"Obecnie na Pomorzu większym zagrożeniem niż COVID-19 jest rak lub udar". Lekarze: szpitale są bezpieczne i czekają na pacjentów

Piotr Kallalas
Piotr Kallalas
Epidemia koronawirusa wywołała strach przed szpitalami. Tymczasem placówki medyczne wprowadziły rygorystyczne zasady przyjęć oraz ochrony pacjentów i personelu, a lekarze ostrzegają: obecnie problemem nie jest ryzyko zakażenia, a rezygnacja z diagnostyki i leczenia. Sprawdziliśmy, jak sytuacja wygląda w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku i Uniwersyteckim Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni.

Szpitale apelują do pacjentów: przychodźcie na badania i zabiegi

Od kilku tygodni pomorskie szpitale i przychodnie funkcjonują w nowej rzeczywistości. Po wysiłkach związanych z opanowaniem zagrożenia epidemicznego i częściowym zamknięciu placówek teraz przyszedł czas na wznowienie przyjęć w nadzwyczajnych warunkach.

- To ogromne przedsięwzięcie logistyczne, bowiem pacjenci są umawiani na wizytę z tygodniowym wyprzedzeniem i to na konkretne godziny oraz do poszczególnych klinik. Wszystko musi działać, jak w precyzyjnym mechanizmie - stwierdził dr hab. n. med. Łukasz Kaska ordynator Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Transplantacyjnej UCK.

Niestety, jak informują władze szpitala, odsetek pacjentów, którzy nie stawiają się na konsultacje, a nawet na planowe zabiegi jest zauważalny. W takich sytuacjach placówka medyczna stara się automatycznie włączyć na listę innych chorych, aby rezygnacja nie oznaczała pustego miejsca na stole operacyjnym i aby ktoś inny mógł skorzystać z luki. Przed zabiegiem pacjenci są zresztą w stałym kontakcie telefonicznym ze szpitalem, żeby móc w porę zareagować.

Prawda jest jednak bolesna - chory, który nie stawia się na wizytę, działa na swoją szkodę, a taka decyzja może nieść za sobą poważne konsekwencje dla jego zdrowia.

- Nie należy zapominać, że pomimo wprowadzenia obostrzeń, które mogą wpływać na ograniczenie innych chorób zakaźnych jak np. grypa, to inne choroby nie znikają - podkreśla Jakub Kraszewski, dyrektor naczelny Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. - Mówię tu między innymi o schorzeniach kardiologicznych czy onkologicznych. Nie możemy zapominać o tych schorzeniach, bo przerwa w leczeniu może w tym wypadku oznaczać nieodwracalne i negatywne skutki dla pacjenta.

Szpital jest bezpieczny. Restrykcyjne procedury

Specjaliści podkreślają, że utrzymujący się niski poziom transmisji koronawirusa na Pomorzu w połączeniu z niezwykle restrykcyjnymi procedurami ochronnymi sprawiają, że szpitale są obecnie bezpieczne. Wszyscy pacjenci przyjmowani do poradni specjalistycznych mają mierzoną temperaturę i podlegają szczegółowemu wywiadowi epidemiologicznemu.

Sytuacja jest jeszcze bardziej restrykcyjna w przypadku zabiegów planowych, które stopniowo są reaktywowane. W tym wypadku chorzy muszą przejść obowiązkowy test na obecność koronawirusa. Po pobraniu wymazu pacjent przebywa w izolacji, aż do momentu poznania wyniku.

- Obecnie na wynik czeka się około 4-5 h - informuje Jakub Kraszewski. - Z tego powodu powstały specjalne oddziały buforowe, ponieważ pacjenci po badaniu nie powinni spędzać czasu w jednej sali. Przyjmujemy około 200 pacjentów dziennie, co wymaga zsynchronizowania wielu elementów. Obecnie pacjenci, którzy nie są w ciężkim stanie, mogą spędzić te kilka godzin po pobraniu wymazu w warunkach domowych. Oczywiście wszyscy są zobowiązani do zachowania warunków izolacji.

Są to najwyższe możliwe do zrealizowania zabezpieczenia. Oczywiście istnieje ryzyko, że pacjent miał kontakt z patogenem kilka dni wcześniej, a tak wczesny etap zakażenia nie zostanie zdiagnozowany testem. Biorąc jednak pod uwagę wykorzystywane procedury, w tym izolację oraz stosowanie na każdym kroku specjalistycznej odzieży ochronnej, zagrożenie jest stosunkowo niewielkie.

Potwierdzają to zresztą statystyki. Każdego dnia szpitale wykonują dużą ilość testów zarówno wśród pacjentów, jak i personelu medycznego. Tymczasem przykładowo Uniwersyteckie Centrum Kliniczne do tej pory wykonało ponad 4 tys. testów dla pacjentów wchodzących do placówki i tylko w jednym wypadku wynik testu SARS-CoV-2 okazał się dodatni.

Przyjęcia w Uniwersyteckim Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej

Restrykcyjna ścieżka przyjęć obowiązuje również w Uniwersyteckim Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni. Tam na Izbę Przyjęć wchodzimy przez specjalistyczną bramkę, która po przystawieniu nadgarstka do czujnika, mierzy temperaturę ciała.

- Wszyscy pacjenci są przyjmowani zgodnie z opracowanym schematem, który ma zapewnić bezpieczeństwo - zapewnia mgr piel. Katarzyna Nikrant, oddziałowa Izby Przyjęć UCMMiT. - Każdy pacjent wypełnia ankietę epidemiologiczną dotyczącą stanu zdrowia. Jeżeli nie ma objawów, jest wpuszczany na Izbę Przyjęć, gdzie odbywa się pierwszy kontakt z lekarzem.

Tutaj, również w przypadku zabiegów planowych, chory po wstępnej weryfikacji czeka na oddziale buforowym. Po kilku godzinach zapada decyzja o przyjęciu do szpitala, która jest uzależniona od wyniku testu na koronawirusa. Pacjenci przyjęci do oddziału leżą w osobnych salach.

- Szpital obecnie stopniowo odmraża normalną funkcjonalność większości oddziałów - powiedział prof. Marcin Renke, dyrektor UCMMiT - Przykładowo, wykonuje się już badania endoskopowe, ale tylko ambulatoryjnie lub dla szpitala w przypadku zagrożenia życia. Wznowienie pełnej diagnostyki przewidujemy w późniejszym okresie. Oczywiście powrót do pełnej aktywności będzie możliwy dopiero po zakończeniu działania oddziału dedykowanego obecnie pacjentom z COVID-19.

Warto podkreślić, że ośrodek uniknął transmisji koronawirusa wśród pracowników. W Uniwersyteckim Centrum Medycyny Morskiej do tej pory zakażona była jedna osoba z personelu medycznego i wszystko wskazuje, że wirus został nabyty prawdopodobnie w przestrzeni pozaszpitalnej. Procedury zadziałały i nie doszło do dalszych zakażeń.

Lekarze alarmują - brak powrotu do profilaktyki, stosowania badań przesiewowych, kontynuacji leczenia czy stawiania się na wizyty kontrolne może doprowadzić do wzrostu śmiertelności z powodu chorób onkologicznych i kardiologicznych.

W Polsce w okresie epidemii nie odnotowano większej liczby zgonów w porównaniu z latami poprzednimi, jednak nie wiadomo w jakim stopniu zaniechanie badań i zabiegów wpłynie na kondycję społeczeństwa.

- Pacjenci boją się zakażenia i to powoduje wyraźne spadki zgłaszalności np. w przypadku incydentów sercowo-krążeniowych - podkreśla prof. Marek Koziński, kierownik Kliniki Kardiologii i Chorób Wewnętrznych GUMed. - Taką sytuację obserwujemy nie tylko w Polsce, ale również innych krajach Europy. Wszyscy zastanawiają się, jak obecna epidemia w perspektywie długofalowej może wpłynąć na zdrowie społeczeństwa i zwiększyć umieralność z powodu innych chorób.

W momencie powstawania materiału na oddziale dedykowanym chorym COVID w gdyńskim UCMMiT nie było żadnego chorego. Tymczasem lekarze wyliczają pacjentów, którzy zbyt późno trafili do szpitala i nie da się już u nich odwrócić pewnych procesów chorobowych.

Botoks 2.0? Naukowcy potwierdzają

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na Twitterze!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na Twiterze!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki
Dodaj ogłoszenie