Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec woli płacić niż wychowywać

Tomasz Słomczyński
fot.123rf
Dlaczego ojciec zabójca mógł zabrać córeczkę? Czy sądy rodzinne działają prawidłowo? Sędzia Tomasz Marczyński przekonuje, że tak. Twierdzi przy tym, że nigdy sąd nie zastąpi dojrzałości rodzica.

Pomorzem i Polską wstrząsnęło morderstwo w gdańskim Brzeźnie. Mający problemy z narkotykami ojciec odebrał z przedszkola swoją pięcioletnią córeczkę. Miał pełnię praw rodzicielskich. Ludzie pytają: "A gdzie były sądy? Dlaczego wcześniej nie zabrano mu praw do dziecka?" Nasuwa się więc pytanie: kiedy sąd rodzinny zaczyna działać?

Sąd rodzinny wkracza w relacje rodzinne dopiero wtedy, gdy są nieporozumienia między rodzicami. Dopóki rodzice, nawet po rozstaniu się, po rozwodzie, są w stanie relacje między sobą i dzieckiem uregulować sami, sąd rodzinny nie wkracza. Rodzice mogą sami ustalić, jakie alimenty będzie płacił rodzic, który nie mieszka z dzieckiem, w jakim zakresie będzie władzę rodzicielską realizował w praktyce, jak często będzie się kontaktował z dzieckiem, czy będzie dziecko odbierał z przedszkola, czy nie... Dopóki rodzice po rozstaniu sami te kwestie regulują, sąd nie ma możliwości ingerować. Do sądu te sprawy trafiają dopiero wtedy, gdy powstaje problem, kiedy jeden rodzic ma takie oczekiwania, drugi inne, i nie mogą wspólnego stanowiska uzgodnić.

Wiadomo, że rodzice nie zwracali się do sądu rodzinnego o uregulowanie kwestii opieki nad zamordowaną pięcioletnią dziewczynką. Dogadywali się sami, w zaciszu domowym.

Powiem nawet, że pożądana jest sytuacja, w której rodzice nie przychodzą do sądu rodzinnego z takimi sprawami, tylko wykazują się odpowiedzialnością, dojrzałością i sami te kwestie regulują. Naprawdę nie trzeba wiele, żeby ustalić wysokość alimentów od rodzica, który nie mieszka z dzieckiem. Powiedziałbym nawet, że im mniej takich spraw do sądu trafia, tym lepiej, bo to oznacza, że między rodzicami panują lepsze relacje, a to zawsze dla dziecka lepiej.

No tak, o ile to się nie kończy tragicznie, tak jak ostatnio w Gdańsku. Ale to pewnie są przypadki, które - niestety- zdarzają się i sąd nie może im zapobiec. Zmieniając trochę temat - dowiedziałem się, że pan - mężczyzna, pracuje w sądzie rodzinnym, gdzie pracują sami mężczyźni. A podobno ten zawód jest sfeminizowany.

Ma pan rację. Czasami jeżdżę na różne konferencje, spotkania organizowane dla sędziów rodzinnych i widzę, że rzeczywiście mężczyźni są tam w zdecydowanej mniejszości. Chociaż zdarzają się sądy, w których kwestia ta wygląda zupełnie inaczej. U mnie w sądzie rodzinnym w Bełchatowie jest trzech sędziów rodzinnych i wszyscy są mężczyznami. I tak jest odkąd pracuję tam, czyli od osiemnastu lat.

Słyszał Pan na pewno opinie, według których sądy rodzinne prawie zawsze orzekają na korzyść matek - dlatego, że sędziami są kobiety. Powstają stowarzyszenia pokrzywdzonych ojców...

Tak, takie opinie rzeczywiście funkcjonują, ale według mnie nie mają one zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Nie mam żadnego powodu, żeby preferować jakąś płeć przy rozstrzyganiu spraw rodzinnych. Ci, którzy tak twierdzą, podpierają się statystykami, z których wynika, że w ponad dziewięćdziesięciu procentach spraw sądy rodzinne przyznają matkom pieczę nad dziećmi. I pewnie taka jest prawda, jeśli weźmie się pod uwagę wszystkie sprawy, w których my - sędziowie rodzinni rozstrzygamy. Ale ta statystyka wprowadza w błąd. Prawda jest taka, że w zdecydowanej większości spraw, tutaj też będziemy mieli ponad 90 procent, ojcowie nie chcą sprawować pieczy nad dzieckiem. Gdyby więc wziąć pod uwagę nie wszystkie sprawy, ale te, w których jest spór między rodzicami, gdzie również ojcowie deklarują chęć sprawowania pieczy nad dzieckiem, wówczas procent spraw, w których przyznajemy dzieci matkom, będzie zupełnie inny. Ja pracuję 18 lat w sądzie rodzinnymi i na palcach jednej ręki policzyłbym sprawy, w których ojcowie toczyli spór z matkami o sprawowanie pieczy nad dziećmi.

Dlaczego tak jest?

Zwyczajowo przyjęło się tak, że pieczę sprawuje matka, że dziecko mieszka z matką. Zazwyczaj ojcowie nie mają nic przeciwko temu, uznają, że dla nich jest tak wygodniej, a może dla dziecka lepiej... Nie wiem, nie wnikam. Praktyka jest taka, że bardzo znikomy procent ojców chce sprawować pieczę nad dzieckiem po rozstaniu z matką. Pamiętam ze swojej praktyki taką sytuację, w której matka była bardzo dysfunkcyjna i miałem do wyboru albo dziecko umieścić w placówce, albo dać je pod opiekę ojca. Pamiętam, że bardzo długo namawiałem ojca, żeby wziął dziecko do siebie, on się bardzo długo zastanawiał. Wreszcie się zdecydował i zgodził się wziąć swoje własne dziecko do siebie. Po dwóch miesiącach sam, bez informowania sądu o tym, odwiózł córkę do matki. Okazało się, że wszystkie moje starania poszły na marne. Nawet nie poinformował sądu o tym, że się rozmyślił. Także nie jest to prawda, że sądy rodzinne preferują matki. Po prostu matki chcą się opiekować dziećmi, a ojcowie - zazwyczaj nie.

Smutny obraz ojca Pan nakreślił.

Nie wiem, czy smutny, czy nie, ale jest to obraz prawdziwy.

Mamy tu do czynienia w uwarunkowaniami kulturowymi?

Nie chciałbym w takie niuanse wnikać... Chociaż - pewnie tak. Od lat jest tak, nawet w prawidłowo funkcjonujących rodzinach, że dziećmi raczej zajmowały się matki. Chociaż to się zmienia, bo jak przyglądam się rodzinom, to widzę, że coraz większą rolę w wychowywaniu dzieci i zajmowaniu się domem pełnią mężczyźni. Aczkolwiek cały czas największą rolę pełnią matki. I po rozstaniu tak to pozostaje. I zazwyczaj ojcowie uważają, że zapłacą pieniądze i spotkają się z dzieckiem raz, dwa razy w miesiącu - i uważają, że ich rola jako ojca jest już spełniona... Co, oczywiście, nie jest prawdą. I jeszcze, co istotne, to matki zazwyczaj występują do sądu o uregulowanie kontaktów z dziećmi, bo ojcowie zazwyczaj spotykają się z dziećmi przy okazji, nieregularnie.

No ale sąd nie może nakazać ojcu spotykania się z dzieckiem.

No właśnie nie może, ale matka uważa, że jak ojciec dostanie wezwanie do sądu, to on zmobilizuje się do tego, żeby zaangażować się w opiekę nad dzieckiem. I takich spraw jest coraz więcej.

Powiem Panu, że jako dziennikarz zajmujący się sprawami sądowymi, bardzo niechętnie opisuję sprawy tak zwane rodzinne, choć bardzo wielu ludzi zgłasza się z nimi do mnie. Nie biorę tych spraw dlatego, że wiem, jak trudno w tych sprawach znaleźć winnego i niewinnego, a prawda zazwyczaj leży pośrodku...

Prawdą jest, że po rozstaniu pary czy małżeństwa, kiedy między byłymi partnerami czy małżonkami są złe relacje, najprostsza droga, żeby odegrać się na byłym, wiedzie przez dziecko. I rzeczywiście w wielu sytuacjach rodzice wykorzystują dzieci, żeby zrobić na złość, odegrać się. I w takiej sytuacji osobę bez winy znaleźć jest trudno. Wielu sędziów przyznaje, że nie zgodziliby się orzekać w sądzie rodzinnym ze względu na obciążenie psychiczne, jakie się z tym wiąże. Ja tego rodzaju problemów nie mam.

To chyba dobrze...

Wie pan... W sądzie rodzinnym nie można zbyt długo zastanawiać się nad rozstrzygnięciem. Wiele spraw, które rozstrzygamy, to są sprawy, które trzeba załatwić od zaraz, bo dotyczą najbardziej pilnych potrzeb materialnych dziecka, albo trzeba z dnia na dzień roztoczyć pieczę nad dzieckiem. Więc sądy rodzinne muszą rozstrzygać szybko i sprawnie. Często nie ma czasu długo zastanawiać się nad niuansami.

Kiedy mówi Pan, że nie ma czasu zastanawiać się nad niuansami, przychodzi mi do głowy kolejny zarzut, który formułuje się wobec sądów rodzinnych - to nadużywanie umieszczania dzieci w rodzinach zastępczych, zbyt łatwe i częste odbieranie dzieci rodzicom, czynione "z automatu".

Cóż, ja mogę rozmawiać o swoich sprawach, które dokładnie znam, na pewno nie o rozstrzygnięciach innych sądów. To naprawdę jest ostateczność - zabranie dziecka od rodzica. W mojej praktyce to naprawdę dzieje się rzadko. Gdy dostrzegamy, że rodzice niewłaściwie wykonują władzę rodzicielską, najpierw stosujemy inne środki, które zakładają pozostawienie dziecka w rodzinie, i jeśli nic nadzwyczajnego się nie dzieje, życie czy zdrowie dziecka nie jest zagrożone, to mija parę lat, zanim uznamy, że rodzice mimo starań własnych i kuratora, nie radzą sobie. Dopiero wtedy umieszczamy dziecko - żeby zapewnić mu lepszą przyszłość- w rodzinie zastępczej czy w innych placówkach. Czasami takie sprawy są komentowane przez dziennikarzy. Ale to się dzieje zazwyczaj wtedy, gdy już wszystko wiadomo. A inaczej jest, gdy sąd ma informacje, wzajemnie sprzeczne, z różnych źródeł, a działać trzeba natychmiast. No cóż, w takich sytuacjach łatwo o pomyłkę. A przecież pomylić może się każdy. Łatwo wtedy, na podstawie informacji, które są w danym momencie dostępne, podjąć niewłaściwą decyzję.

Wiele osób narzeka na sądy rodzinne, można powiedzieć, że mają one zły PR...

Chyba tak jest. Czytałem ostatnio opracowanie, z którego wynikało, że to właśnie w sądach rodzinnych są największe emocje wśród stron. To jest zrozumiałe - w sprawach rodzinnych orzekamy o rodzinie - tym, co jest najważniejsze w życiu ludzi. I mamy tu sytuacje, w których każdy z uczestników postępowania jest przekonany, że racja leży po jego stronie - i każde rozstrzygnięcie, które choć trochę się różni od tego, co ktoś sobie przewidywał, może rzeczywiście wzbudzić duże emocje. To są sprawy, w których żadne rozstrzygnięcie sądu nie zastąpi dojrzałości rodziców.

Pan zajmuje się nieudanymi rozwodami. Pana perpsektywa jest określona przez pracę, jaką Pan wykonuje...

Zgadza się. Można powiedzieć, że dla mnie rodziny w Polsce w większości są patologiczne - tak wynikałoby z tego, z czym się spotykam w pracy. Ale mam świadomość, że to jest tylko ułamek rodzin. Mam głębokie przekonanie, że mimo wszystko większość rodzin funkcjonuje prawidłowo, nawet po rozpadzie czy po rozwodzie.

Jest możliwy rozwód "cywilizowany", który minimalizuje fatalne skutki dla dziecka?

Tak, oczywiście. To zależy od dojrzałości ludzi rozstających się.


Ojcowie, którym odebrano lub ograniczono prawa rodzicielskie, często organizują się, m.in. w internecie. Jak czytamy na jednym z portali: "Sądy rodzinne w ogromnej większości przyznają pełnię praw rodzicielskich matkom. (...) Tylko 2-3 proc. spraw kończy się przyznaniem prawa do opieki nad dzieckiem ojcu. (...) Ojcowie niestety nie są traktowani na równi z matkami, więc z reguły przyznawane są im tylko alimenty i widzenia w wybranych terminach."
Źródło: tatawtarapatach.com

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki