Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od rodziców nie biorę. O pracujących nastolatkach na Pomorzu

Irena Łaszyn
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne T.Bolt
Twierdzą, że młody człowiek nie musi dużo spać. Dlatego jak zechce, zarobi na siebie i na rodzinę. O pracujących nastolatkach, kelnerkach z politechniki, biznesie z babcią i profitach z Euro 2012 pisze Irena Łaszyn

Ania mówi, że bakcyla połknęła już w gimnazjum. Miała 13 lat, gdy zaczęła piec z babcią ciasteczka. Czasem cytrynowe grzybki z kapeluszami oblanymi gorzką czekoladą, czasem piernikowe misie, serduszka i gwiazdki, przystrojone kolorowym lukrem i migdałami. Przed świętami szły jak woda. Zapakowane w celofan i przewiązane rafią, Ania zabierała do szkoły, a babcia do zakładu, w którym dorabiała jako sprzątaczka. Łakocie kupowały panie nauczycielki i panie z kadr, urzędniczki i dyrektorki. Dla rodziny i znajomych.

- Nie wiem, ile miała z tego babcia, ale mnie odpalała 200 złotych na Wielkanoc i 300 złotych na Boże Narodzenie - opowiada Ania. - Bardzo lubiłam z nią pracować, nawet gdy to robiłyśmy nocami, aż do świtu.

Gdy zakład babci zrezygnował ze sprzątaczek i wynajął zewnętrzną firmę, babcia usiłowała sprzedawać ciasteczka w innych instytucjach. Niestety, przestali ją tam wpuszczać. Wtedy Ania, już 15-letnia, wzięła sprawy w swoje ręce. Zaczęła ogłaszać usługi na słupach i w internecie, zawierać nowe znajomości. Raz wychodziły na swoje, raz nie. A gdy nastał kryzys, to interes w ogóle przestał się opłacać. Najpierw zrezygnowały z migdałów i czekolady, w końcu zrezygnowały z pieczenia ciasteczek. Potencjalni klienci preferowali gwiazdki z dyskontów, za jedną trzecią ceny.

- Pani mieszka z babcią?
- Tak. Mama zostawiła mnie u babci, gdy miałam pięć lat. Wyjechała na drugi koniec Polski, założyła nową rodzinę, dwukrotnie urodziła bliźniaki, nie mogła mi pomagać. A taty nigdy nie poznałam.

Dziś Ania ma 21 lat, własną działalność gospodarczą i całkiem przyzwoite dochody, choć konkurencja na rynku duża.
- Oferuję różne świąteczne gadżety, a jak trzeba, to myję okna i trzepię dywany - wyjaśnia. - Wszystkie terminy do końca roku mam zajęte. Bo w wolnym czasie to ja studiuję. Na Uniwersytecie Gdańskim, na dosyć ambitnym kierunku.

Jaki to kierunek, Ania nie zdradzi, podobnie jak nie wyjawi nazwiska. Tu nie o nią chodzi, ale o osoby jej najbliższe. Żeby komuś nie było przykro. Bo trzeba dodać, że od czasu gdy babcia zachorowała, cały dom utrzymuje Ania. Oprócz domu, utrzymuje wujka, syna babci, który nie może znaleźć odpowiedniej pracy. Przecież mężczyzna nie może się zajmować babską robotą, np. myciem okien, których Ania ma do umycia w nadmiarze.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Konto samo rośnie

Z raportu Eurostudent (międzynarodowe badanie warunków życia studentów) wynika, że aż 72 proc. żaków utrzymuje się samodzielnie. Na pracę poświęca średnio 25 godzin w tygodniu, na naukę - 10 godzin. Tak jest na kierunkach magisterskich. Na licencjackich - praca zajmuje młodym ludziom zaledwie 19 godzin, nauka - 11.

Media donoszą więc, że szefowa resortu nauki i szkolnictwa wyższego prof. Barbara Kudrycka jest dumna z pracowitości polskich studentów. Zwłaszcza że 35 proc. z nich pochodzi z rodzin o wysokim statusie społecznym. Wysoki status, według badających, to wyższe wykształcenie co najmniej jednego rodzica.

Bartosz parska śmiechem, gdy słyszy powyższą definicję. Tak się składa, że jego rodzice też skończyli studia. Mama - filologię rosyjską, tata - administrację. Ale w małym miasteczku, w którym mieszkają, od kilku lat nie ma dla nich pracy. Wyjeżdżają więc, na zmianę, za granicę. Pracują na czarno. Głównie dlatego że - dla dobra rodziny - nie mogą być w Niemczech non stop. Bartosz ma młodsze rodzeństwo.

Na szczęście, jego już mają z głowy. Od czasu gdy przyjechał do Trójmiasta, utrzymuje się sam. Bartosz studiuje na Politechnice Gdańskiej, potrafi pisać programy komputerowe i lubi zarabiać. Łączy przyjemne z pożytecznym. Pobawi się, pokombinuje, a konto samo rośnie. Już na trzecim roku dostał etat w prestiżowej firmie, na rękę 4500 zł. Nawet się zastanawiał, czy nie rzucić studiów, bo dyplomu nikt od niego nie wymagał. Ale rodzice zaczęli histeryzować, więc dotrwał do końca, pomnażając oszczędności. Na ostatnim roku się ożenił, by się załapać na kredyt "Rodzina na swoim", kupił dwupokojowe mieszkanie na strzeżonym osiedlu, używany samochód i niezły motor.

- Właśnie zmieniłem pracę - chwali się. - Dostałem 1500 złotych więcej, tyle właśnie wynosi miesięczna rata kredytu.
Czasem Bartosz podrzuca pieniądze młodszemu bratu, który właśnie zaczął studia. Damian mieszka w akademiku i wciąż jada makaron z ketchupem. Jest niepraktyczny, wybrał kierunek humanistyczny, bez perspektyw na pracę. Twierdzi, że czegoś szuka, ale tak naprawdę od kilku miesięcy jest na - dziurawym raczej - garnuszku rodziców. Nie ma tego drygu co Bartosz. Nie ma też większych ambicji. Uważa, że gdyby gdzieś dostał 2 tys. zł, to byłby w pełni usatysfakcjonowany. Bartosz tego nie rozumie. Ale żeby nie zadrażniać, siedzi cicho, a nawet zabiera młodszego brata na piwo. Prosi, żeby było bez nazwisk. Damiana mu nie szkoda, ale rodzicom byłoby przykro.

Żona Bartosza, Anita, też studiuje. A poza tym dorabia jako kelnerka. Bardziej dlatego, że to zajęcie lubi niż dlatego, że musi.
- To nie są duże pieniądze - przyznaje. - Ale podczas Euro 2012 z samych napiwków miałam 1500 złotych. Lokal leży nad morzem, zagraniczni kibice chętnie go odwiedzali. "Polska bialo-cerwoni!" krzyczeli od progu. A potem chwalili polskie piwo i urodę polskich kelnerek. Chwalili też mój angielski i hiszpański.
Jeden kibic zostawił jej 100 zł ekstra.

Nie trzeba spać

Polskie kelnerki znają języki obce, są młode i ładne. Prawie wszystkie studiują, niektóre na dwóch fakultetach.
- W dzisiejszych czasach studia nie otwierają drogi do kariery - zauważa Patrycja z kawiarni na Głównym Mieście w Gdańsku. - A praca kelnerki to nie ujma.

Patrycja najpierw studiowała germanistykę na Uniwersytecie Gdańskim, potem przeniosła się na lingwistykę stosowaną i dołożyła sobie angielski. Twierdzi, że pracę ze studiami można bez trudu pogodzić.

- Tworzymy tu zgraną ekipę i gdy trzeba, koleżanki mnie zastępują - tłumaczy.
Iga studiuje prawo na Uniwersytecie Gdańskim, w systemie dziennym, jest na piątym roku. Zapewnia, że egzaminy zdaje w terminie, a pracować musi.

- Gdy chce się samodzielnie rządzić swoim życiem, jest to konieczne - podkreśla. - W młodym wieku nie trzeba dużo spać.
Jola podpowiada, że to kwestia organizacji. Ona studiuje w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, pracuje na Głównym Mieście w Gdańsku, ale nigdy się nie spóźnia. Jest na trzecim roku, a to najwyższy czas, żeby dorosnąć i odciążyć rodziców.
Angelika ma 21 lat, od trzech jest kelnerką.

- Zdecydował przypadek - przyznaje. - Przyjechałam do Gdańska na studia, ale musiałam się z czegoś utrzymać i podjęłam pracę w kawiarni. Nie żałuję, bo uwielbiam kontakt z ludźmi. W przyszłości chciałabym jednak pracować z trudną młodzieżą, w zakładzie poprawczym…

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Szef się wzruszył

Agnieszka zarobiła pierwsze pieniądze, gdy miała 15 lat.
- Podczas wakacji pojechałam z kuzynką do pracy w ośrodku wczasowym - wspomina. - Miałam być kelnerką, ale trafiłam do kuchni i tak się spodobałam właścicielom, że wkrótce objęłam w tej kuchni dowodzenie. Dyrygowałam dorosłymi ludźmi!
- Umiała pani gotować?
- Podstawową wiedzę kulinarną wyniosłam z domu, trochę podszkoliła mnie szefowa. Gdy po raz pierwszy upiekłam ciasto, szarlotkę na kruchym cieście, z podsmażonymi jabłkami, bezą i kruszonką, to i inni we mnie uwierzyli. Bo początkowo to nie chcieli mnie słuchać. Buntowali się, że taka smarkata im rozkazuje.

Pracowała trzy miesiące, siedem dni w tygodniu, przeważnie od godz. 9 do pierwszej w nocy. Tylko dwa popołudnia miała wolne.

- Nie było pani przykro, że inni wylegują się na plaży, a pani ciężko haruje?
- Nie, nie było przykro. Przecież ja tam przyjechałam po to, żeby zarobić i zdobyć doświadczenie. Szef uważnie mi się przyglądał, pokazywał, co robię źle. Kiedyś przyszedł, gdy byłam już bardzo zmęczona, i krytycznym okiem spojrzał na podłogę. Kafelki były umyte, ale fugi nie wyglądały dobrze. Do rana, na kolanach, czyściłam tę podłogę. A gdy szef się pojawił, zaprowadziłam go do kuchni. - Od dzisiaj ta podłoga tak będzie wyglądać - zakomunikowałam. Aż się wzruszył. I powiedział, że jestem jego najlepszym pracownikiem, a on od tej pory zawsze będzie zatrudniał młodych ludzi.
Zarobiła wtedy 3200 zł . Może nie jest to zawrotna kwota, dla niej jednak był to majątek. Robiła wielkie plany. Ale gdy wróciła do domu, okazało się, że popsuła się pralka.

- Nawet się nie zawahałam - mówi. - Bardzo chciałam podarować te pieniądze rodzicom. Trochę protestowali, w końcu ulegli.
Od tego czasu pracowała w każde wakacje. Miała na ciuchy, książki, prezenty i korepetycje z rysunku technicznego, bo chciała zdawać na politechnikę. Korki z niemieckiego załatwił tata, zgodził się bowiem pomalować w zamian nauczycielce mieszkanie.

Żeby zarabiać

Gdy Agnieszka zaczęła studia w Gdańsku, było dla niej oczywiste, że od tej pory może liczyć wyłącznie na siebie. Znalazła pracę w renomowanej restauracji, wynajęła mieszkanie do spółki z koleżanką. Miesięcznie, razem z napiwkami, ma około 3 tys. zł. Czasem wysyła pieniądze rodzinie.

- Ile ma pani lat?
- Dwadzieścia jeden. Jestem dorosła. I nie wyobrażam sobie, by dorosłą osobę utrzymywali rodzice. Obojętnie, czy mieszka razem z nimi, czy w innym mieście.
- A gdyby mieli bardzo dużo pieniędzy?

- To nie ma znaczenia. Dorosły człowiek musi być odpowiedzialny za swoje życie, żyć na własny rachunek.
Rodzice Agnieszki nie są bogaci. A ona nie jest jedynaczką. Ma dwie młodsze siostry i sporo dziur w budżecie do załatania.
- Studiuje pani na tej politechnice?

- Tak, w systemie dziennym. Tylko raz miałam kłopoty na uczelni, czegoś tam nie zaliczyłam. Na szczęście, mogę pracować wieczorami, a podczas dnia normalnie uczestniczyć w zajęciach.
- Przez dwa tygodnie usiłowałam się z panią umówić. W końcu dostałam SMS: "Dziś jestem na uczelni do 17, potem idę do pracy. Jutro mam wolne między 14 a 16, w czwartek do 10".

- Zdarza się, że brakuje czasu na normalne życie. Mój chłopak tego tempa nie wytrzymał, rozstaliśmy się. Pocieszam się, że gdy skończę studia, będzie łatwiej.

Nie lubi ludzi marudnych. Nie ceni tych, którzy się lenią i całymi dniami siedzą w domu. Albo pracują za 1500 zł, dla wpisu w CV, bo uważają, że praca w biurze jest lepsza niż w gastronomii.

Ale generalnie nie narzeka. Nie sądzi, że pracuje za dużo. Na co dzień nawet tego problemu nie zauważa. Czuje się wręcz zażenowana, gdy ktoś przypiera ją do muru, dopytuje o koleżanki albo o wakacje. Koleżanki ma w pracy i na uczelni, wakacje są po to, by zarabiać pieniądze. Uczyć się można nocami. A w dzień - trzeba się uśmiechać. Koniec, kropka.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

To jest we krwi

Kasia najpierw siedziała na kasie, jak to się w branży mawia. Osiem godzin pracy, piętnaście minut przerwy. Tej płatnej. Bo jak chcesz dodatkową, to ci potrącą z pensji. Odbijasz kartę przed opuszczeniem stanowiska i po. Ale wbrew krążącym o hipermarketach legendom, nikt pampersów nie zakładał. I nie musiał stawać na kropce.

Wyciągała najniższą krajową, ledwie wystarczało na wynajęcie mieszkania i na bilet miesięczny. Próbowała dojeżdżać, ale to oznaczało godzinę i 10 minut autobusem w jedną stronę.

- W końcu zatrudniłam się w firmie reklamowej, dostałam ponad 2 tysiące złotych na rękę - wspomina Kasia. - A potem spotkałam Martę, koleżankę z liceum, zgadałyśmy się, że fajnie byłoby razem zamieszkać. Od trzech lat wspólnie wycieramy cudze kąty, koszty dzielimy na pół.

Najgorzej było w pierwszym miesiącu, gdy z uwagi na ogrzewanie elektryczne zapłaciły za sam prąd ponad 600 zł. Do tego 900 zł za wynajem, 250 zł za czynsz, jeszcze internet i gaz. Potem nauczyły się oszczędzać. Zwłaszcza że studia też kosztują, semestr 1900 zł.

Kasia ma 22 lata, Marta - 23. Pochodzą z nadmorskiej miejscowości, która latem żyje z turystów, a po sezonie zamiera.
- Nasze rodziny w ciągu kilku letnich miesięcy muszą zarobić na cały długi rok - tłumaczą. - Wbrew pozorom, to nie jest lekki chleb. Dla nas było więc oczywiste, że gdy przyjedziemy do Gdańska na studia, to będziemy musiały utrzymywać się samodzielnie.

Wybrały europeistykę, wydawało się, że to kierunek przyszłościowy. Ale studia tak naprawdę nic nie znaczą. Żeby się ustawić, trzeba mieć w życiu trochę szczęścia.

- Najpierw pracowałam w sklepie, potem znalazłam pracę w banku - opowiada Marta. - Od dwóch lat czekam na etat, wciąż jestem zatrudniona na umowę-zlecenie.

Na rękę ma około 2,5 tys. zł. Można żyć. Nawet na różne przyjemności wystarcza, np. na bilety na mecze żużlowe. Obie są fankami czarnego sportu.

Czy jako nieletnie pracowały? Oczywiście! W nadmorskich miejscowościach dzieci nie mają wakacji. Można dorabiać w ośrodku wczasowym, cukierni albo pizzerii. Tylko żeby się załapać do sklepu monopolowego, trzeba najpierw skończyć 18 lat. Takie przepisy.

- Nikt nas jednak do pracy nie zmuszał, nie było presji - zastrzega Marta. - Same chciałyśmy, to się ma we krwi.
- Nie wyobrażam sobie, żeby ciągnąć od mamy pieniądze - przytakuje Kasia. - Ale na słoiki z zupkami i mięsem to się zgadzam. Wciąż tę wałówkę do Gdańska targam, choć sama też potrafię gotować.

- Ależ ona robi spaghetti carbonara! - rozmarza się Marta.
Na pytanie, kiedy - ich zdaniem - trzeba odciąć pępowinę i się usamodzielnić - nie potrafią odpowiedzieć. Kto wie, jak wyglądałoby ich życie, gdyby mieszkały z rodzicami w Trójmieście i nie musiały się martwić o dach nad głową? Może wcale nie chciałyby się wyprowadzić? Może zrobiłyby to dopiero w wieku 25 lat?
- A gdy ktoś ma 40 lat i nadal mieszka z mamusią?
- O, to na pewno ma problem. Głównie ten ktoś, nie mamusia.

Irena Łaszyn
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki