Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odeślijmy magisterium do lamusa

Tomasz Sokołów
Szumnie zapowiadana sanacja szkolnictwa wyższego tuż-tuż. Rada Ministrów właśnie "przyklepała" projekt minister Kudryckiej, który ma zmodernizować nasze uniwersytety. Wszystko ma być pięknie, bogato i merytorycznie. Jednakże w ferworze akademickiej rewolucji rząd zapomniał usunąć mały, acz szkodliwym detal - magisterium.

Jako świeżo upieczony absolwent uniwersytetu mógłbym godzinami rozwodzić się nad bezsensem pisania i bronienia pracy magisterskiej (tudzież licencjackiej). Zresztą nie jestem sam. Cała rzesza już-magistrów i jeszcze-nie-magistrów mi wtóruje. Ci pierwsi, bo wiedzą, że wszystko odbywa się pro forma, drudzy - gdyż też to wiedzą, lecz dodatkowo muszą się napocić, pisząc wspomnianą rozprawę. Skądinąd ja także słyszałem od starszych kolegów z roku, że "magisterka to jedna wielka ściema", nie sądziłem jednak, że aż taka.

Absurd tworzenia pracy dyplomowej objawił mi się w pełni, gdy oddałem po raz pierwszy cały jej tekst do sprawdzania promotorowi. Okazało się, że miast dogłębnej analizy mego dzieła profesor jedynie zaznaczył przy kilku akapitach uwagi dotyczące stylu. Na pytania merytoryczne usłyszałem zaś zdawkowe "w porządku". Przykład ten i tak nie jest ekstremalny - w końcu mój promotor w ogóle zainteresował się pracą. Koleżanka, która nie miała już tyle szczęścia, od swego opiekuna usłyszała wprost, że "nie chce mu się tego czytać". Wyobraźmy sobie zdumienie dziewczyny, która spędziła kilka miesięcy na płodzeniu prawie 120-stronicowego dzieła. Szczęśliwie "psor" przewertował wstęp i zakończenie.

Problem z "dyplomówkami" nie tkwi jednakże tylko w obojętnym podejściu do nich kadry dydaktycznej. Myślę, że ową niewrażliwość promotorów może powodować fakt, że większość z prac jest po prostu słaba, nienowatorska. Powielają one standardowe treści, nie przesiąka ich żadna świeża myśl. Co gorsza - często nie jest to przez studenta zamierzone. Oczywiście w niektórych dziedzinach problem ten nie zachodzi, nieraz jednak (np. w przypadku prawa) bardzo ciężko jest nie tylko na coś twórczego wpaść, ale nawet nie powielić sztampowego tematu. W końcu, przykładowo, w prawie cywilnym większość instytucji ma swój początek już w starożytnym Rzymie! W takim przypadku praca magisterska staje się kompilacją kilku monografii, a celem badawczym jest, w gruncie rzeczy, jałowa "dogłębna analiza" wybranego zagadnienia.

Należałoby więc się zastanowić: co jest źródłem porażki instytucji magisterium? Nastawienie kadry? Fakt, że niektóre materie naukowe nie nadają się do ubrania w formę pracy magisterskiej (jak rzeczone pra-wo)? Czy w końcu miałkość wywodu spowodowana lenistwem studenta? Wydaje się, że wszystko po trochu. Toteż darując sobie zabawę w poszukiwanie winnych - należy stanowczo stwierdzić, że nad magisterium zapłakać trzeba.

Zresztą wielu w Polsce już to robi. Jak były dziekan Wydziału Prawa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu - Andrzej Szwarc, który w 2007 roku proponował zastąpienie pracy magisterskiej egzaminem ze wszystkich przedmiotów. Prócz tego student musiałby przygotować cztery krótkie teksty dotyczące konkretnych problemów prawnych. Koncepcję tę podchwyciło ministerstwo. Po zmianie rządu sprawa jednak ucichła.

Pomysł prof. Szwarca jest odważny, ale też być może jednym z tych, które odwróciłyby proces dezawuacji tytułu magistra. Na każdym kroku słychać, że "dziś skończenie studiów to jak przed wojną liceum". Bolejąc, muszę się z tym sloganem zgodzić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki