Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obywatelu, zrób to sam! Rolnik wyręczył policję w znalezieniu skradzionego ciągnika

Tomasz Turczyn
Leszek Dydyna odzyskał skradziony ciągnik. Do kradzieży doszło w październiku ubiegłego roku
Leszek Dydyna odzyskał skradziony ciągnik. Do kradzieży doszło w październiku ubiegłego roku Ryszard Pietrasz
Rolnik wyręczył policję w znalezieniu skradzionego ciągnika, a teraz słyszy od prokuratury, że ma jej nie pouczać, jak prowadzić śledztwo - pisze Tomasz Turczyn.

Powiedziałem, że kolejny raz nie popuszczę złodziejom - mówi 62-letni Leszek Dydyna, rolnik z Darłowa. - Raz wykupywałem od nich skradziony ciągnik. Drugi raz - nie ma o tym mowy.

Obok domu stoi potężny ciągnik marki John Deer wraz z pługiem. Wartość rynkowa sprzętu to około 400 tys. zł. Nasz rozmówca go właśnie odzyskał w okolicznościach, które mogłyby posłużyć za kanwę scenariusza filmu detektywistycznego.

***

Październik ubiegłego roku, wieś Wszędzień w gminie Postomino, położona ponad 20 km od Ustki. To tu znajduje się baza postojowa dla maszyn rolniczych Leszka Dydyny. Są tu trzymane nocą, gdy kończą pracę na polach. A jest tych pól niemało. Gruntów pod zasiewy, nasz rozmówca ma, wspólnie z rodziną, ponad 900 hektarów. Ziemię zaczął kupować od 1974 roku. Uważał, że jest to dobry kapitał.

- Złodzieje musieli obserwować bazę dokładnie, bo zaatakowali w idealnym momencie - ocenia Dydyna. - Osoba, która odpaliła ciągnik z pługiem, znała się na tym. Zwykły kierowca nie pojedzie taką maszyną, a co dopiero z doczepionym pługiem. Trzeba nacisnąć, w określonej kolejności, kilka guzików, aby tylko pług uruchomić z pozycji spoczynku do pozycji transportowej. To fachowa, praktyczna wiedza.

Pierwszy ciągnik stracił w 2001 roku i wtedy - jak wspomina - był przyparty do muru.
- Miałem jedną tego typu maszynę i prowadząc rozległą gospodarkę, potrzebowałem jej. Dlatego postanowiłem wykupić ją od złodziei, którzy sami się do mnie zwrócili z taką ofertą - opowiada rolnik. - Wymiana nastąpiła na przedmieściu Złocieńca. Skradziona maszyna została przygotowana przez złodziei do spalenia, na wypadek gdyby coś poszło nie tak podczas transakcji.

Przez trzy lata Leszek Dydyna wskazywał organom ścigania osoby, które podejrzewał o kradzież. Dopiero gdy w 2004 roku sprawą zajęła się grupa funkcjonariuszy ze Słupska, ruszyła ona do przodu i znalazła finał w sądzie. Niestety, z pieniędzy przekazanych złodziejom udało się odzyskać zaledwie 5 tys. zł.

***

Sprawę ubiegłorocznej kradzieży, prowadzoną pod nadzorem prokuratora, Komenda Powiatowa Policji w Sławnie umorzyła po pięciu tygodniach z powodu niewykrycia sprawcy.

- Byłem tym zaskoczony, bo to nie była zwykła kradzież roweru, a potężnego sprzętu. A więc ktoś musiał to zorganizować i zaangażować w jej wykonanie co najmniej kilka osób - mówi Dydyna. - Zwróciłem się do słupskiego oddziału Centralnego Biura Śledczego, bo policja sławieńska potraktowała tę kradzież, w mojej ocenie, pobieżnie i rutynowo. Formalnie pisemne powiadomienie o umorzeniu dostałem 22 grudnia 2012 roku. Praktycznie od pierwszego dnia po kradzieży także sam działałem w celu jej wyjaśnienia.
Pomagała mu rzesza prywatnych osób - kolegów, przyjaciół, członków rodziny. Stworzyli nieformalną grupę, która w wolnym czasie próbowała wyśledzić ciągnik i pług. Jej członkowie swoimi prywatnymi autami przejechali setki kilometrów w terenie. Poza tym monitorowali różne portale aukcyjne, na których sprzedaje się maszyny rolnicze.

Przełom nastąpił pod koniec marca tego roku.
- Na jednym z portali internetowych wystawiono na sprzedaż ciągnik i to była moja maszyna - mówi rolnik z wyraźnymi emocjami w głosie. - Rozpoznałem ją po charakterystycznych znakach, tylko mi wiadomych. John Deer był prezentowany na zdjęciach, a cena za jego kupno była bliska wartości rynkowej. Anons ukazał się na polskim portalu internetowym, a później na ukraińskim. Dzięki zdjęciom mieliśmy wyobrażenie, jakiego typu pomieszczenia dziupli szukamy. I na podobne trafiliśmy w Redzikowie. Nie zdradzę, jak tam dotarliśmy ani jak udało się nam potwierdzić, że jest tam skradziony sprzęt. Nie będę ułatwiał życia osobom, które się parają nielegalnym procederem.

Dydyna mówi, że to wtedy zainteresował sprawą CBŚ. Funkcjonariusze z marszu się nią zajęli. Zatrzymano osoby, które chciały sprzedać ciągnik, zabezpieczono sprzęt komputerowy, telefony komórkowe.

***

Po tym jak rolnik pomógł namierzyć osoby chcące sprzedać maszyny polowe, zwrócił się do prokuratury. Tu, niestety, podobnie jak w przypadku wcześniejszego policyjnego dochodzenia, trafia na inercję organów ścigania.

- Sprawa podlega sławieńskiej prokuraturze i to ona miała się nią dalej zająć - relacjonuje Dydyna. - 6 maja 2013 roku rozmawiałem z szefem tutejszej prokuratury i pytałem, dlaczego to się tak ślimaczy.

- Przez pewien czas postępowanie w sprawie kradzieży się nie toczyło, bo było umorzone wobec niewykrycia sprawcy - przyznaje Jarosław Płachta, szef Prokuratury Rejonowej w Sławnie. - Nie zmienia to faktu, że były podjęte różne pozaprocesowe działania, o których pan Dydyna nie musiał wiedzieć. Aktualnie śledztwo zostało wznowione w związku z nowymi faktami, które się pojawiły. Poza tym z panem Dydyną trudno znaleźć wspólny język.

Zdaniem Jarosława Płachty, to on poprosił CBŚ o zbadanie sygnału, po tym jak okradziony rolnik poinformował prokuraturę, że wypatrzył ciągnik na portalu aukcyjnym.

- Zabezpieczono komputery i telefony komórkowe, i były zlecone ich oględziny - tłumaczy prokurator. - A pan Dydyna chciał, abyśmy sprawdzili wszystkie bilingi numerów telefonów zapisane w nich. To nierealne działanie, bo nie można ot, tak sobie prześwietlać rozmowy ogromnej grupy osób. Próbowałem to wytłumaczyć, ale on nie chciał tego słuchać. Mówiłem mu także, że nie mogę czegokolwiek nakazywać CBŚ, bo ta jednostka mi nie podlega. W świetle tego wszystkiego uważam, że działania podjęte były szybko i prawidłowo.

Nieco inaczej przedstawia sprawę poszkodowany rolnik. Jego zdaniem, prokuratura "nie była przekonana" do działań poszukiwawczych podjętych przez niego i jego znajomych. Dlatego później rozmawiali oni już tylko z CBŚ.

Złość Leszka Dydyny budzi też fakt, że mężczyzna zatrzymany przez CBŚ przy okazji nalotu na złodziejską dziuplę został wypuszczony na wolność.

- Pan Dydyna nie będzie pouczał, jak prowadzić śledztwo - denerwuje się Jarosław Płachta. - Najpierw trzeba się zapoznać z materiałem dowodowym, a dopiero później zabierać głos.

Prokurator dodaje, że zlecił wykonanie wielu czynności w sprawie ciągnika i pługu.
- I w zależności od ich wyniku zostaną postawione osobie, która dzierżawiła magazyn, gdzie znaleziono maszyny, określone zarzuty. Opcji tutaj jest kilka i na łamach prasy nie będę ich rozważał.

Jarosław Płachta, kiedy słyszy, że Leszek Dydyna zapowiada złożenie skargi na sławieńską prokuraturę, odpowiada, że rolnik ma do tego prawo oraz że skarga będzie rozpatrzona.

***

Leszek Dydyna mówi, że maszyny rolnicze stoją na jego posesji i z tego się cieszy. Podkreśla także, że CBŚ spisało się na medal. Na koniec dodaje, że tego samego nie może powiedzieć o śledczych z powiatu sławieńskiego.

Napisz do autora: [email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki