Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O konsumpcji można bez końca

Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Dawno nie miałem tylu pytań od Czytelników, jak po ostatnich felietonach o konsumpcji. Nie wiem, dlaczego akurat ten temat okazał się tak interesujący. Może dlatego, że choć statystyki wskazują na stały wzrost konsumpcji w Polsce, doświadczenia wielu ludzi są odmienne. No i w kampanii wyborczej ciągle przewija się pytanie: czy jest lepiej, czy gorzej?

Ktoś stawia pytanie, czy konsumpcja może rosnąć bez końca i wyraża opinię, że raczej nie. Otóż może rosnąć dotąd, dokąd będą rosły potrzeby ludzi. A tu kresu nie widać. Problemem jest to, że współczesną gospodarkę napędza nie zaspokajanie rzeczywistych, często jeszcze elementarnych potrzeb uboższych warstw społecznych, w tym mieszkańców krajów słabo rozwiniętych (których na świecie jest większość), ale sztuczne nakręcanie potrzeb (zachcianek) mniejszościowych, za to dysponujących większością siły nabywczej konsumentów najbogatszych.

Ktoś inny prosi, by wyjaśnić, czy obserwujemy w Polsce dwa efekty (paradoksy): Giffena i Veblena. Oba polegają na tym, że rosnącym cenom towarów towarzyszy wzrost popytu na nie. Stąd często nazywa się je paradoksami rynku, bo dzieje się coś odwrotnego w stosunku do jego podstawowych praw. Ten pierwszy dotyczy sytuacji, gdy drożejącym towarom podstawowym towarzyszy wzrost popytu na nie. Jest to sygnał drastycznego obniżania się stopy życiowej - najniżej zarabiający wydają tak dużo na zakupy podstawowych drożejących dóbr, że nie stać ich na nic innego poza zwiększoną porcją tychże. Czyli rezygnują z kupowania rzeczy lepszych i zastępują je zwiększonymi zakupami towarów gorszych jakościowo. Naturalnie, taki efekt występuje w gospodarstwach domowych, w których ma miejsce wyraźny spadek dochodów, np. na skutek utraty pracy. Czy jest on teraz powszechny w Polsce? Raczej nie, choć sukcesy sieci tanich sklepów dyskontowych z najprostszymi produktami wskazują, że zjawisko jest na tyle znaczące, że można na nim nieźle zarobić.

Efekt Veblena polega na tym, że ludzie kupują pewne towary, mimo że one drożeją, po to by zademonstrować przynależność do wyższej (w ich mniemaniu) klasy społecznej. Czyli: zastaw się, a postaw się. To także zjawisko, które niemal zawsze występuje. Zawsze bowiem znajdą się tacy, którzy chcą "pokazać się". Niewątpliwie jednak obserwowaliśmy znacznie więcej takich postaw w latach 90. niż obecnie. Grupa tych, którzy się wówczas dorobili większych majątków, nieco okrzepła i ucywilizowała się, a liczba wchodzących nowobogackich jest mniejsza niż wtedy.

Podkreślam jednak, że oba te efekty, w czystej postaci, występują, gdy rosną ceny. Stopa inflacji w Polsce jest spora, ale daleko jej do tego poziomu, z którym borykaliśmy się zaraz po rozpoczęciu transformacji. I to nie rosnące ceny, ale spadki dochodów nominalnych w niektórych grupach społecznych wywołują efekt Giffena. Paradoks Veblena zawsze był, jest i będzie zjawiskiem marginalnym. Czasem śmiesznym, czasem żałosnym, czasem drażniącym. Widać to bardzo wyraźnie np. w Rosji, ale w Polsce jego zasięg nie jest wielki.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki