Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec Michał Osek: To nadzieja jest lekarstwem! Nawet pomimo cierpienia, życie ma sens

Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
Karolina Misztal
- Droga Krzyżowa nie była dla Chrystusa. On jej nie potrzebował. Podjął trud niesienia krzyża dla każdego człowieka - mówi ojciec Michał Osek, przeor klasztoru dominikanów w Gdańsku.

Gdy Jezus szedł z krzyżem na Golgotę, spotkał kobiety, które zapłakały nad jego losem. Jak możemy dziś odczytywać tę stację Drogi Krzyżowej?

Kiedy opisujemy ósmą stację Drogi Krzyżowej, może się ona wydawać bardzo prosta, wręcz banalna. Możemy nawet mieć skojarzenia z jakimś ckliwym wydarzeniem, kobiety przecież płakały, wyrażały żal wobec umęczonego Chrystusa. Ale tak naprawdę bez tej stacji nie byłoby Drogi Krzyżowej. Droga Krzyżowa nie była dla Chrystusa. On jej nie potrzebował. Podjął trud niesienia krzyża z uwagi na zbawienie każdej osoby. I to zwrócenie się do ludzi na drodze na Golgotę jest kluczem.

To zatrzymanie się Jezusa możemy jeszcze rozwinąć. Chrystus wiedział, że musi dalej iść, że przy tych kobietach nie pozostanie na dłużej, i że nie będzie mógł spełnić ich oczekiwań. Golgota była Jego celem, ale nie zignorował ich. Zobaczył kobiety i ich łzy. Kontemplując tę stację można zatem czerpać inspirację. To bardzo aktualny wątek. Można go odczytywać, jako wezwanie do zauważenia naszego bliźniego i zatrzymania się przy nim. Co roku rozważamy stacje Drogi Krzyżowej i odnosimy je do naszego życia. W tym roku tych okazji do zatrzymań przy potrzebujących jest bardzo dużo. Myślę tu o pomocy dla Ukraińców. Gdy ktoś włącza się w tę pomoc, naśladuje Chrystusa, który idąc drogami Jerozolimy zatrzymuje się przy utrudzonych bólem kobietach. Każdy z nas realizuje jakieś swoje cele, ale może zatrzymać się przy potrzebujących, którzy pojawiają się na naszej drodze. Mając też świadomość, że nie wszystko leży w naszej mocy.

Już samo zatrzymanie się przy potrzebującym daje mu otuchę i nadzieję?

Chyba każdy tego doświadczył. W tej stacji, wątek nadziei jest bardzo wyraźny. Benedykt XVI napisał encyklikę „Spe Salvi” i w niej udowadnia, że to właśnie chrześcijanie są odpowiedzialni za poziom nadziei w świecie. To, co jesteśmy winni współczesnemu światu, to właśnie dawanie nadziei, która płynie z orędzia chrześcijańskiego.
Nadzieja jest znakiem rozpoznawczym chrześcijan i mamy ją dawać każdemu człowiekowi. Jesteśmy do tego uprawnieni i mamy do tego podstawy. Nawet, gdy dzieją się rzeczy złe - krzywda, cierpienie, przemoc – to my mamy być znakami, które pokazują, że moc do pokonywania tej trudnej rzeczywistości tkwi w nadziei, dlatego że Chrystus już pokonał cierpienie i zmartwychwstał. To nadzieja jest lekarstwem i sposobem na pokonanie cierpienia i skutków przemocy.

To znaczy, że wierzącym w Boga powinno być łatwiej znieść cierpienie? A jeśli ktoś nie wierzy, to czy jest mu dużo trudniej?

Osoby niewierzące również mają w sobie pokłady nadziei. Natomiast chrześcijanie osadzają ją na orędziu Chrystusa. Do zbawienia prowadzi nas Chrystus, który już pokonał cierpienie. On jest w tej rzeczywistości, w której nie ma śmierci i bólu. Takie Królestwo Boże przygotował. To dobra wiadomość i coś, na czym możemy się oprzeć doświadczając np. niesprawiedliwości. Możemy na tym budować taki świat, w którym sprawiedliwości będzie coraz więcej.

Czy żeby zostać zbawionym trzeba iść drogą krzyżową? Bez cierpienia nie ma zbawienia?

Gdybyśmy tak to rozumieli, to nasza wiara byłaby kultem cierpiętnictwa. Przez Drogę Krzyżową Chrystus pokazuje, że cierpienie nie jest elementem zbawienia. Ten, kto dużo cierpi czy dużo płacze, wcale nie musi być bliżej Boga i szybciej trafić do nieba... To nie jest tak, że cierpienie jest drogą. Natomiast jesteśmy realistami i wiemy, że cierpienie i zło istnieją na świecie. Doświadczając życia Bożego i zmartwychwstania Chrystusa, mamy żyć nadzieją, która pomoże nam przez cierpienie przejść. Nawet pomimo cierpienia, życie ma sens. I właśnie tę nadzieję chrześcijanin może dać współczesnemu człowiekowi.

Z Ewangelii wiemy, że Jezus często wyróżniał osoby, które w ówczesnym, ale i we współczesnym świecie, są dyskryminowane czy marginalizowane. Nad losem Chrystusa płakały proste kobiety, które pewnie nie rozumiały Drogi Krzyżowej, a jednak to na nie Chrystus zwrócił uwagę, nie na mędrców czy uczonych. I to wydaje się być bardzo pocieszające. Nie musimy być biegli w rozumieniu Boga, żeby też mieć szansę na zbawienie. Prostota może być atutem.

Tak, Chrystus zwraca uwagę na proste kobiety, a nie na kapłanów czy faryzeuszy. Nie trzeba być wielkim tego świata, żeby Chrystus nas dostrzegł. Jak Ewangelia naucza, Chrystus zwraca uwagę na najmniejszych i na ich potrzeby. W nich kryje się obecność Boga i często jest ona intensywniejsza i bardziej zauważalna niż tam, gdzie panuje żądza władzy i pieniądza.

Myślę, że tam, gdzie jest prostota, pokora i skrucha, jeszcze bardziej objawia się moc Ewangelii. Patrząc na tę stację, można też zauważyć wątek feministyczny. Kobiety bardzo często przyjmują ciężar cierpienia. Widzimy to choćby teraz, gdy trwa wojna na Ukrainie – wiele z nich zetknęło się z przemocą, wraz z dziećmi zmuszone zostały do ucieczki z kraju, w którym pozostawiły swój dotychczasowy świat. Wiele konsekwencji zła i przemocy to właśnie kobiety niosą w sobie przez długie lata lub do końca swojego życia.

Gdy Chrystus stanął przy płaczących kobietach, powiedział im, żeby płakały nad sobą, a nie nad nim. Czy to jednak nie zabrzmiało jak skarcenie? Te kobiety, które nie rozumiały męki Chrystusa, mogły poczuć się zmieszane.

Myślę, że to przede wszystkim jest katecheza o Bogu, który jest wszechmocny, potężny, doskonały, ale wie, że to my zmagamy się z konsekwencjami grzechu. To nas dotyka grzech i jego niewola. A Chrystus pragnie nas z tej niewoli wydobyć.

A może też chodzi tu o to, że w pierwszej kolejności powinniśmy zabiegać o nasze własne zbawienie. Może zamiast wytykać błędy innym, należy przyjrzeć się własnym?

Można tak na to spojrzeć. Odniósłbym ten wątek również do pomocy charytatywnej. Pomaganie wypala i męczy. Jeżeli sami nie zadbamy o wytchnienie i balans w życiu, to będzie nam bardzo trudno pomagać innym, mimo szczerych chęci. W tej sytuacji będziemy tracić i my, i te osoby, którym pomagamy. Ewangelia proponuje nam, aby prowadzić życie w sposób harmonijny. Wskazuje, że z jednej strony należy zadbać o siebie i o swoje zbawienie, a z drugiej – to nie wszystko, bo zawsze możesz komuś pomóc.

Osoby, które wspierają Ukraińców i przyjęły ich do swoich domów, mogą w pewnym momencie być zmęczone tą sytuacją, a nawet czuć niechęć do osób, którym pomagają. To może prowadzić do poczucia winy – ktoś może obwiniać się, że już nie daje rady pomagać. Z tym uczuciem mogą też zmagać się m.in. opiekunowie chorych, wolontariusze.

Pomaganie i bycie przy drugim człowieku może przypominać kulę śniegową, która z każdym obrotem jest coraz większa i cięższa, trudniejsza do okiełznania. Patrząc na ósmą stację można też wskazać, że w tej scenie kobiet jest kilka, można powiedzieć, że one są we wspólnocie. One przeżywają tę sytuację razem. To wskazówka, żeby nie borykać się z problemem w pojedynkę. Gdy czujemy, że nie potrafiły podołać jakiemuś problemowi, to trzeba się tym podzielić z drugim człowiekiem. To sztuka umieć poprosić o pomoc. Bo czasem mamy błędne przeświadczenie, że to słabość czy ułomność. Zawsze warto powiedzieć: nie daję rady, potrzebuję twojej pomocy.

Bohaterem tej stacji jest też tłum. Gdy Chrystus szedł z krzyżem, oglądały go tłumy, Droga Krzyżowa budziła sensację, ale tylko kilka osób wyraziło solidarność z Chrystusem - pomogło mu lub zapłakało nad jego losem. Większość ludzi była jednak obojętna. To jest częsta postawa we współczesnym świecie.

W tłumie wszyscy mają zachowywać się tak samo. Nie ma miejsca na indywidualność. Dlatego pojawia się pytanie, czy gdy jesteśmy w tłumie, to stać nas na to, żeby powiedzieć, co czujemy i myślimy – czy jesteśmy w stanie być sobą w tym tłumie i przyjąć postawę inną niż tłum? To ważna umiejętność i obszar, w którym możemy się rozwijać.

Kobiety zareagowały inaczej niż tłum, nie były obojętne. Były nonkonformistkami.

Można tak powiedzieć. Nie tylko były obserwatorkami, ale weszły w odniesienie do Chrystusa. Miały wsparcie swojej małej grupy, którą tworzyły, i której nie był obojętny los Chrystusa. To jest obraz małej wspólnoty, małego Kościoła, który zwraca się do Chrystusa, a w tle znajduje się anonimowy tłum. Chrystus mówił o takiej wspólnocie, którą odrywa od masy, i w której każdemu nadaje imię. Biblia uczy, że imię jest znakiem indywidualnej relacji z Bogiem. Chodzi tu o rozpatrywanie zbawienia nie tylko na ogólnym poziomie, ale w odniesieniu do indywidualnej historii każdego człowieka.

A jak rozumieć płacz kobiet? Czy to był bunt przeciwko złu, przejaw braku obojętności. Czy to był przejaw odwagi?

Żeby zapłakać trzeba mieć odwagę. Nie da się szczerze płakać na zawołanie, to musi być odruch serca, efekt naszych myśli i postaw. Czasem, gdy nic więcej nie można zrobić, płacz może być jedynym sprzeciwem wobec jakiejś sytuacji. I może znaczyć bardzo dużo.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki