalność. Futbol traktowany jest jako ważna dziedzina życia. W Europie panuje inny standard. W Polsce dopiero zaczynamy inwestować w bazę treningową i zmierzamy w dobrym kierunku. Wybudowano setki orlików. To początek drogi. Możemy to porównać do autostrady, która w pewnym momencie kończy swój bieg… Teraz przyszedł czas na obiekty pełnowymiarowe, które wypełnią brakującą część drogi. Na końcu są piękne stadiony, które pozostały po Euro 2012. KS Olivia jest po środku tej drogi, więc odpowiedź na pytanie nasuwa się sama… Nie da się wyszkolić piłkarzy na łące z bocianami. Druga sprawa to dostępność obiektów. Trenerzy często skarżą się, że nie mogą skorzystać z wolnego orlika lub opłaty za wynajem przekraczają ich możliwości finansowe.

- Domyślam się, że taka "partyzantka" w długim okresie na niewiele się zda. KS Olivia bez solidnej bazy wychowała kilku ciekawych zawodników, ale to chyba nie o to chodzi?

- Na "partyzantce" można tylko udawać prawidłowe szkolenie, ale na dłuższą metę mija się to celem. Jestem pełen podziwu dla moich trenerów, którzy pomimo trudnych warunków realizują programy szkoleniowe i odnoszą sukcesy w regionie. Do naszego klubu przychodzi młodzież ze środowisk niewydolnych wychowawczo i w tym upatruję sukces szkoleniowy. Ci chłopcy chcą się wybić z trudnego środowiska i poprzez piłkę odnieść życiowy sukces.

- Trenerzy innych klubów młodzieżowych z regionu zainteresowali się "Euronadziejami"? Oglądali czołowe europejskie zespoły na żywo?

- Niestety, podczas trwania turnieju nie widziałem zbyt wielu trenerów. Może mieli okres urlopowy… Dla szkoleniowców kadr wojewódzkich Pomorskiego Związku Piłki Nożnej taka impreza powinna być obligatoryjna. Trenerzy drużyn klubowych powinni również zainteresować się takim turniejem. Poziom reprezentowany przez zagraniczne ekipy może być magnesem dla naszych trenerów. Upatruję w tym elemencie koordynacji istotną rolę dla nowych władz związku.

- Kto w przyszłorocznej edycji "Euronadziei" przyjedzie do Gdańska?

- Nie chciałbym na tym etapie przygotowań zdradzać, kto pojawi się w przyszłym roku w Gdańsku. Mogę tylko napomknąć, że będą to wielkie firmy. Turniej zdobył już swoją renomę i mówi się o nim w Moskwie, Sankt Petersburgu, Dortmundzie, Hamburgu, czy Rotterdamie… Jesteśmy już w europejskim rankingu, a to jest powód do satysfakcji. Jeśli w tych miastach mówi się o Turnieju, to również o Gdańsku i regionie. To ważny element promocyjny.

- Po co robić tak silne turnieje, skoro z góry wiadomo, że nasze drużyny skazane są na porażki?

- Można zrobić turniej, na którym nasze drużyny będą wygrywały, ale czy to jest droga do rozwoju piłki młodzieżowej… Moim zdaniem, sztuką jest przegrać i wyciągnąć z porażki pozytywne wnioski. Uczyć można się tylko od najlepszych.

- Kto stoi za sukcesem tegorocznej edycji?

- O turnieju mówi się już w całej Europie. Jego markę budują wszystkie zaangażowane w jego organizację osoby, podmioty oraz partnerzy. Imiennie przede wszystkim chciałbym podziękować prezydentowi miasta Gdańska - Pawłowi Adamowiczowi, który wspiera cyklicznie nasz turniej. Słowa podziękowania kieruję również do prof. Edmunda Wittbrodta - senatora RP, prof. Henryka Krawczyka - rektora Politechniki Gdańskiej, Macieja Kowalczuka - dyrektora Urzędu Marszałkowskiego, Leszka Paszkowskiego - dyrektora Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, Andrzeja Góry - dyrektora Pomorskiego Związku Piłki Nożnej oraz Bartosza Dolańskiego koordynatora związku. Turniej nie miałby racji bytu bez partnerów biznesowych, tj. Trefla, Galerii Bałtyckiej, ZKM Gdańsk, SKM, Saur Neptun Gdańsk, Grafix, Coca-Cola. Dziękuję również licznej grupie współpracowników i wolontariuszy.

- Jak w takim kontekście należałoby odbierać mistrzowskie tytuły wywalczone kilka miesięcy temu przez grupy młodzieżowe Lechii Gdańsk i Arki Gdynia?

- Na krajowym podwórku pomorska piłka młodzieżowa przeżywa prawdziwy renesans. Sukcesy na pewno cieszą. Pytanie brzmi, jak to się przełoży na piłkę seniorską i reprezentacyjną. Życzę młodym zawodnikom Lechii Gdańsk i Arki Gdynia jak najlepiej, ale dopiero za kilka lat odpowiemy sobie na pytanie, czy ten sukces został prawidłowo skonsumowany.

- Działasz w młodzieżowej piłce od lat. Wydaje się, że związki nie przykładają się odpowiednio do szkolenia. Czy wiążesz duże nadzieje z Radosławem Michalskim, nowym szefem Pomorskiego Związku Piłki Nożnej? Na czym powinien się skupić?

- To dosyć skomplikowana kwestia. Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą do wypowiadania się na temat szkolenia kreowanego przez Pomorski ZPN. W mojej opinii potrzebny jest przede wszystkim system, który będzie wprowadzany i koordynowany w klubach. Związek ma swoje szkolenie, kluby swoje. To nie sprzyja rozwojowi piłki. Z nowym szefem struktur związkowych wiążę duże nadzieje. Cieszy również zmiana pokoleniowa. Radek przede wszystkim musi dopracować strategię i politykę, którą będzie prowadził. Nie może zajmować się wszystkim, bo straci tylko cenny czas i energię. Siłą napędową powinna być piłka młodzieżowa i jej strategiczny rozwój. Przy tym projekcie powinien współpracować z innymi związkami regionalnymi. Sukces przyjdzie z czasem. Drużyny profesjonalne poradzą sobie same, natomiast piłka seniorska na poziomie amatorskim jest tylko formą dobrej zabawy, której związek może co najwyżej pomóc się zorganizować. Powinien też dobrać sobie współpracowników - ekspertów z każdej dziedziny. Związek nie może być tylko administratorem. Radek powinien też stanąć ponad podziałami, które niestety w piłce są nieuniknione. Ideą, którą należy kontynuować, jest pomoc klubom w pozyskiwaniu środków strukturalnych z UE. Większy nacisk powinien też być położony na koordynowanie przez związek powstającej bazy treningowej. Mówiąc o obecnym prezesie, wspomnę o jego poprzedniku. Prezes - Andrzej Szczepański - dostrzegł promocyjną i szkoleniową rolę turnieju "Euronadzieje 2012" dla związku i udzielił potrzebnego wsparcia, za co jestem mu bardzo wdzięczny.

- Rozwodzimy się nad kilkoma młodymi piłkarzami, którzy co jakiś czas wyjeżdżają z Polski. Ostatnio chociażby chwalona jest za to Legia Warszawa. Ile lat potrzeba, aby to była norma także w innych częściach kraju?

- Legia przyjęła kilkuletnią strategię, która zaczęła przynosić efekt. Nie wszyscy są jednak tak cierpliwi jak w stolicy i chcą odnieść sukces na szybko, nie angażując zbyt dużych środków finansowych. Tak się nie da. Polska piłka przeżywa kryzys finansowy i sportowy. Nie stać nas na sprowadzenie "gwiazd", więc musimy wychować je sami. Do tego potrzebny jest czas i środki. Innej drogi nie ma. Powstające jak grzyby po deszczu akademie, to tylko chwyt marketingowy dla rodziców na złowienie dziecka i wyegzekwowanie opłaty. Jak można tworzyć akademię, nie mając zaplecza w postaci zaawansowanej bazy treningowej… Takie akademie nie mają nic wspólnego z profesjonalnym szkoleniem. To tylko produkt marketingowy i szkoleniowa fikcja. Dobrym przykładem jest Rosja. Tam w szkolenie inwestowane są gigantyczne pieniądze, a dodatkowo sprowadza się holenderską myśl trenerską. Ich na to stać. Sukces będzie widoczny za kilka lat.

- Co jeszcze wpływa na niekorzyść polskiej piłki?

- Problemem jest mentalność młodych piłkarzy, którzy po porażkach przechodzą do porządku dziennego. Przed zbliżającym się meczem reprezentacji ponownie wracamy do modnego tematu o zjawiskowości bałkańskiego sportu. W krajach byłej Jugosławii, które w sumie liczebnie dorównują połowie stanu populacji Polski, nie ma cudownych szkółek, wielkich pieniędzy czy kosmicznej infrastruktury.

- Narody bałkańskie mają przede wszystkim naturalne predyspozycje do sportu, ale również posiadają mentalność zwycięzców. Tam liczy się tylko wygrana.

- Kolejnym wątkiem jest ruch transferowy od najmłodszych lat. Jeśli 13-latkowi miesza się w głowie transferami, to on zamiast skoncentrować się na grze i budowie swojej drogi do kariery, czuję się "gwiazdą" i zaczyna myśleć zbyt szybko o zarabianiu pieniędzy, a nie nad swoim rozwojem. W wieku młodzieżowca powinny wejść w życie inne standardy transferowe. O rujnującej punktomanii w młodzieżowej polskiej piłce napisano i powiedziano już wystarczająco dużo…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki